01/2025

Urszula Ptak

Niemcy

Dzień przed otwarciem frankfurckich Targów Książki jest dla autorów i całego rynku księgarskiego w Niemczech nerwowy. Stowarzyszenie wydawców i księgarzy przyznaje w październiku nagrodę dla najlepszej niemieckiej powieści. Nagroda główna to równo 25 000 euro, a pozostałych pięciu nominowanych dostaje po 2500. Te kwoty mają znaczenie. Gdy jury ogłosiło tegoroczną zwyciężczynię, Martinę Hefter i jej powieść Hey Guten morgen, wie geht es dir, radość autorki zakłócił kolega, który nagrody nie dostał, a czuł, że powinien. Clemens Meyer i jego wielka epicka, ponadtysiącstronicowa powieść Die Projektoren bez nagrody to zdrada literatury i cholerna niesprawiedliwość – wykrzyczał autor. W wywiadach wyraźnie zdenerwowany uzasadniał, że nagroda to przecież dźwignia marketingowa, a on ma wysokie koszty rozwodu i spore długi w urzędzie skarbowym. Argumenty tego performance’u brzmiały dla mnie przekonująco, więc udałam się do berlińskiej księgarni Dussmann i zakupiłam obie książki: i nagrodzoną, i nagrody się domagającą.

Martina Hefter pochodzi z Bawarii, ale od lat związana jest z Lipskiem, przedstawia siebie jako artystkę performatywną, poetkę i pisarkę, a także laureatkę kilku znaczących nagród literackich. Teraz dołączyła ta najważniejsza. Tytuł można przetłumaczyć tak: „Hej dzień dobry, co u ciebie słychać”, z irytującym brakiem przecinka także po niemiecku. Korespondencja przy pomocy komunikatorów internetowych i algorytmów tłumaczących języki stwarza swoją własną ortografię.

Bohaterka powieści – Juno – jest kobietą po pięćdziesiątce, tancerką, żoną, która opiekuje się niepełnosprawnym mężem, chorym na stwardnienie rozsiane pisarzem o imieniu Jupiter, jest kobietą, która tańcem powstrzymuje proces starzenia się, a nocnym romansowaniem w internecie zabija nudę, smutek, trudno orzec, co bardziej. Z recenzji radiowej w Deutschlandfunk dowiedziałam się, że ta charakterystyka nosi cechy autobiograficzne. Martina Hefter także jest tancerką, a jej mąż jest człowiekiem chorym na stwardnienie rozsiane. Pozostałe elementy powieści wyglądają również bardzo realistycznie, nawet poetyckie skierowanie uwagi na gwiazdy, niebo i melancholię wczesnych wieczorów nie wydaje się dalekie od przeciętnych możliwości imaginacyjnych.

