babka zanurza drut w fiolecie i podpala
wkłada ogień w pękate brzuchy
sadzi na moich plecach gorące
pąki wpijają się w skórę
będzie wróżyć na dwa światy
bańki zasysają sny
na ścianach naczynek kwitną umarli
unosi się siny nalot choroby
w szklanych kulach pada śnieg
między płatkami gałązki śnieguliczek
ułożone w krzyż
czuję chłód dziecięcej mogiły
rodzą się martwe dzieci moich prababek
łapiemy się za ręce i zaczynamy lewitować
patrzymy z góry na chłopca
o rozognionych policzkach
przeglądamy się w kropelkach potu
szukamy w nim życia
żebym mogła się urodzić