07-08/2022

Marzena Woźniak-Łabieniec

Pantofelek wojewodzianki Morsztynówny

– Jak pani myśli – pyta Jarosław Marek Rymkiewicz – czy z prozy mojego ojca coś zachowało aktualność?

Jest majowe przedpołudnie 2005 roku. Zamek w Sandomierzu. W sali widowiskowej Muzeum Okręgowego siedzę z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem i jego siostrą Aliną Sawicką. Nie pamiętam, czy była tam z nami pani Ewa Rymkiewicz, wydaje mi się, że tak, ale nie ma jej na zdjęciach, które pozostały jako pamiątka tego wydarzenia. Okazją do spotkania było wspomnienie ojca Jarosława i Aliny – Władysława Rymkiewicza, prozaika, adwokata, od powojnia związanego z Łodzią, do której rodzina przeniosła się ze zburzonej Warszawy. Władysław Rymkiewicz był autorem licznych powieści nawiązujących do dziejów Polski, niektóre – jak Widok z Księżego Młyna czy Ucieczka z ziemi obiecanej – poświęcił również powojennym przemianom fabrykanckiej Łodzi. Jako prawnik reprezentował Spółdzielnię Wydawniczą „Czytelnik”, której Zarząd Główny w lutym 1945 roku na pół roku przeniesiono do Łodzi. Jego związki z tym miastem podkreśliła nagroda literacka m. Łodzi im. Juliana Tuwima, którą pisarz otrzymał za rok 1957 (czy mógł wówczas przypuszczać, że kilkadziesiąt lat później tę reaktywowaną po latach nagrodę otrzyma również jego syn?).

Nie pamiętam, co dokładnie odpowiedziałam na pytanie Profesora, chyba starałam się zwrócić uwagę na pewne uniwersalne aspekty historycznej prozy Władysława Rymkiewicza.

Ale nie to okazało się najważniejsze.

Po skończonym spotkaniu, nagrywanym przez lokalną rozgłośnię radiową, poeta pisze w muzealnej kronice: „Bardzo dziękujemy w imieniu własnym i Naszego Ojca”. Składamy podpisy i robimy pamiątkowe zdjęcia (zachowały się w kronice1). W luźnej już rozmowie tym razem ja zapytałam:

– Często bywa Pan w Sandomierzu? Czy podczas jednej z tych wizyt powstał wiersz Lament osiemnastoletniej na śmierć wojewodzianki Morsztynówny…, inspirowany losem dziewczyny pochowanej w podziemiach tutejszego kościoła?

Na co Rymkiewicz:

– Ależ nie, jestem w tym mieście po raz pierwszy!

Z tej zaskakującej dla mnie konstatacji powstał pomysł, by udać się do krypty poreformackiej świątyni św. Józefa i odwiedzić bohaterkę wiersza. Spoczywająca w podziemiach osiemnastoletnia kasztelanka zmarła 15 sierpnia 1698 roku w czasie epidemii.

Przypomnijmy fragment poetyckiego zapisu tej śmierci:

To było tak: przebiegłaś z krzykiem

Z sezonu zabaw w sezon zmarłych.

Sierpień tak piękny. Światło trwało

Na liściach, rzęsach, przed trzystu laty.

(Kim byłam wczoraj? Kim jestem dziś,

W błysku magnezji mojego sierpnia?)

Kto odziedziczył pierścień i winę?

Zetlałe wstążki jaki wiatr nosi?

Po jakich drogach, w jakim niebie

Biegają dzisiaj twoje trzewiki?

(Czy jestem teraz taka jak wtedy,

Przed trzystu laty, pod twoją gwiazdą?)

[Lament osiemnastoletniej na śmierć wojewodzianki Morsztynówny (zm. 15 sierpnia 1698 r.) z tomu Człowiek z głową jastrzębia (1960)]


Długo czekaliśmy na kościelnym dziedzińcu, zanim pojawił się gospodarz miejsca z pękiem kluczy. Weszliśmy do cichej świątyni w nabożnym skupieniu i stromymi schodkami zeszliśmy do krypty. Mimo panującego na zewnątrz upału w podziemiach było chłodno.

Poeta w milczeniu przyglądał się leżącej dziewczynie. Wydawało się, że próbuje zarejestrować w pamięci każdy szczegół.

Niewiele pozostało z wojewodzianki. Zarys ciała pod całunem, rękawiczki i jeden małych rozmiarów pantofelek.

Poeta wyjął z kieszeni notes i pisak. Stojąc nad trumną, z lekko pochyloną głową i ze zmrużonymi oczami, mocno skoncentrowany zaczął notować coś na kartkach.

Tak zapisała to moja pamięć.

