Ograniczmy się do dwóch, wybranych z kilkudziesięciu możliwych, przykładów. Pierwszy monografista „Wiadomości”, Rafał Habielski, przedstawił „Kulturę” jako pismo dysponujące „bezpostaciowym organizacyjnie, jednak swoiście myślącym i poprzez owo myślenie zorganizowanym kręgiem inteligencji”, co miało różnić periodyk Jerzego Giedroycia od całej prasy emigracji londyńskiej, w tym także „Wiadomości”. Adam Dziadek pisał natomiast, że powojenne zmiany ustrojowe w Polsce „wpłynęły na zmniejszenie zainteresowania sprawami krajowymi”, więc „z czasem «Wiadomości» coraz więcej uwagi zaczęły poświęcać wewnętrznym sprawom emigracji. Zaczynając działalność równo z «Kulturą» (w 1946 r.), stanęły na przeciwnym do niej biegunie”. Wprawdzie Dziadek zastrzegał, że zestawienie obu czasopism nie ma charakteru wartościującego, ale proponowana przez niego ogólna charakterystyka periodyków nie pozostawiała złudzeń, które z czasopism było cenione wyżej. „Wiadomości” – pisał – „pełniły głównie funkcję informacyjną, dominowały w nich szczegół, polemika, faktografia”. „Kultura” natomiast „nastawiona jest na szersze, analityczne omówienie, dyskusję”.
Raz po raz w piśmiennictwie pojawia się również błędny, jak sądzę, pogląd, że praźródłem owego niekorzystnego dla londyńskiego tygodnika porównania obu periodyków była głośna dyskusja o nich, opublikowana na łamach „Kontynentów” w 1960 roku. Jak pisał Habielski: „W redakcyjnej dyskusji poświęconej tygodnikowi Grydzewskiego i «Kulturze» uznano tożsamość «linii politycznej» «Wiadomości» z konwencjonalną postawą niezłomności, «antykomunizmu», a nawet, jak uważał Bolesław Taborski, «antykrajowości»”. „Jeszcze emigracja nie zginęła, a Rosja zginie, zginie… głosi nam niefrasobliwie każdy numer – konkludował Taborski – i to wszystko, co głosi w dziedzinie polityki”. Przeciwwagę „Wiadomości” dostrzegano w „Kulturze”. W programie pisma i postawie zespołu cenili „młodzi” londyńscy „dobre” tradycje liberalizmu i racjonalizmu polskiego obok tolerancyjności i otwartości oraz słusznej niechęci wobec szowinizmu i nacjonalizmu.
Dodajmy, że o ile niektórzy z „młodych”, jak Adam Czerniawski, krytykowali „Wiadomości” przede wszystkim za „wstecznictwo poetyckie”, jakiś, powiedzmy, postskamandrytyzm, o tyle główny ideolog ataku „Kontynentów” na pismo Grydzewskiego, Taborski, który sam współpracował z wieloma instytucjami krajowymi, nieraz zainteresowanymi zagadnieniami życia kulturalnego w sposób zgoła specyficzny, jak Służba Bezpieczeństwa, wytykał mu antykrajowość, tj. niechęć do współpracy z krajem.
„Kontynentczycy” nie byli jednak pomysłodawcami owego wartościującego przeciwstawienia obu pism. Koncept ten zapożyczyli z kraju, od działaczy stronnictwa politycznego ukonstytuowanego wokół koła poselskiego „Znak” i zespołów redakcyjnych wznowionego „Tygodnika Powszechnego”, „Więzi” i „Znaku”. Powstały w październiku 1956 roku Ogólnopolski Klub Postępowej Inteligencji Katolickiej, na czele którego stanął Jerzy Zawieyski, a w skład którego weszli m.in. Antoni Gołubiew, Stefan Kisielewski, Tadeusz Mazowiecki i Stanisław Stomma, zadeklarował poparcie dla Władysława Gomułki i czynny udział katolików w życiu społecznym. Gomułka odwdzięczył się, dając możliwość reaktywacji zlikwidowanych wcześniej katolickich czasopism oraz udzielając niezwiązanym ze Stowarzyszeniem PAX działaczom‑katolikom prawa do kandydowania w wyborach do Sejmu PRL. Środowisko to bardzo żywo interesowało się Drugą Emigracją, szybko też uczyniło ją jednym z obiektów swej akcji politycznej, szczególną sympatią obdarzając paryską „Kulturę” jako jedyne poważne pismo emigracyjne, które (piórem Juliusza Mieroszewskiego) poparło Władysława Gomułkę, dając mu kredyt zaufania. Stefan Kisielewski (jak i jego polityczne otoczenie) wiedział, że Jerzy Giedroyc podjął nieformalne starania o debit dla „Kultury” w kraju. Już w listopadzie 1956 roku były emigrant i współpracownik paryskiego pisma Zbigniew Florczak apelował na łamach „Nowej Kultury” o zgodę na jego rozpowszechnianie w PRL. „Kisiel” – felietonista „Tygodnika Powszechnego” – postanowił wesprzeć owe starania. W numerze 13 (428) pisma z 31 marca 1957 wyznał: „Czytam teraz zawsze paryską «Kulturę» – nareszcie zaczęła przychodzić po owych latach, kiedy też przychodziła, ale nie do mnie. […] «Kulturę» uważam w ogóle za najlepsze pismo wydawane w polskim języku […]”.
