[…]
2.
Za „jednego z najszczęśliwszych ludzi w dziejach” Czesław Miłosz uznawał Emanuela Swedenborga, autora Dziennika snów 1743–1744, w którym ten wielki szwedzki uczony, wynalazca (maszyna parowa, łódź podwodna, strzelba na sprężone powietrze…), autor odkrywczych dzieł z zakresu geologii, astronomii czy fizjologii – filozof nazywany „Platonem Północy”, opisuje, jak sny stały się dla niego natchnionym źródłem bezpośredniego poznania Boga, od którego otrzymał dar „przenoszenia się za życia w świat pozamaterialny i prawie przez trzydzieści lat codziennie przebywał równocześnie i tam, i na ziemi”. W rozmowie z Miłoszem tłumacz frapującej monografii o Swedenborgu autorstwa Signe Toksvig – Ireneusz Kania przypomina, że ze swoich wycieczek w zaświaty szwedzki mistyk przynosił określone, precyzyjne informacje, niepodważalnie udokumentowane: „Na przykład owa historia z żoną zmarłego ambasadora holenderskiego, której Swedenborg przyniósł od męża informację o miejscu ukrycia pokwitowania, o którym ona nie miała pojęcia […] To zostało komisyjnie stwierdzone; ten kwit tam rzeczywiście był”.
Miłosz, podobnie jak William Blake, Edgar Allan Poe, Charles Baudelaire, Adam Mickiewicz i wielu innych najwybitniejszych twórców poezji i prozy, był wielbicielem Swedenborga i pisząc Ziemię Ulro, dawał wyraz fascynacji jego tajemnicą. Ganił go za to bardzo, niczym Vladimir rugający w sztuce Becketta Estragona, Tadeusz Różewicz. W wierszu Zaćmienie światła pisał:
Drogi Miłoszu
dzięki Panu zacząłem czytać na stare lata
Swedenborga
ani mnie ziębi ani grzeje
z trudem brnę przez jego sny […]
jego rozmowy z aniołami obrażają mnie
jest w tym coś nieprzyzwoitego […]
wystawiam sobie
świadectwo ubóstwa
ale nie mogę
gasić światła rozumu
tak obelżywie traktowanego
pod koniec naszego wieku
Różewicza ciekawiło u Swedenborga jedynie to, że pod koniec życia wyrosły mu po raz trzeci zęby.
A Miłosz, którego irytowało odmawianie literaturze prawa dopatrywania się w życiu ludzkim wymiaru metafizycznego, jeszcze po wielu latach odpowiadał Różewiczowi w Traktacie teologicznym:
mnie wyśmiewali za Swedenborgi i inne ambaje,
ponieważ wykraczałem poza przepisy literackiej mody.
Podtrzymywał też wyrażone w Ziemi Ulro przekonanie, że sny Swedenborga są taką fascynującą zagadką, że „jej rozwiązanie pozwoliłoby nam niemal zrozumieć prawa działania ludzkiej wyobraźni w ogóle”.
3.
Leszka Kołakowskiego bardzo niepokoiło, że w snach widzimy ludzi dawno nieżyjących i rozmawiamy z nimi, wcale się temu nie dziwiąc, jak gdybyśmy uważali to za rzecz naturalną, a przecież ona taką nie jest. W rozmowach, które z nim przeprowadzałem (Czas ciekawy, czas niespokojny, t. 1, s. 218, Znak, Kraków 2007), zastanawiał się, czy sny są rzeczywiste i w jakim sensie są rzeczywiste. „Sny zdarzają się bardzo często każdemu, ale nie chodzi o to, że każdy sen jest rzeczywisty, bo po prostu się zdarza. Chodzi o to, że dany sen zdarza się tylko mnie i nikomu innemu. To może być istotnie rozważone wyłącznie z punktu widzenia definicji rzeczywistości. A definicja rzeczywistości to jest coś naprawdę filozoficznie interesującego”.
[…]
[Całość w numerze.]