Rok później, w maju 2006 roku, ukazał się tom Do widzenia gawrony, a w nim Drugi wiersz dla Teresy Izabeli Morsztynówny wojewodzianki sandomierskiej (zmarłej 15 sierpnia 1698 roku):

Jeden ząbek, jedno ucho, ćwiartka nosa

I ta dróżka którą idziesz – na wpół bosa

[…]

Szary ząbek potem przerwa dwa siekacze

I płacz niczyj – puste miejsce które płacze

Jeden bucik szary sznurek szare nitki

Każdy widzi jakie z Boga są pożytki

[…]

Potem przerwa puste miejsce jak w pacierzu

O jak zimno w twych podziemiach Sandomierzu

Szara czaszka na dwie części rozłupana

Nieobecność – jak bielona wapnem ściana


Pod wierszem wyjaśniający komentarz:


Jeden bucik – wojewodzianka sandomierska, zmumifikowana i trochę uszkodzona (ma tylko jedną nogę i kawałek nosa), leży od trzystu lat w szklanej trumnie w podziemiach parafialnego kościoła św. Józefa w Sandomierzu


Czym różnią się teksty powstałe na przestrzeni czterdziestu pięciu lat? Przede wszystkim kompozycją, wersyfikacją, obrazowaniem. Pierwszy napisany jest sekstyną. To refleksyjny monolog współczesnej osiemnastolatki skierowany do zmarłej przed trzystu laty rówieśniczki. Cztery pierwsze wersy każdej zwrotki są refleksją żyjącej, każde dwie ostatnie (zapisane w nawiasie) są zaś głosem zmarłej, która przemawia ustami – będącej swoistym medium – współczesnej dziewczyny. Drugi wiersz dla wojewodzianki ma formę dystychiczną, której w ostatnich latach używał poeta najczęściej. Zastosowane metrum to sześciostopowiec trocheiczny, poświęcony przede wszystkim opisowi tego, co pozostało ze zmarłej kasztelanki. Wyraźnie widać więc, że w pierwszym przypadku postać historyczna była pretekstem do refleksji ponadczasowej, dlatego kontakt z fizycznym obiektem nie był konieczny. W drugim – poeta koncentruje się na materialności dziewczyny, a raczej na tym, co z niej zostało. Niemal fotograficznie utrwala poszczególne elementy ciała i jego braki, wplatając w opis refleksję o Bogu bezradnym wobec śmierci. Oba utwory są świadectwem poetyki autora z czasu ich tworzenia. Ich zestawienie pokazuje drogę, jaką przeszła liryka Rymkiewicza od lat sześćdziesiątych do dwutysięcznych – przez niemal pół wieku. Oba jednak (ich szczegółowej interpretacji porównawczej poświęcę wkrótce osobny artykuł) – mimo odmiennej budowy – stanowią kwintesencję Rymkiewiczowskiej liryki wanitatywnej. W związku z tym można je czytać synchronicznie, zapominając o czasie powstania: oba mówią bowiem o przemijaniu, rozkładzie ciała i – przede wszystkim – o braku odpowiedzi na fundamentalne metafizyczne pytania.

[1960]

[…]

(Kim będę jutro? Kim jest ten,

Co mnie wprowadza w wirydarz cieni)

Więc to już wszystko? Dzień sierpniowy

Jak piłka w dłoni. Potem mrówka

Przy drobnych kościach trzyma wartę.

Kto odziedziczy pierścień i winę?

(Nie pytaj o nic. Wszystko jest twoje.

Światło trwa tu. Tak piękny sierpień.)

[2006]

[…]

Każdy widzi jak ten Bóg się o nas stara

I ta dróżka którą idziesz – taka szara

Szary czepek na pękniętej szarej głowie

Już nie czekaj – Bóg ci więcej nic nie powie


*
Zdolność interesującego opisywania niewidzianych wcześniej miejsc i obiektów była charakterystyczną cechą twórczej wyobraźni Rymkiewicza, która uwidaczniała się przede wszystkim w esejach poświęconych wielkim romantykom. Podczas naszej pierwszej rozmowy w warszawskiej kawiarni Nowy Świat, bodaj w 1996 roku, dowiedziałam się od poety, że nigdy nie odwiedzał mickiewiczowskich miejsc na Białorusi i Litwie. Byłam wówczas tuż po wyprawie w te okolice i świeżo po lekturze Do Snowia i dalej. Zapisany w eseju obraz Świtezi zatopionej w legendzie znakomicie wpisywał się w moje realne wspomnienie. Może za sprawą panującej tam niezwykłej, tajemniczej aury, którą Rymkiewicz oddawał, łącząc się z tym miejscem nie fizycznie, ale ontologiczną nicią: „Coś się zaraz ukaże i nie wiemy, co. Ukaż się córko Tuhana, bo jesteś nam potrzebna, świtezianko: chcemy wierzyć, że nie jesteśmy tutaj sami i że nasze istnienie tutaj się nie kończy”.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.