07-08/2022

Jarosław Kuisz

Papierosy i szkoła myślenia

1. Do sali seminaryjnej wsuwał połysiałą głowę przez otwarte drzwi. Słuchał dyskusji, dorzucał uwagi na temat rozumienia horroru w Jądrze ciemności. Jednocześnie na korytarzu palił mocne papierosy. Tak właśnie uczyliśmy się wspólnego wysiłku intelektualnego. I tak zapewne w ostatnich latach wyglądało pierwsze spotkanie wielu studentów z profesorem Marcinem Królem (1944–2020).

To była zgroza z punktu widzenia BHP, ale i „stara szkoła” wymiany myśli. Ów papieros z filtrem może wydawać się rekwizytem czy słabością wobec nałogu. Jednak właśnie on przypomina o jednym ze sposobów praktykowania namiętności pracy myślowej razem.

Nie był to bowiem dowód na „arogancję elit”, jak to jest dziś określać à la mode, lecz nawyk gorących dyskusji z czasów seminariów domowych w Polsce Ludowej. Nieformalnych, choć regularnych spotkań, które odbywały się choćby w domu profesora Jerzego Jedlickiego. Tam przy ulicy Balonowej w Warszawie – poza tym, że sięgano po papierosy i alkohol – debatowano na serio, czyli bez sztucznych ram czasowych, bez owych akademickich rygorów półtorej godziny, ale aż do zmęczenia tematu i wycieńczenia osób. Mówiono mądrze, mówiono mniej mądrze, ale z takich spotkań rodziły się środowiska i ważne czasopisma. W imię wysiłku intelektualnego na serio, namiętnego i poza cenzurą, ale także poza murami uniwersytetu, granice instytucjonalne traciły na znaczeniu. Całą ich konwencjonalność widziano jak na dłoni.

Wszystko to przypomina się właśnie teraz, gdy do naszych rąk trafia ostatnia książka Marcina Króla Pakuję walizkę. Dla porządku odnotujmy, że na zawartość publikacji składa się tytułowy, dłuższy esej oraz zebrane wpisy z mediów społecznościowych od 5 kwietnia do 25 października 2020 roku, czyli z czasu pandemii Covid-19. Przyjacielski wstęp do książki napisała profesor Marci Shore (Uniwersytet Yale, przeł. Michał Sutowski), sylwetkę profesora Króla naszkicował dr Łukasz Mikołajewski (UW). Czułą opiekę edytorską tomu wypełnionego pamiątkowymi fotografiami zapewniła córka, Zofia Król.

2. W pierwszej kolejności „pożegnalna” książka Marcina Króla skłania do namysłu nad niezwykłą drogą, którą w ostatnich dekadach przebyło polskie życie intelektualne. To kręta trasa od zakulisowych potyczek z urzędnikami z ulicy Mysiej 2 w Warszawie i ucieczek w „drugi obieg” – do globalnego Facebooka, gdzie otwarcie pisze się o wszystkim dla wszystkich. Właśnie w tych ramach zamknął się dorobek jednego z najważniejszych polskich intelektualistów publicznych przełomu XXXXI wieku: od esejów i felietonów dla „Tygodnika Powszechnego”, wypatroszonych przez nadgorliwych cenzorów Polski Ludowej, aż do niedawnych wpisów na profilu, pod którymi można było przeczytać zarówno pochwalne komentarze, jak i zwykły „hejt”. „The medium is the message”, głosi znane prawidło Marshalla McLuhana. Pod tym wyświechtanym hasłem znajduje się morał wysnuty z historii środków przekazu. Rozwój mass mediów, jak dowodził teoretyk, niemal niepostrzeżenie wpływa na przekazywaną treść oraz ramy naszego myślenia. W przypadku polskiego podwórka stawkę przemian podbija jeszcze jeden czynnik, a mianowicie zmiany ustrojowe, przejście od PRL do III RP.

I rzeczywiście – jak widać na przykładzie Marcina Króla – otwieramy dowolny tom esejów z czasów Polski Ludowej i przypominamy sobie, jak to wybitni eseiści prowadzili wyrafinowane gry z cenzurą i mrugali okiem do odbiorców. Teksty polityczne ubierano w kostium historii. Licząc na inteligencję czytelników, zadawano zasadnicze pytania o sens istnienia wspólnoty narodowej w warunkach państw „demokracji ludowej”. Ezopowe wysiłki przynosiły teksty gęste, nierzadko erudycyjne, czasem wybitne. Cenzura wymuszała wznoszenie się na wyższe poziomy abstrakcji, unikanie aktualności politycznych czy dosłowności, o wulgarności w ogóle nie wspominając. Owe starania niektórym tekstom zapewniły na tle polskiej kultury status, jak się wydaje, ponadczasowy. Obok Bohdana Cywińskiego Rodowodów niepokornych, Andrzeja Kijowskiego tomu Listopadowy wieczór czy Klasycyzmu Ryszarda Przybylskiego na pewno należy podkreślić wyjątkowość przemyśleń i elegancję stylu właśnie „prób” Marcina Króla, poczynając od tomu Sylwetki polityczne XIX wieku, którego współautorem był Wojciech Karpiński, Stylów politycznego myślenia czy arcyciekawych esejów z lat 1974–1980 z Ładu utajonego.

