Był dokładnie 24 lutego 2023 roku. Pierwsza rocznica pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę. Kolega z czasów dzieciństwa, z którym nie miałam kontaktu od dobrych dwudziestu lat, nagle poprosił mnie o przesłanie mu antologii. Nie wiedziałem, że walczy. Wasyl od wielu lat pracował w Warszawie i w połowie lutego 2022 roku przyjechał do Ukrainy, by odwiedzić żonę i dzieci. Wielka inwazja zastała go, gdy był w domu. Zgłosił się na ochotnika. Od trzech lat jest na wojnie. Do rodziny przyjeżdżał tylko cztery razy na kilkudniowe urlopy. O demobilizacji nie ma mowy. Kilkakrotnie był o włos od śmierci. Pewnego razu, w dniu urodzin Wasyla, rosyjski pocisk spadł kilka metrów od niego, ale cudem nie eksplodował. Wasyl mówi, że teraz świętuje ten dzień jako podwójne urodziny.
Od czasu do czasu Wasyl przesyła krótkie filmiki z pierwszej linii frontu – jak on i jego towarzysze, po kolana w błocie, oczyszczają okopy. Albo jak siedzą w zasypanych śniegiem schronach, w mroku, wśród myszy. Inwazja myszy. Myszy są wszędzie – w podwieszonych pod sufitem plecakach z jedzeniem, w zdjętych na noc butach wojskowych i hełmach, w apteczkach, w termicznych śpiworach… Ale Wasyl nie narzeka – mówi, że wszystko u nich w porządku.
A tam ciągły ostrzał i bojowe odpieranie ataków. Wątpiłam, by w takich warunkach człowiek skłonny był cokolwiek czytać. Zwłaszcza antologię tekstów „wojennych”. Jakie to uczucie: czytać o pierwszych dniach wielkiej wojny, znajdując się w samym jej środku, w samym jądrze, w strefie zero? Tym bardziej że Wasyl nigdy nie był szczególnie zainteresowany literaturą. A jednak na coś ta książka była mu potrzebna. Właśnie tam.
Wysłałam. „Słowiańsk. Oddział nr 1”. Na odwrocie stempel „Warszawa”, redakcja „Nowej Polszczy”.
Na pierwszej stronie, jak prosił Wasyl, odręczne dedykacje autorów:
„Zwycięstwa nam wszystkim” – Wołodymyr Rafiejenko,
„Dziękuję za obronę” – Żenia Klimakin,
„Siły, Wiary, Zwycięstwa! Z miłością” – Julija Musakowska,
„Chwała Bohaterom, poległym i żywym!” – Hałyna Kruk,
„Zwyciężymy!” – Ołeksandr Irwaneć,
„Dziękuję, Wojowniku, że trzymasz nasz świat” – N.
„Wielu jest samotnych w tym gwarnym żołnierskim towarzystwie, samotnych i rozgoryczonych, bo mają świadomość swego położenia. Konieczność spowiadania się i obnażania tworzy pewną iluzję bliskości, co oznacza odseparowanie się od tego niezwyczajnego stanu. Jestem żywy, obok mnie są ludzie, którzy słuchają, co znaczy rozumieją, co znaczy wierzą i być może lubią” (przeł. Marek S. Zadura) – na pewno któryś z towarzyszy Wasyla czytał im na głos ten fragment dziennika Artema Czecha z antologii. Żołnierza, tak jak oni. Pisarza‑żołnierza. Chociaż teraz poprawniej byłoby powiedzieć: żołnierza‑pisarza.
Dlaczego dał ją dzieciom? „Ponieważ wszystko, co jest tam napisane, jest prawdziwe. Chcę, żeby moje dzieci miały tę książkę. Z dedykacjami. Z zapachem frontu. Z plamami błota z okopów. Na przyszłość. Żeby moje dzieci wiedziały, jak było. Żeby wiedziały z tej książki. Tylko z tej książki. I nigdy z życia. O to właśnie walczę. Żeby one już nie musiały”.
Na początku pełnoskalowej inwazji w 2022 roku redaktor naczelny portalu „Nowa Polszcza” (za który odpowiada Centrum Mieroszewskiego) Żenia Klimakin stwierdził, że trzeba dokumentować czas, zbierać świadectwa, przede wszystkim świadectwa pisarzy, którzy teraz – gdziekolwiek są – na pewno opisują tę zwariowaną rzeczywistość.
W tym właśnie czasie pod Kijowem Wołodymyr Rafiejenko, bez jedzenia i zasięgu, doświadczał drugiej rosyjskiej okupacji w swoim życiu. Nie wiedział, czy wyjdzie z tego żywy.
Kateryna Babkina, od iluż to dni, próbowała wyjechać z ogarniętej ogniem Ukrainy – ze starszą matką i małym dzieckiem stali w długiej kolejce samochodów przed polską granicą.
W Kijowie Lina Kostenko, która nie pisała wierszy od prawie dwóch dekad, znów wzięła pióro do ręki – w wieku 92 lat stanowczo odmówiła opuszczenia ukraińskiej stolicy, otoczonej przez rosyjskie wojska.
Wiktoria Amelina z dziewięcioletnim synem próbowała wrócić (!) do Ukrainy z odpoczynku w Egipcie.
Artem Czech, Artem Chapaj, Pawło Wyszebaba, Pawło Kazarin, Anatolij Dnistrowyj, Pawło Korobczuk i inni ukraińscy pisarze i pisarki chwycili za broń, by bronić stolicy.
