11/2022

Małgorzata Ślarzyńska

O tu i tu. Wiersze taktylne

Tak jak wszystkie rzeczy piękne Mer de Glace potrzebuje czasu, uważnego kontaktu, cierpliwej eksploracji swojej faktury i licznych warstw. Czas sprzyja temu zbiorowi, który przez ostatni rok zdążył zostać poddany licznym komentarzom krytycznoliterackim, w kwietniu otrzymał nominację do Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego Orfeusz, a w lipcu jego autorce wręczono Nagrodę im. Wisławy Szymborskiej.

To kolejne już wyróżnienie twórczości Małgorzaty Lebdy ze strony krytyki, m.in. po nominacji do Silesiusa Snów uckermärckerów, które jednocześnie w 2019 roku zdobyły Nagrodę Literacką Gdynia, i po Orfeuszu za Matecznik. W 2020 roku ukazały się Sprawy ziemi, zbiór łączący w sobie trzy poprzednio wydane tomy Granica lasu (2013), Matecznik (2016), Sny uckermärckerów (2018), stanowiący podsumowanie projektu tematycznie związanego z domem rodzinnym i utratą. Po tym zbiorze poetka otwiera się na nowe, na poszukiwanie nowej dykcji.

Mer de Glace, morze lodu – tytułem tomu stała się nazwa lodowca w Alpach po francuskiej stronie Mont Blanc. Mer de Glace jest lodowcem nie tylko jednym z najdłuższych, lecz także – jak alarmują naukowcy – w niebywałym tempie topniejącym. Imponująca, piękna katastrofa. Potężny, świetlisty i piękny twór, który podlega powolnemu rozkładowi i nieuchwytnemu na co dzień umieraniu. W cieniu tej katastrofy, w cieniu końca świata rozgrywa się rzeczywistość, zachodzą procesy życiowe. Przywodzi to na myśl obraz Émilie Möri Global Warming w odwróconej skali. Podczas gdy u Möri to góra lodowa wyznacza kadr, ludzkie postaci zaś widoczne są z dystansu niczym malutkie punkty, w Mer de Glace spojrzenie nakierowane jest na detal ludzkiej egzystencji.

Lodowiec tylko pozornie jest nieruchomy, w istocie znajduje się w ciągłym ruchu, podlega ciągłej zmianie. Jego widoczna forma jest rodzajem stopklatki. Podobnie w wierszach spojrzenie na codzienne życie zostaje unieruchomione i utrwalone, choć faktycznie codzienność trwa w ruchu, w ciągłym stawaniu się, w nieustannej pracy nad własną dykcją („praca; gęste godziny pracy; praca pracy”, Pory miejsc [I]). Podobnie jak we wcześniejszych tomach – co szczególnie ujawniło się w konstrukcji Snów uckermärkerów i strategii „zbliżeń” – w wierszach tych wychodzi się od konkretu, od utrwalonych namacalnych scen z życia, analizowanych szczegółowo i niezwykle uważnie.

Wyostrzone obrazy rejestrują wrażenia wyczulonych zmysłów: „kupowałyśmy od kobiety, / o skórze przypominającej pomięty pergamin (a muszę / dodać, że niosła za sobą zapach mleka): kostkę sera, / rabarbar, białe jaja”, Sawa, Dunaj). Obraz, zapach, faktura, kształt, zapis życia w jego fizycznych przejawach – barwach, oświetleniu, odgłosach. To właśnie te drobne z pozoru elementy rzeczywistości i zdarzenia otrzymują status najważniejszych, to na nich osadza się fundament egzystencji – w kontraście do tła większej całości, niemieszczącej się w kadrze: „o końcu świata, / który trwa, przypominam sobie nieczęsto, są bowiem sprawy / ważniejsze: zażyć rano tabletkę euthyroxu, umieścić ćwiartkę / doxybactinu w pyszczku kota. I jeszcze: nakarmić psy, / opowiedzieć psom sen, wyprowadzić psy” (Karmienie psów).