Na końcu drogi intelektualnej Marcina Króla znajdują się zaś wspomniane wpisy z czasów pandemii zebrane w Pakuję walizkę. W roku 2020 można było w mediach społecznościowych otwarcie manifestować własne przekonania polityczne, sympatie i antypatie. Bez erudycyjnych ozdobników wdawać się w publiczne polemiki z osobami, których nie znamy i nie poznamy. Bez skrępowania przekraczać granice tego, co publiczne i prywatne itd. Po latach spędzonych w PRL i chaosie III RP demokratyzacja dialogu przyniosła intelektualiście bezpośredni dostęp do masowego odbiorcy, możliwość przekazywania idei „od ręki” i wciągania w demokratyczną wymianę zdań. W sferze ideału celem dialogu jest doprowadzenie uczestników do wspólnej, sensownej konkluzji dotyczącej spornego tematu. W praktyce wszyscy wiemy, jak rzecz w mediach społecznościowych wygląda. Słoną ceną do zapłacenia jest poddanie się zbieraniu danych przez korporację zza Oceanu, radykalne uproszczenie stylu wywodów czy gotowość na komunikacyjne grubiaństwo w komentarzach. Oczywiście, o ezopowych rejestrach, pisaniu eseju w kostiumie historycznym mowy już być nie mogło. Dziś byłoby to niepotrzebne i zapewne niezrozumiałe. O tym właśnie w pierwszej kolejności przypomina nam tom Pakuję walizkę.

3. Biorąc do ręki tom Pakuję walizkę, zdajemy sobie także sprawę z tego, jak gratyfikujący może być wysiłek „podróżowania” pomiędzy końcem a początkiem kariery intelektualnej Marcina Króla. Podajmy ważny przykład.

W roku 2020 wpisy profesora często gotowały się od politycznych emocji. Nie brakuje gorzkich sformułowań na temat stanu państwa polskiego w XXI wieku. Poziom niezadowolenia Marcina Króla z aktualnego stanu spraw publicznych był, eufemistycznie rzecz ujmując, wysoki. Retorycznie szedł tak daleko, że 7 maja 2020 roku w kontekście pandemii pada nawet stwierdzenie o nieistnieniu państwa („ujawnił się już w pełni stan polskiego państwa, czyli fakt, że go nie ma”). Z kolei 18 października notował: „nic […] dziwnego, że obywatele nie chcą już słuchać państwa”, „państwo przegrało”, „przestańmy słuchać państwa […]. I tak wszystko się wali” itp.

Jakże kontrastuje to z marzeniami o jakiejkolwiek suwerenności przed laty! Snami o niezależności kraju choćby i niepełnej, o pragnieniu zrozumienia polskiej „sytuacji wyboru” w PRL czy nawet gotowości do taktycznej zgody na kompromisy ze znienawidzoną władzą, jak wtedy gdy w 1986 roku nad kotletem mielonym Marcin Król negocjował z Jerzym Urbanem wydawanie legalnego czasopisma idei.

Gdy stawiamy na półce pożegnalną książkę profesora obok wcześniejszych publikacji, uderza nas, że oto możemy zobaczyć, jak następowało intelektualne przechodzenie z „kultury podległości” do „kultury niepodległości”, w jaki dokładnie sposób odbywała się droga od fantazjowań o życiu w wolnym kraju do rzeczywistej realizacji tego marzenia po 1989 roku. W II RP przeżywano podobne zachwyty i rozczarowania, jednak trwały one krótko, zbyt krótko. Nie poznano ich smaku z perspektywy ponad trzech dekad ani wymiany pokoleń. Nasza sytuacja historyczna życia w suwerennym państwie okazuje się zatem niezmiennie wielkim przywilejem, dziejową niespodzianką i… nieznośnym ciężarem, w szczególności na tle kultury wysokiej, która od końca XVIII wieku nie jest oswojona z normalnym życiem „na swoim”, we własnym państwie. Po odzyskaniu suwerenności po PRL wyobrażenia „szklanych domów” niekiedy błyskawicznie zamieniały się w równie wyobrażone „szklane skorupy”.

[…]


[Dalszy ciąg w numerze.]

Marcin Król: Pakuję walizkę.
Iskry,
Warszawa 2021, s. 230.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.