Przedstawione fragmenty pochodzą z mojego dziennika. Na krótko przed „karnawałem Solidarności” ukończyłem osiemnaście lat i zostałem przyjęty na I rok filologii polskiej w prowincjonalnej szkole wyższej bez tradycji i opanowanej przez ludzi PZPR. Jako chłopak pod wpływem wydarzeń od lipca 1980 do grudnia 1981 roku przeszedłem pewne przemiany, co wyraźniej można dostrzec po czterdziestu latach od powstania tych zapisków należących do znacznie obszerniejszej całości. Opracowałem je, starając się zachować wierność oryginałowi.
2 marca 1981. Poniedziałek
Na spotkanie z Piotrem Bratkowskim przyszedłem o godzinę za późno. Ale to nic. Zdążyłem posłuchać wypowiedzi Kazika Brakonieckiego. Był też Andrzej Staniszewski, przyjechał Janek Rosłan, zjawili się też inni ludzie, trafiłem więc w dziesiątkę. Zanim przyszedłem, Bratkowski zdążył przeczytać swój ostatni esej. Mówiono o zanikaniu tej formy wypowiedzi, której sensem jest odautorska refleksja na określony temat. Brakoniecki wypowiedział swój pogląd na szanse rozwoju kultury w Polsce. Powinni ją tworzyć ludzie zafascynowani określonym obszarem wiedzy. Działalność twórcza jest ustawicznym podnoszeniem stanu swojej umysłowości. Życie kulturalne powinno opierać się właśnie na wymianie poglądów tych jednostek i wzbogacaniu kultury, a nie cytowaniu wyjątków z dzieł zastygłych w przeszłości. Kazik o wiele jaśniej i precyzyjniej to wyłożył, a ja powtarzam jego opinię i ją podzielam, zwłaszcza że wcześniej stwierdziłem brak w naszej rzeczywistości „fanatyków” w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Po dyskusji „środowisko literackie” udało się do Domu Środowisk Twórczych. Trafiliśmy na bal ostatkowy. Jak zwykle, nie da się posiedzieć bez alkoholu, który tu zawsze jest dostępny. Piotr Bratkowski samotnie i usilnie dążył do stanu upojenia. Żytnią mieszał z piwem. Kiedy wychodziłem, jego wzrok zginął pod powiekami. Brakoniecki DŚT opuścił najwcześniej. Wychodząc podał mi rękę. Po godzinie wyszedłem z Darkiem, aby odprowadzić Janka Rosłana do jego brata bliźniaka na nocny spoczynek. Byliśmy trzeźwi. Gdy szliśmy, udało się nam poważnie porozmawiać. Noc zimna, a niebo gwiaździste nad nami. […].
26 marca 1981. Czwartek
W środku miasta widziałem rozlepione plakaty z pobitą, zakrwawioną i bezzębną twarzą Jana Rulewskiego. To, co dzieje się w kraju, jest porównywalne z akcją w tragediach greckich, w których każdy wybór prowadzi do nieuniknionej katastrofy, czyli do śmierci lub innego nieszczęścia głównego bohatera. Kolejnym dowodem na to jest Prowokacja bydgoska (19 marca 1981 roku). Jej przebieg i stan ofiar każą myśleć o niej jako przejawie faszyzmu. Zanika humanitaryzm rządzących wobec osób – członków „Solidarności” – reprezentujących dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa. Pamiętam ciepły i pojednawczy głos Mieczysława Jagielskiego o dobrotliwej twarzy, który w sierpniu 1980 roku w Stoczni zapewniał o dobrej woli rządu. Brutalność MO zaprzecza normom ludzkiego postępowania. Nieliczenie się z człowieczeństwem niweczy podstawy prawdy. Kto spowodował krwawe rozprawianie się z tymi, którzy pragną prawdy? Bez niej „socjalizm” nigdy nie będzie miał „ludzkiej twarzy” – ma zmasakrowaną twarz działacza „Solidarności”. Na postawione pytanie nikt oficjalnie nie odpowie, więc czas oczekiwania na najgorsze będzie trwał. Dlaczego rząd nie chce się przyznać do wysyłania siepaczy? Dlaczego nie chce uratować Polski, uwolnić od niepokoju, od społecznej trwogi, od strachu przed inwazją wojsk naszych sąsiadów? Dopóki rząd nie stanie w prawdzie, możemy tylko milczeć i trwać w bezsilności.