Bohaterka zmaga się z życiem, przeciwnościami losu i pragnieniem oddania się sztuce, taniec ją wyzwala, daje wspaniałe zmęczenie, daje poczucie ciała. Motyw ciała przewija się w całej powieści. Jupiter, mąż bohaterki, spędza życie w swoim pokoju, pracuje przy komputerze, jest pisarzem dobrym i dostającym nagrody. Jego chore ciało poddawane jest różnym zabiegom logistycznym. By opuścić mieszkanie, zawsze musi skorzystać z pomocy któregoś z sąsiadów; kilka ostatnich stopni jest niemożliwe do pokonania bez zniesienia wózka. Juno musi tak zaplanować wyjście z domu, by sąsiedzi w tym czasie byli i mogli pomóc. Niezwykle przejmująca jest scena, gdy Jupiter jedzie na konkurs literacki, na którym jest nominowany do głównej nagrody, i po dotarciu na dworzec kolejowy nie zjawia się pracownik wyznaczony do pomocy niepełnosprawnym. Juno wymusza w ostatniej chwili opóźnienie pociągu i wsadzenie wózka z mężem do wagonu, ale po wejściu do niego okazuje się, że przedział dla niepełnosprawnych jest zamknięty. Gdy Jupiter dostaje główną nagrodę, 15 000 euro, cieszą się, że będą mieć pieniądze na kilka miesięcy zakupów spożywczych. Jupiter nie jest wymagający, lubi gotowe wypieki o smaku pizzy z supermarketu. Motyw jedzenia pojawia się kilka razy, zawsze są to zakupy podstawowych produktów. Jupiter nigdy się nie skarży. Juno czasem martwi się brakiem pieniędzy, beznadzieją tych zakupów. Na rozdaniu nagród z przygodnie poznaną autorką komentują, że kiedyś były świetne bufety na takich uroczystościach, a teraz podali im tylko zupę, po którą od razu ustawiła się kolejka. Deprecjacja literatury widoczna na talerzu. Motyw pieniędzy i ich braku przewija się bardzo wyraźnie. Najlepsza dla mnie scena powieści to ta, w której Juno i Jupiter odpowiadają na pytania pracownicy socjalnej, która ma potwierdzić nieuleczalność choroby Jupitera i tym samym zapewnić i jemu, i Juno jako opiekunce zasiłek. Metaliczny posmak stresu w ustach jest wyczuwalny, pytania, odpowiedzi, dyscyplina, by nie powiedzieć czegoś przypadkowo źle, wyczerpanie po zakończeniu tego wywiadu środowiskowego. Gdy Jupiter mówi, że pójdzie do zakładu opieki, Juno kategorycznie odrzuca ten pomysł.

Czy to powieść o końcu świata, jak ciągle przywoływana w powieści filmowa Melancholia Larsa von Triera?

Juno jest kronikarką momentów, zabiera z parapetu zasuszoną osę, robi jej zdjęcie i pakuje ją do pudełka po zapałkach, pudełeczko stawia na biurku, bo nie wie, co z tym obiektem zrobić. Jej tematem jest miłość, ale taka, by miłością nie była, zatrzymana w pudełku telefonu jak ta martwa osa.

Juno popada w melancholię, starzeje się, tańczy, ćwiczy, robi zakupy, patrzy w gwiazdy, pragnie, by jej ciało odczuwało cokolwiek, może to być nawet ból. By coś poczuć, postanawia zrobić sobie tatuaże – igła wykłuwa jej wzory na skórze. Wdaje się także w rozmowy na portalu randkowym z mężczyznami.

Cześć piękna / Cześć śliczna / Cześć słoneczko, jak się masz?

Ci, którzy pisali, nazywali się Jimmy Taylor_354 lub Marcus DeBuonaventura. Nazywali się Phil Gibson1973. William_Smith i dr Antonio Alessandro. Opaleni faceci przed jachtami, biali, siwi mężczyźni z bejsbolówką i trzydniowym zarostem. Kowboj w typowych butach pozujący przed ranczem. Generał armii USA w stroju kadeta. Wdowiec z dwójką dzieci piekący naleśniki w luksusowej kuchni.


Kto nie zna takich profili? Biali mężczyźni z grzywą zadbanych włosów i opalenizną jak z podróży ślą zapewnienia o gorącym uczuciu do samotnych kobiet w średnim wieku. Jak tylko dostaną kilka tysięcy dolarów, to już na pewno przyjadą, już podają numer lotu i już wykaraskali się z opresji, złamanej nogi, ojca w szpitalu, zagubionego konta i tak dalej. Te tricki działają, w realnym życiu znam kobietę, która przelała wszystkie swoje pieniądze na konto do Nigerii i wynajęła nowe mieszkanie, by mieli więcej przestrzeni dla siebie niż w jej kawalerce, gdy on wreszcie wyleczy się z niespodziewanej choroby i przyleci już w sierpniu, jeszcze tylko jeden przelew. Juno w powieści Hefter zna prawdę od początku, igra z nią. Po co to robi? Patrzy w gwiaździste niebo i chce poczuć, że żyje, że istnieje.

