Decyzja Iwaszkiewicza o nieprzedrukowywaniu go być może wynikała ze strategii nieprzypominania niektórych zdarzeń i tekstów sprzed 1945 roku, które mogły mu zaszkodzić w utrzymaniu poprawnych relacji z powojennymi rządami. Do dziś jego międzywojenna publicystyka kulturalno-literacka czeka na wnikliwego czytelnika. Pamiętajmy, że kultura i polityka Polski Ludowej opierała się na dyskredytacji dokonań
Nie przypominając Wigilii nowej Polski za życia, intuicyjnie przygotował jej wejście w obieg lat dziewięćdziesiątych
Poeta świadomie czerpał ze źródeł chrześcijańskich i polskich. W Dzienniku w przypływie samorozpoznania i goryczy 9 lutego 1955 roku przyznawał się przed sobą: „Przecież to wszystko, co piszę, to mogło powstać tylko jako produkt kultury chrześcijańskiej, więcej – kultury katolickiej. Jestem największym pisarzem katolickim w chwili obecnej. Ale o tym nie tylko nikt nie wie w tej chwili, ale nigdy nie będzie wiedział. Może kiedyś powiedzą, że pisarzem katolickim – ale nigdy, że największym”.
Nieprzypadkowe są epizody współdziałania, zaraz po wojnie, Iwaszkiewicza z Wojciechem Bąkiem, twórcą manifestującym swój katolicyzm. Drogi obu jednak szybko się rozeszły, gdy Bąk, sekowany przez rodzime poznańskie środowisko, ale też satyrycznie obśmiewany przez młodego Tadeusza Różewicza, uwikłał się w konflikty z władzą.
Jak sądzę, Iwaszkiewicz nie chciał po 1945 roku przypominać, że u podstaw jego twórczości znajdują się niepopularne w przestrzeni oficjalnej „socjalistycznego państwa” idee. A Wigilia nowej Polski jest o tyle wyjątkowa, o ile dochodzi w niej otwarcie, jak w żadnym innym utworze Iwaszkiewicza, do utożsamienia narodu polskiego z chrześcijaństwem. Wizja absolutyzacji polskiej nacji dokonuje się w duchu chrześcijańskiego uniwersalizmu.
Iwaszkiewicz im był starszy, tym bardziej wierzył w to, że odcięcie artysty „od ojczystego gruntu” wyjaławia. W okresie powojennym podróżował po Europie i Ameryce Południowej, korespondował z Witoldem Gombrowiczem czy Mieczysławem Grydzewskim, ale nie wyobrażał sobie, że byłby w stanie udać się na emigrację.
Warto zatem przypomnieć o Wigilii nowej Polski zwłaszcza teraz, gdy o Iwaszkiewiczu przez ostatnich trzydzieści lat zwykło się myśleć bardziej kosmopolitycznie niż partykularystycznie, bardziej europejsko niż z uwzględnieniem perspektywy polskiej. Ta recepcyjna dysproporcja podsuwa przesłankę do postrzegania go poza kontekstem polskości, jakby nie chodziło o autora Podróży do Polski czy po prostu człowieka, który na koniec życia, w 1979 roku, został przyjęty w Watykanie przez Jana Pawła
[…]
[Ciąg dalszy w numerze.]