Akcja liryczna jego wierszy rozgrywa się na Krakowskim Przedmieściu i na placu Na Rozdrożu, na ulicy Mokotowskiej, na rogu Wareckiej i Nowego Światu, w legendarnym fotoplastykonie przy Marszałkowskiej i w równie legendarnym szynku Pod Karasiem, gdzie jeszcze nie wybrzmiał głos Stanisława Grzesiuka, przy placu Trzech Krzyży, ale także nad Wisłą, od której Warszawa odwróciła się plecami; oto: „szara Wisła w powietrzu / wisłoszare powietrze nad Wisłą” (Przenigdy). Miasto okazuje się emanacją rzeczywistości. Ale nie tylko rzeczywistości, poetę interesuje bowiem zarówno współczesność, jak i historia miasta. Stąd poetycka interpretacja dziejów pałacu Sanguszków, stąd liryczne opisanie obrazu Władysława Podkowińskiego Plac Trzech Krzyży. Stąd ponadto postaci zapomnianych warszawiaków, takich jak Adam Ziemski czy Wandalin Strzelecki. Jeśli czytelnik ciekawy, niech sprawdzi na własną rękę, kto zacz.
Warszawa, w której, jak się rzekło, urodził się, żyje i tworzy poeta – to „moje miasto” (Plac na Rozdrożu), „miasto teraźniejszości” (Przewodnik); tyle tylko, że „W moim mieście swoi mówią obco”, jest to bowiem „miasto bezludnego ludu” (Poemat), co więcej: „W mieście nic nie ma / to tylko my idziemy” – powiada poeta, mając na myśli siebie oraz Ewę, kimkolwiek ona jest (a jest żoną poety, pojawiająca się w kilku innych wierszach), i dodaje: „to tylko my jesteśmy miastem” (Przybywamy). To miasto znajduje się – jak w zamykającym zbiorek Oddechu – na granicy jawy i snu, gdzie „sen śni się snom”, wznosi się nieustannie, z każdym oddechem; istnieje równocześnie w teraźniejszości, w przeszłości i w przyszłości.
Przechodzą wszyscy inni.
Nic nie jest jasne i oczywiste. Tyle tylko, że „kończę się w zakończeniu końca, / w płytkiej głębi na całej Ziemi” (Przeród) oraz „mam tylko przyszłość krótszą od śmierci” – jak w dwuwersowym wierszu zaczynającym się znamienną konstatacją „nie zamierzam być kim jestem i kim nie jestem”; właśnie dlatego „Od dawna siebie przepraszam za to, że będę umierał” – twierdzi poeta w zbudowanym z tej jednej jedynej linijki wierszu nie wierszu. Ale nie może być inaczej, skoro oczywistym okazuje się fakt: „Od urodzenia wracamy z cmentarza do narodzin” (w cytowanym wcześniej utworze Przybywamy). A przecież jestem, od czasu „kiedy nic się nie wydarzyło / i musiałem / wydarzyć się sam” (Lęk i odwaga); a zatem żyję, na razie żyję, w tej chwili żyję: „Żyję, bo już wymknąłem się sobie” (Poemat) i w efekcie „Chcę coraz gęstniej istnieć / samemu” (Nawiedzenie).
Jestem, a mimo to fakt, że jestem, wcale nie jest taki oczywisty. „I poza sobą widzę siebie, / widzę jak mnie nie ma / wokół mnie” – wyznaje bohater wiersza Pirandello, a bohater wiersza Adam Ziemski: „cokolwiek bym mówił o sobie / jestem sobą / cokolwiek mówię o sobie / nie jestem sobą”. I nie dość tego, w wierszu Znam, zmagając się z „wielopostaciowym sobowtórem” – będącym istnieniem samym w sobie, autonomicznym i niepodległym nikomu oraz niczemu – zadaje sobie bowiem jak najbardziej retoryczne pytanie: „Jestem ciekawy czy to ja”. Ja i nie ja, ale chyba jednak ja, na pewno ja.
