Z nowymi wierszami wracamy do świata niewielkiego bloku, w którym ważną rolę pełniła mama narratorki. Do niej jako tzw. blokowej wszyscy zwracali się ze swoimi kłopotami i żądaniami. Nastoletnia narratorka opowiadań z wysokości trzepaka przyglądała się życiu jak kukiełkowemu teatrzykowi, w którym buzowało od niespodziewanych zdarzeń, zachowań i wypowiedzi. W tekstach poetyckich punkt widzenia jest już inny. Widzimy dojrzałą kobietę, której spontaniczne wspominanie przychodzi z trudem czy obawą. Krytycznie przygląda się temu, co niespodziewanie wyskakuje z pamięci. W motcie książki mówi wprost: „Nie wszystko chce się pamiętać”. Powtarza to zresztą zaraz w pierwszym wierszu, zatytułowanym Zemsta. Już wiemy, że rozczulenia będzie zdecydowanie mniej, a więcej krytycyzmu i chęci rewanżu. Oczywiście „zemsta” jest umowna i literacka. Miałaby dotyczyć tych, którzy skrzywdzili lub chcieli skrzywdzić nadwrażliwą dziewczynkę, przyszłą poetkę. Bohaterka dochodzi do wniosku, że mszcząc się rzeczywiście, stałaby się taka sama jak ci, co ją skrzywdzili. Nie pozwoli więc na to, by po latach zmienili ją w „podłego człowieka”. Byłby to ostateczny triumf zła.
Jak mi się wydaje, najważniejszym wątkiem tej książki jest próba radzenia sobie z pamięcią, z racjonalnym zarządzaniem jej zasobami, bywa ona bowiem „okrutna, nachalna, odbierająca oddech” (Zemsta). Pierwsze utwory tomu można nazwać „autotematycznymi”, bo poświęcone zostały literackiemu ujęciu problemu, rozpatrywaniu roli pamięci, mechanizmów jej działania, psychologii rozpamiętywania, „niewidocznej żałobie” (Niewidoczne) po tym wszystkim ulotnym, straconym, a z nagła się odzywającym. Uwagę zwracają szczególnie wzmianki o kłopotliwych czy niewygodnych treściach świadomości, o „uparcie chowanych w sobie demonach” oraz zalegającej pamięć i wyobraźnię „smole” (Niewidoczne). Jeden z tych wierszy nosi tytuł Głowa. To w nim z poziomu fizjologii („W przednim płacie mózgu utknęło nasze ja”) przechodzi się do psychologii, a nawet do uogólnień natury etycznej, do opisu relacji między głową a „resztą ciała”. To w nim mówi się o „wszystkich wstrząsach” i obrażeniach, jakich opisywane „ja” musiało doznać przez całe życie. Bohaterka mimo „kryzysów i spięć” może już panować nad tym prawie schizofrenicznym rozgardiaszem; jednakże nie do końca, bo kiedy „próbuje zrobić głowie / na złość” i „stara się nie myśleć”, głowa natychmiast reaguje buntem i „krzyczy”.
Dopiero po rozpisaniu zasad, po symbolicznym dogadaniu się z głową, uświadomieniu sobie rozmaitych przeszkód i obostrzeń, zaczyna płynąć czysty, liryczny monolog, ale taki, który wybiera z bólu, „syfu” i niesmaku piękne postacie, zachowania i gesty. Lila, „dewizowe kurwiszcze” (Lila), odzyskuje honor i blask, wreszcie zrozumiana trafia na piedestał dzięki poświęconemu jej utworowi. Olo, paniczyk, zawsze przez matkę trzymany z dala od „brudasów z podwórka”, obecnie „nie jakiś tam fafarafa, / tylko zakonnik” (Olo). Niegdyś prymus Lesio, duma szkoły i osiedla, teraz zapijaczony menel, skulony w kącie „brudnej, cuchnącej klatki schodowej” (Schody). Również jemu należy się uwaga i zrozumienie, płynie więc wzruszający monolog objaśniający przypadki jego żywota. Dziewięcioletnia Gosia, która – niechciana i niepotrzebna – popełniła samobójstwo, wyskakując przez okno. Lektura poświęconego jej wiersza Ptaszek była dla mnie wstrząsającym doświadczeniem.
