Od kiedy mnie nie ma,
jej dłonie stygną na kuchennym
stole.
Pod cienką powłoką szarości
tkwią niezawinione słowa.
Cienie umierają w bieli świtu.
Pamięć łuszczy się i spada
kroplami na podłogę.
Ona wciąż mówi do ściany,
za którą już tylko cisza z połową
oddechu.
Sczerniałe rysy twarzy
przypominają się z fotografii.
Gęste modlitwy mieszają się
z ostatnimi fragmentami życia.
Od kiedy mnie nie ma,
obie odliczamy dni do spotkania.