W świecie poetyckim Piotra Matywieckiego przeszłość przenika się z przyszłością, jawa ze snem, rzeczywistość z nierzeczywistością; w wierszu Na jawie czytamy: „żyłem, byłem, zapisałem się”, w Poemacie zaś: „wszędzie jestem nigdzie” i jeszcze: „Wszędzie jest nasze nigdy” – jak w otwierającym książkę utworze Przewodnik. Świat tego poety to świat analogii, antynomii i dychotomii, w którym pewne jest to, co niepewne, niepewne zaś to, co pewne.
Tak więc jestem sobą i własnym sobowtórem, w stanie „zachwianej równowagi” – o czym mówi się we wspomnianej już Asymetrii, czyli że nie między konkretem i abstrakcją, lecz „między abstrakcjami: tym jest świat” – co znów zostało powiedziane w wierszu ⁂(Bez przestrzeni), a co zostało pominięte jednak w powtórzeniu tego wiersza w konstrukcji Hagiografii, w zakończeniu której poeta wypowiada głęboko osobiste credo (nawiązując, jak sądzę, do słynnego wiersza bez Tadeusza Różewicza, otwierającego tom sprzed prawie trzydziestu lat Płaskorzeźba):
że jest człowiekiem.
Nie za to, że go stworzył.
Nie za to, że żyje i umiera
z Bogiem albo bez Boga.
I nie za nic, nie za nicość.
Można tylko opisać chmurę rzeczy,
Którymi człowiek był i nie był.
Inna sprawa, że w liryce tego autora więcej pytań niż odpowiedzi, w czym nie ma nic dziwnego, poezja bowiem jest od stawiania pytań, nie od udzielania odpowiedzi; od tego jest nauka, bo raczej nie polityka. Zresztą poeta bardziej niż polityce zdaje się wierzyć historii. Z pytań bez odpowiedzi – z samych pytań, podkreślam! – złożony jest wiersz ⁂(Jaki jest dzisiaj świat pojedynczego człowieka?), a na każde pytanie postawione w zamieszczonym zaraz na następnej stronie utworze Faktografia pada jedna i ta sama odpowiedź: „nie wiem”.
Poeta posuwa się dalej: wiersze Pirandello i Chlebnikow – to przykład liryki roli, natomiast Błok, „Dziennik”, 1911 rok – to zbiór cytatów z wymienionego w tytule dzieła, Kosmos zaś – zestaw wyimków z pism Heraklita, Novalisa i Wittgensteina, Mickiewicza, Claudela i Chiaromonte. Do tego dochodzą: pisany dystychem ⁂(Chcę mieć mądry pogrzeb) i pisane nieregularną czterowersową strofą utwory ⁂(na zamarłem ulicy), Pracownia oraz Tu i teraz. Wreszcie oparty na anaforze „rozmawialiśmy” hołd złożony pamięci Małgorzaty Baranowskiej, poetki, eseistki, literaturoznawczyni i jeszcze – zapisana jako osobny utwór jedna jedyna linijka, przytoczona co prawda wyżej, którą warto raz jeszcze przytoczyć: „od dawna siebie przepraszam za to że będę umierał”.
Matywiecki jest poetą nie tylko dlatego, że pisze wiersze, tworzy poezję, ale także dlatego, że być poetą to dla niego funkcja egzystencjalna, rola życiowa, całożyciowa rola. Nie bez powodu jednym ze słów kluczy do świata jego liryki jest nomen omen – słowo. W wierszu poświęconym autorce książki Warszawa: lata, miesiące, wieki czytamy: „rozmawialiśmy bez słowa o niczym o wszystkim”, w Innych dygresjach poeta konstatuje zaś „bezsłowną sieć nieobecności”, natomiast w Poemacie z jednej strony stwierdza nie bez zdziwienia: „Niektóre słowa nie mogą sobie znaleźć / tego, co oznaczają”, a jednak z drugiej wypowiada wiarę w siłę słowa powiązanego z innym słowem: „Słowa na wszystkie strony myślenia, / każde zdanie składające się na wszystko”.
ja nie dla siebie
dla wszystkich nikt
Koniec końców w swoich wierszach, cyklach wierszy i poematach Piotr Matywiecki przyznaje się do tego, że nie da się powiedzieć wszystkiego o wszystkim, że można powiedzieć tylko tyle, ile bez przesadnej tromtadracji można, z czystym sumieniem, bez narażenia się na śmieszność – wiemy bowiem tyle, ile nie wiemy. A wiemy tyle, ile trzeba.