Właśnie w 1957 roku Stefan Kisielewski, już jako poseł koła poselskiego „Znak”, odbył podróże do Francji i Wielkiej Brytanii, gdzie odwiedzał polskie ośrodki emigracyjne. Felietonowe relacje z tych wypraw zamieszczał w „Tygodniku Powszechnym”. W tym samym piśmie opublikowano programowy artykuł Gołubiewa pod niezbyt finezyjnym tytułem Polska leży nad Wisłą (TP 1957, nr 43 [458]).
W swojej Kronice angielskiej („Kultura” 1957, nr 11/121) odniósł się do tej wypowiedzi Londyńczyk (Juliusz Mieroszewski).
W tym samym numerze „Kultury”, w tekście ABC polskiej sytuacji, Mieroszewski pisał, że w Polsce „istnieją dwa tradycyjne nurty myśli politycznej: prawica i lewica. Nurt prawicowy – w konsekwencji obecnego układu – nabrał klasycznych cech wielopolszczyzny”. Dodawał też złośliwie, że dla tejże prawicy „wielopolskim ideałem będzie statut Finlandii”, co było aluzją do Kisielewskiego, który objeżdżał emigrację z prelekcjami na temat programu politycznego „neopozytywistycznego” ruchu „Znaku”, który według niego miał realną szansę doprowadzenia do politycznej „finlandyzacji” PRL. Rzecz w tym, że ani Mieroszewski, ani Giedroyc, którzy wspierali Kisielewskiego podczas jego wojaży, nie wierzyli w tę jego „Realpolitik”, koło poselskie „Znak” postrzegali jako klasyczny przykład opozycji koncesjonowanej, niezdolnej do prowadzenia żadnej samodzielnej polityki, tym bardziej do wywarcia wpływu na jakiekolwiek zmiany ustrojowe w PRL. Nadzieje polityczne wiązał więc Giedroyc z partyjnymi rewizjonistami, nie z grupą „Znaku” i „Tygodnika Powszechnego”, o czym mówił po latach w Autobiografii na cztery ręce.
W „Wiadomościach” Gołubiewowi odpowiedział Adam Pragier, który w artykule Gorliwcy w numerze 1 (614) z 1958 roku uznał wywody z łamów „Tygodnika Powszechnego” za próbę sparaliżowania polskiej akcji niepodległościowej na obczyźnie i nieuchronne następstwo kompromisu z komunistyczną dyktaturą. Warto zauważyć, że teza Gołubiewa – katolickiego publicysty, związanego z rzekomo opozycyjnym ruchem – o „wydziedziczeniu” emigracji pokrywała się, paradoksalnie, z poglądem na duchowość emigrantów prezentowanym w publicystycznej, aczkolwiek zmetaforyzowanej i wierszowanej, Gawędzie o miłości ziemi ojczystej, napisanej kilka lat wcześniej przez poetkę występującą wtedy pod sztandarem PZPR.
Tymczasem Stefan Kisielewski, niezrażony brakiem poklasku ze strony Giedroycia, kontynuował swą misję zaznajamiania Polaków w kraju z prawdziwym obliczem Drugiej Emigracji. Relacjonując swe pobyty w Paryżu i Londynie, Kisiel‑felietonista konsekwentnie budował obraz emigracji jako swoistego „śmietnika historii”, w którym zamknęli się ludzie, którzy nie chcą brać udziału nie tylko w życiu kraju, lecz także w ogóle – we współczesności. Jedynym wyjątkiem, jakąś enklawą pośród owej wstecznej społeczności emigracyjnej, miała być redakcja „Kultury”.
Ośrodkiem centralnym emigracyjnego wstecznictwa był, zdaniem Kisiela, Londyn z rezydującą tam grupą pisarzy, którzy złożyli podpisy pod uchwałą Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie o nieogłaszaniu przez twórców emigracyjnych swych utworów w kraju, powziętą w 1947 roku i powtórzoną w 1956. W felietonie Plan wbijania, z cyklu Gwoździe w mózgu (TP 1957, nr 5 [420]) Kisiel komunikował, że „emigracyjne koła londyńskich literatów ([Tymon] Terlecki i niestety mój imiennik [Józef] Kisielewski), […] postanowili srogo ukarać społeczeństwo polskie za panujący tutaj ustrój i zabronić temu społeczeństwu czytania swoich książek. (Na złość mamusi odmrożę sobie nos i uszy a także złamię nogę)”. Nie bez satysfakcji dodawał, że ofiarą uchwały padnie także Józef Mackiewicz, „który napisał, że los 28 milionów Polaków mieszkających po tej stronie Odry jest mu obojętny a wszelka częściowa poprawa tego losu – wstrętna”, odnosząc się do nieznanych przecież krajowemu czytelnikowi tekstów Mackiewicza, w których krytykował on wszelkie koncesjonowane opozycje jako korzystne dla komunistów próby „ulepszania” komunizmu i zwalczania antykomunizmu. Do sprawy postawy emigracyjnych pisarzy Kisiel powracał wielokrotnie, na przykład wtedy, gdy relacjonował swoje bezskuteczne próby namówienia ich do współpracy z krajem.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]