04/2023

Zbigniew Mentzel

Pamiętniki z Żoliborza

Są! Długo wyczekiwane, wreszcie są. Pamiętniki z Żoliborza 1991–2021. Od miesiąca mam je na biurku. Cztery ciężkie, ogromne tomiska. Dwa tysiące sześćset siedemdziesiąt stron! Monumentalna autobiografia. Wiarygodne świadectwo polskiego życia codziennego po upadku komunizmu. Książka porażająco autentyczna.

Któż takie świadectwo nam przedstawia? Człowiek od trzydziestu z górą lat znany dobrze nie tylko mieszkańcom warszawskiego Żoliborza. Nie, to nie Jarosław Kaczyński, który, jak mu polityczni przeciwnicy wypominają, codzienności polskiej nie zna, lęka się jej, unika. Autorem Pamiętników… jest Krzysztof Jastrzębski, pan i władca na kilku metrach kwadratowych osobliwego terytorium, dzierżawca pawilonu albo, jak kto woli, zagraconej budy przy ulicy Słowackiego w strategicznym punkcie pomiędzy Urzędem Dzielnicy a domem towarowym „Merkury”. Historyk z wykształcenia (rocznik 1948), samouk, bibliofil, kolekcjoner, piechur, szachista, karciarz jest od dawna antykwariuszem, czy, jak lubi sam o sobie mówić, „przekupniem książkowym”. Tłum klientów chorobliwie wręcz od jego placówki uzależnionych oblega ją codziennie długimi godzinami. Antykwariat z książkami i lokalny Hyde Park, agora, klub dyskusyjny dla samotnych. Żoliborska inteligencja – lekarze, poeci, inżynierowie, emerytowany sędzia, byli parlamentarzyści – obok nich kloszardzi, którzy poszukując swego Graala, penetrują okoliczne śmietniki, na koniec „obywatele żebrzący o datek na flaszkę”. Barwną swoją klientelę pan Krzysztof trzyma krótko: „O tym, kto tu jest profesorem, decyduję ja” – mówi tonem nie znoszącym sprzeciwu. Każda próba polemiki może skończyć się zakazem obsługi: dwudniowym, tygodniowym, miesięcznym, ostatecznym. Nieliczni wybrańcy otrzymują przezwiska: jest Wielki Elektronik, Rewolwerowiec, Bokser, Einstein, Wąż, Oficer, Car Mikołaj… Pochlebia mi, że w uznaniu zasług: znienacka robionych zachłannych zakupów, i ja z czasem dostałem piękną ksywę – Meteor.

*
Kiedy w 2005 roku młody wówczas reżyser z Filmowej Szkoły Andrzeja Wajdy, Maciej Cuske, nakręcił o Krzysztofie Jastrzębskim wysoko oceniony dokument Antykwariat, Tadeuszowi Sobolewskiemu przypomniał on filmy Paula Austera i Wayne’a Wanga Dym czy, późniejszy, Brooklyn Boogie. Oba dawały sugestywny obraz małej nowojorskiej trafiki, gdzie osamotnieni ludzie z okolicy przychodzą na dłużej, by ze sobą pobyć, pozwierzać się, posprzeczać. Właściciela trafiki grał mistrzowsko Harvey Keitel; Sobolewski nie mógł pozbyć się wrażenia, że pan Krzysztof jest do niego podobny: mentalnie, a nawet fizycznie. W złym humorze traktuje klientów oschle, wręcz lekceważąco, historii, które opowiadają, słucha na pozór nieuważnie, ale wszystkie odnotowuje w swej komputerowej pamięci, by, jak mówi, z paszczy najgorszej bestii – potwora zapomnienia – wyrywać starzejące się, zmęczone życiem indywidua: dziwaków, niedocenionych geniuszy, melancholików, słowem, nas wszystkich, oczywiście, z wyjątkiem „ludzi sukcesu”, którzy łudzą się, że nad swoim światem panują.


[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.