Dziś rozlepiałem plakaty nawołujące do likwidacji Milicji Obywatelskiej. W trakcie nalepiania otaczał nas wianuszek przechodniów, jakby chcieli nas ochronić. W pewnym momencie wyłonił się z niego mężczyzna i uścisnął mi mokrą od kleju dłoń. Uważaliśmy na milicyjne suki, choć prawdopodobnie są niegroźne. Na wszelki wypadek kluczyliśmy po śródmieściu miasta. Plakaty rozlepialiśmy we czterech. Jeden z nas obserwował, był na czatach. Drugi też obserwował, ale czekał z aparatem fotograficznym. Był przygotowany do natychmiastowego zrobienia zdjęcia nam z panem milicjantem lub jakimś prowokatorem, gdyby nas dopadli. Nie doszło do agresji. Przed wyjściem na ulicę z plakatami najpierw się bałem, później przeszedł mi strach. A po wszystkim odczuwałem satysfakcję ważną tylko dla mnie.
Dzisiaj też uczestniczyłem w wiecu studentów Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Zarysował się plan jutrzejszego strajku ostrzegawczego. Odbędzie się między 8:00 a 12:00. Po południu do 14:00 zapowiadają godziny rektorskie. Piątkowe zajęcia znowu będą stracone. Który to już raz? Na ćwiczeniach i wykładach dyskutujemy o sytuacji ojczyzny, której może pomóc tylko Bóg. Ale czy On zechce zajmować się Polakami? Co się stanie? Co się stanie? Oby nie polała się krew i nikt nie stracił życia. Nie dane nam jest w pełni decydować o sobie. Czyja to wina? Historia PRL – oto, co wpłynęło na postępujący marazm. Nie wiadomo, czy wyjdziemy z niego.
Dzień był ciepły (13 stopni Celsjusza) i duszny. Zapowiadało się na burzę, spadł tylko deszcz. Teraz już późna noc. Wzmógł się wiatr.
nikt nic nie wie
oni zamknięci w salach
decydują o naszym
istnieniu
przyszłości i przeszłości
o tym czy jutro
ktoś z nas zginie
27 marca 1981. Piątek
Tak jak zapowiedziała Krajowa Komisja Porozumiewawcza (KKP), między 8:00 a 12:00 odbył się strajk ostrzegawczy. Na uczelni poparliśmy go wiecem solidarnościowym, na którym wybraliśmy siedmioosobowy „rząd studentów” WSP. Wśród nich dominują członkowie NZS; weszły do niego również dwie osoby z Socjalistycznego Związku Studentów Polskich (SZSP). Został ustalony sposób organizacji ewentualnego strajku generalnego. Strajkujący zbiorą się w Domu Studenta nr 1 (przy ulicy Żołnierskiej). Będziemy czekać na wiadomości od KKP, która próbuje dogadać się z rządem premiera gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Jesteśmy zaniepokojeni. Z radia dobiegają poważne i aż przenikliwie smutne tony. Słyszałem, że podobną muzykę puszczano w grudniu 1970 roku.
Mimo że wokół nas coś się czai, próbujemy robić to, co zawsze, czyli studiować. Z Renatą przepisujemy na maszynie jej zaliczeniową pracę z literatury staropolskiej. Idzie opornie, ale – myślę – z dobrym efektem.
Kiedy wyobrażam sobie, co może nastąpić, czuję ogromną bezsilność i popadam w bierność, w drętwy stan oczekiwania. Słuchając Radia Wolna Europa, dowiedziałem się, że dziennikarze zachodni nie mogą informować o wydarzeniach w Polsce. Przerwano łączność satelitarną. Do czego to zmierza?
Za oknem szaro. Szary chmury. Szare bloki. Szara ulica. Szarzy ludzie. Gdy na niebie ukaże się słońce, znowu zrobi się kolorowo. Ale kiedy tak się stanie? Proszę o iskrę radości. O, moja Ojczyzno, odnawiaj się. Jestem Polak młody.
29 marca 1981. Niedziela
Od wczoraj atmosfera społeczna jakby się uzdrowiła. Większość studentów jest przeciwna wtorkowemu strajkowi. Wierzymy, że między rządem a KKP dojdzie do porozumienia. Strajk zapowiadany na najbliższy wtorek zostanie zażegnany?!? Kto chciałby, aby się odbył, sprowokowałby serię wydarzeń, a ostatecznie inwazję wojsk Układu Warszawskiego? Myślący Polak na pewno niczego takiego nie chciałby. Rano poszedłem do czytelni. Powiększyłem materiał, z którego skorzystam przy pisaniu pracy zaliczeniowej z literatury staropolskiej na temat Artyzm i funkcja przysłów w bajkach Biernata z Lublina […].
31 marca 1981. Wtorek
W kraju niepokój się zmniejszył. Ludzie w rzeczywistości nie chcą strajku generalnego. Jest on bronią „ciężkiego kalibru”, jak dzisiaj powiedział Lech Wałęsa. Robi, co może. Wykazuje się patriotyzmem, ma zmysł dyplomatyczny i z pewnością szuka prawdy, której ciągle nam mało. Wczoraj o 3:00 nad ranem skończyłem pisać pracę zaliczeniową z literatury staropolskiej. Nie mam do niej pełnego przekonania. […].
[…]
[Całość w numerze.]