Juno gra prawdą i nieprawdą, wchodzi w dyskusje po to, by zirytować spamerów, pisze im o gwiazdach, niebie, a oni wysyłają jej emotki, nie wiedząc, czego ta kobieta chce, lub blokują ją po dwóch takich wymianach. Jeden z nich, jak się potem okaże, Beno z Nigerii, odnajduje przyjemność w korespondencji z tą przedziwną kobietą z Niemiec. Ona pisze mu, że wie, kim on jest, że jest oszustem, on, że się tego wstydzi. Wchodzą w relację, w której i Juno oszukuje. Beno nie dowie się, że ma męża, nie będzie wiedział, ile Juno ma lat, ale będzie wiedział, że nie ma pieniędzy. To wystarczy, by się polubić. Polubić kogoś, kogo interesuje nasze życie. Wystarczy, by czekać na wiadomość, by rozgrywać małe wojenki, kto bardziej czeka. Ta dwójka jest zagubiona, zagubiony jest też mąż w ciemności swojego pokoju, zagubiony jest nawet jeden pokój w ich mieszkaniu, którego nikt nie używa. Dojmująca pustka poprzecinana wychodzeniem z domu, by ćwiczyć taniec, korespondencją internetową; ciemne ulice Lipska i próby połączenia życia wyimaginowanego z tym realnym.

Rzeczywistość 5 marca 23 roku to trzy nowe tatuaże. Wykonane ponownie przez pierwszego artystę, młodego studenta sztuki z Frankfurtu nad Menem. Juno lubiła jego styl, robił piękne rysunki, zabawne zwierzęta i poważne kwiaty, a także wiele napisów, słów lub pojęć. Youth nazywał się jeden.

Wybrała gwiazdę na prawym udzie, nad nią ozdobny napis:

Dolce Vita.
Wybrała to z jego wzorów. W pewnym sensie to prawda, miała słodkie życie.


Nic nie potwierdza tej diagnozy, ani realne, ani wyobrażone. Autorka wyraźnie zaznacza, że to ona odwróciła porządek oszukiwania w necie, to ona wykorzystuje Beno. Ona pisze sztukę teatralną z notatek ich korespondencji, jej własnych uczuć i stanu jej świata. Beno powinien dostać część honorarium, jeśli ona kiedykolwiek coś na tym tekście zarobi. Na koniec Juno oskarża sama siebie o cynizm. Postkolonialna eksploatacja z odwróconym porządkiem. Zastanawiam się, czy takie rozegranie tematu dało tej powieści nagrodę.

Czytam tę powieść, gdy za oknem jest jeszcze jesień, i też zaczynam podpadać w melancholię. Patrzę na ludzi na ulicy i nie jestem ciekawa, gdzie i po co tak pędzą. Juno chyba też tego nie wie, gdzieś się rozminęła z obowiązującym przez lata optymizmem i obietnicą szczęścia poprzez ciągły rozwój i samooptymalizację. Zostały jej tylko cienie pragnień. Na smutek wystarczy relacja w sieci, na co dzień jest taniec i zobowiązanie moralne, czyli noszenie zakupów dla męża. Emocjonalnie jest sterylnie. Juno jest zmęczona, przygaszona, ale ciągle w grze. Jest jak zmęczony kulturowy Zachód.

Tydzień później zastanawiam się, czy to wszystko jest rzeczywiście nowe. Czym różni się oszustwo na portalach internetowych od oszustwa powiedzmy w XVII wieku, gdzie portrecista ukrywał ślady po ospie lub wiek kandydatki na żonę, lub legendarną szpetotę Habsburga? Wtedy walka o pieniądze i wpływ taka sama jak dziś, tylko metoda się zdemokratyzowała. Nie ma tego w tej powieści. Dowiedziałam się jedynie, że przed jej publikacją ktoś dokonał sensitivity reading, czytania weryfikującego, czyli ktoś sprawdził, czy nikt nie poczuje się kulturowo obrażony. 2024, woke bez skazy i urazy, literatura bez obrazy. Ciepła jak światło z lodówki.

Książka Clemensa Meyera Die Projektoren dostała w listopadzie Bawarską Nagrodę Literacką. 10 000 euro. Do nagrody była także nominowana Martina Hefter.

Martina Hefter: Hey Guten morgen, wie geht es dir?
Klett-Cotta Verlag,
Stuttgart 2024, s. 224.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.