Stawisko, 1/I 65
Mój Szymonie drogi – taki jesteś ostatnio wielki, taki inżynier, taki znawca, taki administrator, że ogarnia mnie nieśmiałość, kiedy z tobą rozmawiam i trochę zapominam języka w gębie. Pewnie to zauważyłeś. Więc uciekam się do listu, bo chciałbym Ci powiedzieć, że bardzo Ci jestem wdzięczny za ten rok, co minął. Że właściwie mówiąc, co było w tym roku dobre, to tylko od Ciebie i z tobą. Obie nasze podróże do Kijowa
1 i do Rzymu
2 pocieszały moje serce i przykro mi, ale to bardzo przykro, że masz z tego powodu jakieś przykrości. Tak mi smutno, że to wszystko rzuca jakiś cień na naszą przyjaźń, która naprawdę jest tylko przyjaźnią. Sam wiesz, jaki ten rok był dla mnie i jakie głębokie ślady zostawił w mojej psychice. Nie miałem żadnego oparcia – i takie było przykre to uczucie samotności. Ty mnie w tym wszystkim ratowałeś, jak potrafiłeś, a potrafiłeś dużo. Tylko co telefonowała Parandowska
3, przepowiadając, że ten rok będzie dla mnie inny. Pypeć babie na język – bo nie wydaje mi się, aby mógł być inny, i chyba że gotuje mi takie same hece jak miniony, oby nie nieszczęścia. Marzę znowu o jakiejś podróży z tobą, ale to chyba niemożliwe. Zresztą to, co marzyłem po operacji, spełniło się i może się jeszcze wiele rzeczy spełnić: jechać samochodem z Szymkiem przez lasy iłżeckie późną jesienią albo wiosną. Tak samo przez Ożarów, tam gdzie widzieliśmy te bociany. To są moje najlepsze chwile w życiu. Bez żadnego nerwowego natężenia, które mnie zawsze męczy i w domu, i w podróży zagranicznej. Nie gniewaj się na mnie, że Cię nazwałem wielkim, jeszcze kiedyś o tym porozmawiamy, bo może kiedyś znowu pojedziemy do Rycerskiej i znowu się rozgadam jak cztery lata temu – i znowu raz nareszcie porozmawiamy, a nie będziemy gadać, powierzchownie konwersować jak to robimy na co dzień, nawet w podróżach. To wszystko, mój kochany, co Ci chciałem powiedzieć. Smutno mi, że tak zawsze milczysz i unikasz mówienia mi wielu rzeczy, o których wiesz. Moja żona robi to samo – i mam czasami wrażenie, że jestem otoczony sekretami. To bardzo ciężko – bo ja zawsze mówię
wszystko. Ściskam Cię serdecznie przy tym Nowym Roku i życzę Ci – ty wiesz.
J.
Wczoraj skończyłem nowe opowiadanie
4.
Stawisko, 18 II 65, wieczorem
Moje dziecko drogie – tak mi przykro, że tak mało Ciebie widziałem w dniu Twoich urodzin i że egoistycznie zaprzątnięty swoimi myślami na razie zapomniałem o twoich urodzinach, chociaż pamiętałem o tym przedtem i nawet sobie to zapisałem w kalendarzyku. Nie potrzebuję chyba Ci powtarzać, jak jestem do Ciebie przywiązany i jaki potrzebny mi jesteś do życia. Oczywiście przykro mi trochę, że te „krowie ogony” oderwały Cię znów od tego, co jest istotnym moim życiem. Ale wiem także, że tak być musi. Kończysz dziś 32 lata, wchodzisz w wiek pełni, młodość masz poza sobą, tak bym chciał, abyś zrozumiał, że życie powinno być jak najpełniejsze i jak najbardziej świadome. A Ty trochę idziesz na żywioł, improwizujesz to życie – i chyba właściwie żyjesz od przypadku do przypadku. Los tak chciał, żeś się przyłączył jak gdyby do mojego życia i dzielisz wszystkie jego kłopoty, utrudnienia – czasami radości. Tak boję się, żebyś przez to nie zaniedbał własnych stron życia. Oczywiście masz żonę i dzieci. To jest twoje. Ale chodzi mi także o twoje zainteresowania historyczne, społeczne. Nie zaniechaj tego. Zauważyłem, że bardzo mało teraz czytasz, za dużo czasu poświęcasz liczeniu ogórków i reperowaniu machin. To się samo zrobi, a jak nie zrobi, nie będzie nieszczęścia. A jak oduczysz się od czytania, od bezpośredniego reagowania na świat Ciebie otaczający, możesz się łatwo zmienić w zwykłego mieszkańca Brwinowa, stać się takim jak wszyscy – a od tego tak chciałbym Cię uchronić. Oczywiście to jest moje ględzenie – ale nie ze złej woli płynące. Chciałbym Ci jeszcze powiedzieć, jak bardzo Ci jestem wdzięczny za twoje dobre serce, okazywane nudnemu „odyńcowi”, jakim w gruncie [rzeczy] jestem, ale boję się wpaść w sentymentalizm. Więc Cię całuję jeszcze raz bardzo mocno. Twój
J.
Poniedziałek, 26.4 [1965]
Mój Szymeczku drogi – posyłam Ci pięć patyków, drugą porcję zatrzymałem, bo nie chcę, aby Z
5 niósł takie duże sumy. Jestem w tych dniach potwornie zmęczony i zajęty od rana do nocy, zresztą nie z tego powodu, że nie mam Ciebie pod ręką, ale z powodu różnych reprezentacji związkowych, w których nie ma mnie kto zastąpić. Przy tym wczoraj miałem niezwykle męczącą niedzielę. Tak że o wypoczynku mowy nie ma. Zdaje się, będę musiał przyjechać dopiero w czwartek, bo walnęli sesję Frontu Jedności Narodu
6 (przedwyborczą)
7 – tyle tylko że jutro nie ma zebrania w PEN Clubie, na którym miałem być. Bez przerwy myślę o tobie, martwię się, niepokoję i rozpaczam: co ja będę robił, jak Ty się będziesz leczył?
8 A potem przywołuję siebie do rozsądku, jakoś to wszystko idzie samo. Mówił mi Wiesiek
9, że Basia
10 była w Związku Lit. To dobrze, bo ja nie orientowałem się, o co chodzi, jak zwykle nie wtajemniczałeś mnie i w sprawy obrachunków ze Związkiem, a ja z Ciebie tego nie wyciągnąłem. Na szczęście ruscy bardzo sympatyczni
11 – i nie ma z nimi trudności. Pewnie dopiero po powrocie do domu wytną mi jakiś kawał. Oczekują mnie w M[oskwie] w pierwszych dniach czerwca, nie wiem, czy będę miał siłę
12. Dziś np. nie mógłbym nigdzie pojechać.
Ściskam Cię serdecznie i proszę, abyś poważnie pomyślał o leczeniu –
J.
[…]
opracowanie i przypisy Robert Papieski
[całość można przeczytać w numerze]