Ołeksandr Irwaneć pieszo wydostawał się z zbombardowanego Irpienia – z żoną, dziewięćdziesięcioczteroletnią chorą teściową i kotem.
Serhij Żadan w Charkowie załatwiał amunicję dla obrony terytorialnej, dostarczał pomoc humanitarną dla cywilów i podtrzymywał Ukraińców na duchu dziennikowymi postami na Facebooku.
Bohdana Romancowa, Ostap Sływynski, Hałyna Kruk, Kateryna Michalicyna, Julija Musakowska na lwowskich dworcach przygotowywali kanapki dla przesiedleńców, owijali ich ciepłymi kocami, szukali zakwaterowania.
Bohdana Romancowa napisze w swoich dziennikach: „Dzisiaj była u nas uchodźczyni z Charkowa, wykładowczyni z Uniwersytetu im. Karazina. Czekała na mamę, która miała przyjechać, pociąg się spóźniał. Aby nie czekać bezczynnie, zaoferowała pomoc.
Akurat potrzebowaliśmy osoby do wydawania kanapek, więc następne półtorej godziny stałyśmy obok siebie. Ja – z przesłodzoną polską herbatą, ona – z nie mniej słodkimi kanapkami z dżemem. Przetartą z cukrem kaliną, która wycieka przez dziury w chlebie, tworząc przerażające plamy. Zawijamy kanapki w serwetki, ale mimo to staram się nie zaglądać do tego pudełka” (przeł. Paulina Ciucka).
Pośród ogromu niecodziennych zatrudnień, mimo ciężaru budzących trwogę wiadomości i niewesołych prognoz – pisarze opisywali swoje doświadczenia. Większość tekstów do antologii, które powstały od końca lutego do połowy kwietnia 2022 roku, pomógł zebrać PEN Ukrainy. Żenia Klimakin przekazał je Wołodymyrowi Rafiejence z prośbą o dokonanie wyboru i opracowanie.
Wołodymyr i jego żona Lesia cudem uciekli właśnie spod okupacji (swoje ocalenie zawdzięczają m.in. Lubkowi Dereszowi – wspominają o tym w swoich esejach w antologii). I oto człowiek, który przeżył rosyjską okupację w zapomnianym przez Boga osiedlu domków letniskowych gdzieś pomiędzy Hostomelem a Buczą, człowiek, który przez kilka tygodni każdej nocy żegnał się z życiem, człowiek, który, jak mogło się wydawać, dla równowagi emocjonalnej potrzebuje jak największego dystansu od tematów wojennych – pochyla się nad tekstami, po kilka razy czyta każde ze świadectw, nie mniej bolesnych niż jego własne.
Później powie, że praca nad tymi tekstami nie tylko nie retraumatyzowała go, lecz także wręcz uzdrawiała. „Wtedy poczułem, że nie jestem sam. Moja trauma, mój ból, moja niemożność oddychania i spania nie są tylko moje. Są nasze wspólne. Nie będę ukrywał: kiedy czytałem te utwory, płakałem. Ale dzięki temu odnalazłem w sobie siłę, by żyć dalej”.
„Marek Edelman mówił, że dziennikarze przez dekady pytali go o wszystko, ale nie zapytali o jedno, najważniejsze: Czy była miłość w getcie?” – Żenia Klimakin prosi autorów obecnych podczas prezentacji antologii (Wołodymyr Rafiejenko, Mariana Sawka i Wiktoria Amelina specjalnie przyjechali do Warszawy), aby opowiedzieć swoje historie o miłości w czasach wojny.
Autorzy na zmianę opowiadają. Próbują przy tym powstrzymać łzy, ale się nie udaje. Obok łzy ocierają po cichu legendarna ukraińska aktorka Ada Rohowcewa i jej wybitny polski kolega Adam Ferency, którzy zostali zaproszeni do recytacji utworów ze sceny. W sali kina Kultura zebrało się około 300 ukraińskich uchodźców. Nawet nie próbują powstrzymywać łez, gdy opowiada Wiktoria Amelina. O tym, jak ludzie na nieokupowanych już terytoriach (Siły Zbrojne Ukrainy właśnie wyzwoliły obwód charkowski), którzy byli odcięci od świata przez ponad sześć miesięcy, którym codziennie groziła śmierć od rosyjskiej broni, którym kończyło się jedzenie, dzielą się z tymi, którzy ich odwiedzają, ostatnim, co jeszcze mają – zeszłorocznymi jabłkami i orzechami oraz swoim ciepłem. Ale co najważniejsze, dzielą się historiami o wzajemnym wsparciu i człowieczeństwie, które ludzie zachowali w nieludzkich warunkach.
Wiktoria jeździła na terytoria wyzwolone – zbierała świadectwa o rosyjskich zbrodniach wojennych dla Amnesty International. To właśnie wtedy pomogła ojcu autora książek dla dzieci Wołodymyra Wakułenki odnaleźć zakopane w ziemi rękopiśmienne pamiętniki Wołodii, który został porwany i zabity przez Rosjan w marcu 2022 roku [na naszych łamach pisał o tym Przemysław Dakowicz – zob. Nazywam się Wiktoria Amelina. Nazywam się Wołodymyr Wakułenko, „Twórczość” 2023, nr 10]. Udało mu się ukryć swoje świadectwo w przydomowym ogrodzie. Dzięki Wiktorii zapiski przetrwały, a ich fragmenty zostały włączone do drugiego wydania antologii.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]