W redakcji „Teatru” miałem szczęście poznać kilka interesujących osób, o których do dzisiaj myślę z szacunkiem i sympatią. Jedną z nich był Mieczysław Radomski, redaktor graficzny, raptus znany wszystkim z ataków niepohamowanej furii. W tamtym czasie, między Marcem 1968 a Grudniem 1970 roku, polityka kulturalna władz, które wielu polskich twórców szykanowały, twierdząc, że są nie dość Polakami, dawała powody do czarnowidztwa, a czasami do wisielczego humoru (plotkowano, że w warszawskich teatrach grać pozwolą na zmianę tylko dwie sztuki: Pannę rekrutem albo Żyda w beczce; w rzeczywistości sztuki najczęściej wtedy grane to Fircyk w zalotach i Dziś do ciebie przyjść nie mogę). Na zebraniu redakcyjnym pan Radomski, potrząsając zszywką archiwalnych numerów pisma, wypowiedział kiedyś prorocze zdanie, które sobie raz na zawsze zapamiętałem: „Nasza praca, proszę koleżanek i kolegów, będzie wkrótce inwentaryzacją fikcji”.
Ten nerwowy, skromny człowiek pracował na dwa etaty, był też redaktorem graficznym miesięcznika „Twórczość”. Jarosław Iwaszkiewicz nawet w tamtych trudnych czasach zapewniał mu wysoki poziom, o czym wkrótce miałem się przekonać. W bibliotece Wydawnictw Artystycznych i Filmowych, którym dwutygodnik „Teatr” podlegał, zarządzono czystkę i zaczęto z niej usuwać różne stare książki i czasopisma. Szybko zorientowałem się, że wpływowa w gmachu na Puławskiej osoba – pani Jadzia, która na półpiętrze parzy redaktorom kawę i herbatę, rekwiruje te druki i zamierza sukcesywnie sprzedawać je na makulaturę. Zaproponowałem, że za każdy kilogram będę płacił jej pięćdziesiąt groszy więcej, niż dostanie w punkcie skupu. Propozycję z zadowoleniem przyjęła, dzięki czemu zostać mogłem posiadaczem prawdziwego dla mnie skarbu: kilkunastu kompletnych roczników „Twórczości”, „Dialogu” i „Pamiętnika Teatralnego” z lat 1956–1968.
[…]
[Dalszy ciąg w numerze.]