Wrażenia – jasne, zimne, ostre – zdają się organizować holistyczne doświadczenie świata opisane w tym tomie. W tej perspektywie nie sposób nie wspomnieć o tłoczonej białej okładce, która nadaje lekturze szczególne walory dotykowe, taktylne. Jednocześnie jest małym dziełem sztuki edytorskiej: biały matowy karton ze żłobieniami w kształcie ruchów lodowca, płócienna biała oklejka grzbietowa, kredowy śnieżnobiały papier Pur Coton Cocaine oraz perłowy błyszczący Galaxy Metallic White Ice, z którego zrobiona jest wyklejka. Wszystko to otwiera na jasność, świetlistość wierszy z tego tomu. Jasność, która cały czas istnieje w kontrze do nocy, nieuchronnie czającej się w tle: „Ranki tu są dobre, spokojne, ciągną się do samej nocy” (Karmienie psów).

Wiele czynników, poczynając od okładki, zdaje się wskazywać na podjęte poszukiwania taktylności w języku i skłania do odbioru tego tomu jako zbioru wierszy dotykowych, sensorycznych, poddających się lekturze nie tylko na poziomie jakości dźwiękowo-wzrokowych, lecz także angażujących zmysły dotyku oraz węchu i smaku. To liczne przymiotniki i przysłówki odwołujące się do wrażeń zmysłowych: „jasne”, „ciemno”, „wilgotne”, „ciepłe”, „posuwiste”, to także tematyzacja doświadczeń dotykowych: „Ej, patrz – dłoń, która krąży / wokół skóry; kory; futra, / i nigdy nie ma dość” (Geografia). Wyczulenie na fizyczny konkret, zmysłowość przywodzi na myśl wiersze Elizabeth Bishop, medytacyjne skupienie na detalu w domenie świata biologicznego – poezję Marianne Moore.

W strukturze tomu wyróżniają się cykle „Z ciała” (numerowany od „raz” do „trzynaście”) oraz „Pory miejsc” (I–VI). Można dostrzec w tej organizacji reminiscencje wcześniejszej serii „zbliżeń”. Szczególnie interesujące formalnie są „Pory miejsc”, które dążą ku prozie i być może ją zapowiadają – o toczącej się pracy nad prozą wspomina poetka w wywiadach. Budową „Pory miejsc” nawiązują do przywoływanych (Z ciała: osiem: „Smakiem jesieni jest ostry”) esejów Eliota Weinbergera z tomu Z rzeczy pierwszych, będących zapisem uważnej kontemplacji świata i zachodzących w nim zmian. Powiązane dźwiękowo wyliczenia w „Porach miejsc” rozdzielone są średnikami, potęgującymi wrażenie intensywności przeżycia:

[…] zakrapianie oczu; pieczenie szarej renety – cynamon, goździki; bataty, orzeszki pinii; otwieranie okien; pukanie do drzwi; rozpoznanie; zapraszanie do środka; raczej cisza niż turbiny rozmowy, a jeśli rozmowa, to patrzenie; twarz, twarze; wiele obiecujące rysy; ćwiczenie się w umiarze, ćwiczenie się w statystykach, ćwiczenie się w sprzeciwie; czytanie wierszy, czytanie wierszy, czytanie wierszy na głos; pisanie, w przestrachu, bo kryzys języka; zjednoczone strachy tematów, o których chce się krzyczeć (miałam napisać – wyć, tak); ruch głowy w stronę pohukiwań; […]

(Pory miejsc (VI)).


„Pory miejsc” mają charakter medytacyjnej kontemplacji rzeczywistości. To również kontynuacja poetyckiej refleksji w zakresie zmysłu dotyku, który zgodnie z opisami badawczymi obok kinestezji (zmysłu ruchu) angażuje m.in. chronocepcję (odczuwanie upływającego czasu).