I wszystko to jakby zatrzymane w czasie, osadzone w realiach „Psiaka”. Bo są to też wiersze o wspólnocie, o społeczności niby to rozdartej kłótniami i konfliktami, lecz w gruncie rzeczy skonsolidowanej i solidarnej. Autorka niekiedy nazywa ją wprost, używając sformułowania „wsiury z Psiaka”. W wierszu Psiak, polemizującym z ustaleniem pewnego historyka, który zanegował fakt historyczny dotyczący bitwy na Psim Polu, czytamy:
się wtedy nie zdarzyło pod moim
oknem, ani jeden wsiur z Psiaka
nie uzna tej samowolki
Prócz wierszy wspomnieniowych, przywracających dzieciństwo i czas trudnego dojrzewania, wiele jest w książce utworów analizujących postępy starości, zarówno własnej, jak i tej dookolnej, rodzinnej i sąsiedzkiej. Tu konieczna poprawka – Szychowiak nie analizuje, raczej się „wczuwa”. Nie jest oschła ani czułostkowa. Obserwacja i obrazowanie współtworzą coś w rodzaju racjonalno-emocjonalnego korelatu, doskonale wyważonego zbioru zdań, empatycznie skupionych na personie czy zjawisku. Bolo godzi się na odwyk „dzięki paru seansom u mnie” (Kolekcjoner). Jednak z mężem Lusi, „nałogowym zbieraczem wszystkiego” (Kolekcjoner), już tak łatwo nie było. Nie dał się przekonać, wreszcie zginął w pożarze, który sam wywołał, wśród stert nagromadzonych śmieci. Owdowiały Benek żartuje, „że nie ma dla kogo umrzeć” (Drobny retusz). W mieszkaniu Elusi więcej umarłych niż żywych, ci drudzy „coraz mniej ją obchodzą” (Wizyty). Inna postać w drodze do domu spokojnej starości zwierza się bohaterce i pyta, dlaczego życie zleciało tak szybko. Puenta tego wiersza, zatytułowanego Nie ona jedna, brzmi: „Chciałaby sobie, biedna, urządzić koniec życia / tak, żeby nie wiedzieć, że to już”. To są najciemniejsze miejsca książki. Siedzimy razem z bohaterką przy wielu szpitalnych łóżkach, trzymamy za ręce umierające i umierających. W związku z tym zastanawiam się, czy Poza zasięgiem nie jest najsmutniejszą książką poetycką Mirki Szychowiak. Myślę jednak, że odzywająca się tu rozpacz w paradoksalny sposób niesie nadzieję i siłę. Jak to się dzieje? Jak ona to robi? Przytacza historyjki, które tworzą ludzką wspólnotę powikłań i powiązań. Człowieczeństwo polega na wzajemności, a poezja pomaga ją ustanawiać.
Mimo wszystko poetka wierzy w człowieka, w jego możliwość przeciwstawienia się złu. Wiersze ciemne przeplatane są jasnymi, a ostateczny bilans tych porachunków jest, jak sądzę, pozytywny. Wyławia się z bolesnej pamięci te fragmenty, które umacniały w poczuciu sensu, uwrażliwiały i ustawiały głos, a w efekcie budowały człowieka, o jakim poetka opowiada, jakiego chce widzieć. Ostatecznie to te fragmenty przeważają, choć nie brak obrazów ludzkiej słabości, małostkowości i okrucieństwa. Bohaterka obawia się, że tych drugich przybywa, że bezceremonialnie zawłaszczają pamięć i że w związku z tym „zaczyna powoli brakować miejsca na piękno i siły na zemstę” (Zemsta).
Powtarzam na koniec – to książka skupiona na pamięci i jej pracy, odpowiadająca na podstawowe pytanie: dlaczego obsesyjnie rozpamiętujemy właśnie to (i tu kolejna anegdota, mała opowiastka), a nie coś innego, i dlaczego to „inne” często znajduje się poza zasięgiem. Szychowiak jest mistrzynią poetyckiej narracji przywołującej ważne, formujące wydarzenia z życia. Nie tylko własnego, lecz przede wszystkim z życia ludzi obok, najczęściej tych wykluczanych, pomijanych, przegranych. Nie chce się nad nimi współczująco użalać czy litować, chce oddać im głos, pokazać ich z lepszej strony, wspomnieć o tym, jacy byli, zanim upadli, stoczyli się, przestali się liczyć w rozgrywce.
Niejasne jest uwodzicielskie działanie jej wierszy. Prawdopodobnie prowadzą nas do źródła ludzkiej wspólnoty, do jakiejś gatunkowej empatii i nadwrażliwości. Stąd po lekturze to niezwykłe wrażenie działania oczyszczającego, zatrzymania się, wygaszenia w odbiorcy (choćby na chwilę) skłonności do bycia małostkowym, do złośliwości i niechęci względem bliźniego.