07-08/2024

Łukasz Śmigiel

Odkrycie


Well I loved my aunt
But she died
And my uncle Lou
Then he died
I’m searching for something which can’t be found
But I’m hoping
I still dream of dad
Though he died

Type O Negative

1
Zanim przybyła komisja, Pani Fu starała się uspokoić, myśląc o swoich przodkach. Nie zdało się to na wiele. Już pierwsze pytania wyprowadziły ją z równowagi.

– Co właściwie odkrył pani zespół?

– Nie wiem – odparła prawdomówna Pani Fu.

– Proszę to opisać.

Pani Fu zawahała się.

– No cóż. Jest to… mieszanina różnych cząstek.

– A dokładniej? Co to takiego?

– Nie wiem.

Pani Fu nabrała obawy, że zaraz straci zlecenie i nie pozwolą jej kontynuować pracy.

– Wobec tego… – Ciało komisyjne nie okazywało emocji. – …co pani chce przez to osiągnąć?

Fu mocno się zamyśliła.

– Chcę się dowiedzieć.

– Czego?

– Co to jest.

Pani Fu czekała zrezygnowana na werdykt, a komisja w ciszy przeliczała dane.

– Może pani nadal realizować projekt – ogłoszono. – Komisja zamyka obrady.

2
To była spontaniczna decyzja. Postanowili, że nie będą wracać na plac budowy. Skończyli jeść śniadanie i Thomas szepnął Peterowi, że mogą spróbować uciec jeszcze dziś. Nie byli przyjaciółmi, ale ufali sobie. Obaj mieli po dwadzieścia lat i pracowali w tej samej firmie murarskiej, a ich praca była bardzo pożądana w Berlinie Wschodnim.

Pozdrowili kolegów i opuścili baraki. Zamiast w Jochannstrasse skręcili w wąską uliczkę przy pomniku poległych. Rozmawiali o tym od tygodni, ale nadal nie mieli konkretnego planu. Obaj chcieli uciec do Berlina Zachodniego. Peter zostawił tam starszą siostrę, a Thomas po prostu miał marzenia.

Bez przeszkód dotarli do zrujnowanego sklepu tapicerskiego, który odkryli kiedyś przy pracach remontowych. Okna budynku wychodziły prosto na mur, a jedno z nich nie zostało zniszczone. W środku warsztatu było ciemno i pachniało garbowaną skórą. Podkradli się do okienka i nagle usłyszeli kroki. Zamarli w bezruchu. Thomas patrzył, jak kwietniowy powiew wiatru rozwiewa bujną czuprynę Petera. Chłopak był przerażony, ale kroki oddaliły się i ktoś po prostu przeszedł przez ulicę.

Thomas wyjrzał ostrożnie i zbadał okolicę. Najbliższe strażnice były kilkadziesiąt metrów od nich, a mur mieli niemal na wyciągnięcie ręki. Nic prostszego. Trzeba było przecisnąć się przez okienko, wspiąć po ścianie, rzucić kurtkę na drut kolczasty i dać susa na drugą stronę. Później już tylko bieg przez piaszczysty pas neutralny, aż do muru po zachodniej stronie i można będzie zaczynać nowe życie.

Podali sobie ręce i zdjęli buty. Zaraz potem rzucili monetą o to, który ma iść pierwszy. Padło na Thomasa, a reszta potoczyła się błyskawicznie. Niczym dzieciaki chcące zrobić psikusa prześlizgnęli się przez wschodnią część muru i stanęli w jego cieniu. Powietrze pachniało wiosną, a słońce osłabiało czujność strażników. Biegnąc w samych skarpetkach, uciekinierzy poruszali się bezszelestnie. Peter miał lepszą kondycję i szybko wyprzedził Thomasa, który zagryzł zęby i przyspieszył. Szczęście nadal im sprzyjało. Przy zachodniej ścianie zauważyli słupek wzmacniający konstrukcję. Wystarczyło tylko na niego wskoczyć i już było się na górze.

Dopadli do słupka niemal równocześnie i Peter posłał Thomasowi coś na kształt uśmiechu, po czym go przepuścił. Młody murarz chwycił się krawędzi betonu, stęknął z wysiłku i wtedy coś zaterkotało. Kawałki ściany poleciały na bok. Ktoś krzyczał, ale Thomas nie zwracał na to uwagi. Podparł się kolanem i już był na górze. Odwrócił się do Petera i zobaczył, że chłopak stanął jak wryty. Grzywę włosów miał w nieładzie, a oczy wychodziły mu z orbit.

– No dawaj, do góry, dalej! – krzyczał Thomas, a w tle cały czas grały karabiny.

Peter ciągle stał w miejscu, aż nagle seria pocisków poderwała do góry piasek tuż przy jego stopach. Chłopak złapał się za brzuch, a Thomas instynktownie przylgnął do muru. Zachodnią krawędź miał w zasięgu ręki. Zobaczył strażników na wschodniej wieży. Było ich trzech i wszyscy strzelali. Tymczasem z Petera jakby nagle zdjęto czar. Chłopak wyskoczył do przodu. Wpadł na mur, podskoczył i wczepił ręce w beton. Podciągał się do góry, ale tamci wciąż strzelali. Kolejne pociski rozpruły mu nogę i zraniły plecy. Ręce osłabły i Peter osunął się, zostawiając na ścianie czerwoną smugę. Będąc już na dole, padł na kolana, a później przewrócił się na bok i pojękując, zwinął w kłębek.

Thomas nigdy więcej go nie zobaczył. Skacząc na drugą stronę, usłyszał krzyk Petera, który wzywał na pomoc mamę. Umierający chłopak prosił o ratunek jeszcze przez godzinę. Wschód mu nie pomógł, bo uznano go za zdrajcę, a Zachód rzucił mu wprawdzie bandaże, ale żołnierze bali się robić coś więcej w obawie przed dyplomatycznym incydentem.

Thomas Gess, przeskakując przez mur, stłukł sobie kolano i naderwał łydkę. Kilka dni po ucieczce odnalazł siostrę Petera Runberga, która wkrótce za niego wyszła. Pani Gess wspominała po latach, że krzyki jej brata prześladowały męża w snach. Aż do śmierci.

[…]


[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.