Utwory z tomu Mer de Glace są pojemne i otwierają się na wiele możliwych odczytań. Do najostrzej zarysowujących się pól tematycznych należą ciało, zwierzęta i literatura. W wierszach z uwagą bada się zachowanie zwierząt i zachowanie ciała, kondycję roślin i zwyczaje ludzi (Fuksja), zawartość książek i przenikanie się tekstów z życiem.

Przede wszystkim są to wiersze o ciele. O ciele psa, człowieka, wiersza. Ciele miasta („Niebawem miasto położy wilgotne ciało bliżej ziemi, / opuści zasłony”, Szałwia), ciele sierpnia („Sierpień przewala ostudzone / ciało nad doliną”, Wilkowisko), ciele nocy. Ciele człowieka tworzącym świat i tworzonym przez świat, będącym częścią przyrody i przez naturę warunkowanym. Skupienie na pracy własnego ciała pozwala na refleksję nad współistnieniem i wzajemnym przenikaniem się świata natury i świata człowieka. Wyraźniejsza staje się dzięki temu relacja między fenomenami przyrody, jak lodowiec, zmarzlina, rzeka, i ludzkim ciałem, które można poddawać transformacji, trenować, czynić posłusznym (Z ciała: raz), leczyć (Umowa), które jednak pozostaje częścią wielkiej domeny zjawisk przyrodniczych, podlegającej potężnej sile wprawiającej je w ruch („coś”). Płyn tworzący się w jamie stawowej kolana przynależy do tego samego naturalnego kontinuum, co trwale aktywna wieczna zmarzlina (Z ciała: jedenaście).

Z cielesnością i tożsamością wiążą się też relacje, sfera kontaktu z innym. Jak pisała Jolanta Brach-Czaina w eseju Dotknięcie świata, „naszą mocną stroną może być przecież posiadanie właściwości wspólnych, łączących z nieprzeliczonym bogactwem bytów zdolnych dotykać świata”. Innym bytem może być drugi bliski człowiek, z którym dzieli się wieczorny posiłek („Jemy pieczone w kotle warzywa: czerwone ziemniaki, marchew, cebulę, buraki, kapustę”, Wilkowisko), szersze wspólnoty, krąg odbiorców, z którymi nawiązuje się kontakt wychylając się poza granice wiersza („liść żyworódki kładę na język [co i wam polecam]”, Z ciała: dziewięć), może być nim też inne zwierzę.

Psy (i koty) z otwierającego zbiór wiersza Karmienie psów będą powracać w wielu utworach z tego tomu. Poezja Lebdy od dawna bywa określana jako ekokrytyczna i ekologiczna, wyczulona na cierpienie zwierząt pozbawionych mowy (w posłowiu do Spraw ziemi pisała o tym Paulina Małochleb). Problem mowy zwierząt i braku głosu skłania do równoległej lektury znakomitej książki Carla Safiny Poza słowami. W Mer de Glace obecność zwierząt łączy się z pytaniem o zróżnicowanie zmysłowego doświadczania rzeczywistości, a także z obserwacją prób zwierzęcego odczytania świata poprzez zmysły. Rodzi się niepewność interpretacyjna dotycząca zarówno zachowania zwierząt:

Nocą we wsi coś otwiera psom pyski. Zaczyna się u wejścia

do wąwozu. Ogień warknięć przechodzi na dom od labradora

z sąsiedztwa. Pierwszy z nich przekazuje coś kolejnemu.

Nazwijmy to: niepokój, popłoch – jego dźwięk.

Zapalam światło, zwierzęta zamykają pyski. Gaszę. Otwierają.

Zapalam. Zamykają. Czy to możliwe, że uspakaja je to samo,

co nas? Dobrze – mówię im – śpimy dziś przy próbie jasnego,


jak i ludzi:


Patrzę na domy rozsiane po dolinie, błyska w nich,

jakby ludzie przeprowadzali te same próby.

