Częstowano mnie pięknymi dziewczętami
Goszczono mnie pięknymi chłopcami
Piękno jak jedna z przysług naśladującego świat
Uprzejmość w trakcie wypatrywania powrotu
W czterech ścianach zakotwiczonych w bólu miast
Dom serca jak taniec głosu w ustach pełnych deszczu i krwi
Takiej ulicy nie ma na planie miasta
Dom światła jak archipelag serca tętno pod powierzchnią nieba
Takiego wiersza nie ma w żadnej książce
Litery kolejnych stacji od tego samego do tego samego
Niezmienność Imienia w oknie czasu w narracji Ziemi
Jak gościnność współodczuwania jak podanie ręki na odległość nieba
Błękit jak koperta z adresatem każdego spojrzenia
W umowności tego co realne wypożyczony ślad
Jak okładka wielkości jakiejś drogi kołysze sercem jak kołyską
Dziecko uczy się mówić: „słowa” pierwsze słowa w rękojeści gromu