(Próba jasnego)


Dzięki „próbom jasnego” rodzi się poczucie międzygatunkowego porozumienia. Jednocześnie podobieństwo ludzkich zachowań pozostaje w sferze domysłu („jakby”), w obszarze znaku zapytania. Bo też pytanie to generalna modalność tego tomu.

Lebda stawia pytanie o „anatomię” wiersza: „jaki ma pysk i jak go otwiera” (Z Bärfussa). Rodzi się ono z doświadczania i sprawdzania świata, z prób zrozumienia jego budowy, organizacji, struktury, z pełnych podejrzliwości wobec języka wysiłków wyrażenia tego, co doświadczone. Autotematyczne badanie zachowań wiersza i jego organicznej konstrukcji będzie w Mer de Glace powracać, wraz z podejmowaną tematyzacją literatury. Wiersze te są gościnne i otwarte na inne teksty, częściej niż we wcześniejszych tomach wskazują pole odwołań literackich, a czyta się tu m.in. eseje Eliota Weinbergera, wiersze Roberta Hassa, powieść Lukasa Bärfussa. Lektury wiążą się też z fizycznymi uwarunkowaniami czasu pandemii, w którym „czytanie wierszy, czytanie wierszy, czytanie wierszy na głos” pomagało przetrwać. Pandemiczne czytanie bywa ostatnio częstym tematem refleksji artystycznej. W tym miejscu skojarzenie, które od początku mojej lektury Mer de Glace rezonuje z otwierającym tom tekstem o psach oraz wersem „Pies podnosi głos, szczeka w noc, stoję przy oknie” z utworu Dubravka Ugrešić podpala dom. To notatnik Giacomo Leopardiego Zibaldone, rozpoczynający się znanym obrazem psa w nocy („Palazzo bello. Cane di notte dal casolare, al passar del viandante”). Przy okazji: niedawno przetłumaczony na polski we fragmentach Zibaldone był jedną z pandemicznych lektur innego poety, Tomasza Różyckiego. Czymś w rodzaju notatnika – z życia, z czytania, z obserwacji – jest zresztą Mer de Glace. Literatura może być „próbą jasnego”, remedium na „ciemne” i ważnym elementem fizycznego życia, usprawniającym konfrontację z cierpieniem: „Sięgamy tu po książki, które pomagają zamknąć usta nocy, a otworzyć / nasze – opasłe tomy, gdzie utrata pomyślana jest jako kantyk” (Gwasz).

Strategia przyjęta w tomie to stawianie pytań o to, jak można mówić literaturą i co literatura może z nami robić. Wypróbowywanie jakości taktylnych w domenie słowa można odczytać jako sygnał wychylenia się poza tradycyjne granice literatury, poszukiwanie jej sprawczości w świecie fizycznym, jej możliwości bycia w ruchu i poruszenia świata.

Ruch jest nie tylko częstym tematem tej twórczości – stanowi także istotną część życia autorki. Małgorzata Lebda, poetka, naukowczyni oraz ultramaratonka, we wrześniu ubiegłego roku zrealizowała projekt biegu wzdłuż Wisły – od źródła w Baraniej Górze do ujścia w Gdańsku. 1113 kilometrów pokonała w 28 dni. Bieg miał być reakcją na plany budowy drogi wodnej E40 łączącej Bałtyk z Morzem Czarnym i głosem sprzeciwu poetki wobec tej inicjatywy, której konsekwencje byłyby katastrofalne dla środowiska. Stanowił przykład aktywnego wyjścia poza sferę obojętności – identyczną postawę odnaleźć można w Mer de Glace, tomie wierszy przekraczających granice literatury, których słowa chcą robić „nam w środku radykalne rzeczy”.

Małgorzata Lebda: Mer de Glace.
Wydawnictwo Warstwy,
Wrocław 2021, s. 46.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.