– Czy to prawda? – zapytałam ze spokojem nieprzystającym do sytuacji. Przecież Odysa nie było już tyle lat. Właściwie zaczynałam godzić się z myślą, że nigdy nie wróci.
– Tak pani – odparł mój generał.
– Możesz odejść – powiedziałam, a on ukłonił się i oddalił, nie patrząc mi w oczy.
Uśmiechnęłam się mimo woli. Podobało mi się, że mam tego rodzaju władzę nad mężczyzną, który swoją siłą mógłby mnie zetrzeć na proch. Oczywiście nie ośmieliłby się – byłam królową Itaki, a on synem niewolnicy i jednego z tytanów.
Musiałam się namyślić, lecz w głowie miałam pustkę. Co czynić? Czekać cierpliwie? Wysłać kogoś na ratunek? Postanowiłam udać się do wyroczni. Zaprzęgnięto rydwany: miał mi towarzyszyć Lizander. Telemach został w domu pod opieką nauczyciela. Wyrósł, robił się z niego przystojny chłopak – nie był już moim małym syneczkiem. Powoli to akceptowałam.
Zza zasłony zielonkawego dymu o zapachu siarki spojrzała na mnie mętnym wzrokiem wieszczka.
– Wiem, po co przychodzisz, córo Ikariosa, lecz nie mam dla ciebie odpowiedzi. Musisz szukać ich tutaj – dźgnęła mnie artretycznym palcem w mostek.
Dwa dni w podróży na marne, pomyślałam rozzłoszczona, wychodząc ze świątyni. Uspokoił mnie dopiero widok Lizandra pojącego konie. Głaskał po pysku moją gniadą klacz z czułością, jakiej nigdy nie zaznałam. Poczułam zazdrość, dla której obawiałam się szukać wyjaśnienia. Kiedy podeszłam, skłonił się i w milczeniu czekał na rozkazy. Wsiadłam do rydwanu, ujęłam lejce i zwężając wargi, zakomenderowałam:
– Wracamy do domu.
Pomysły zawsze przychodzą mi do głowy w drodze. Nie ujechaliśmy trzech stadionów, gdy dotarło do mnie, że nie muszę siedzieć bezczynnie: dzień w dzień tkać i pruć tę samą szatę, zwodzić bez końca zalotników, czekając na powrót męża. W moich żyłach płynie krew spartańskiego króla i najady! Popłynę na Ajaję i wydrę Odysa okrutnej Kirke. Wyłuszczyłam Lizandrowi swój plan.
– Chcę, byś mi towarzyszył, generale – powiedziałam.
Zrównał swój rydwan z moim.
– A co z Itaką, pani?
Czułam, że nie chce mi się sprzeciwić, ale obawia się, że jeśli wyruszymy oboje, królestwo pozostanie bez opieki, narażone na atak.
– Stój – rozkazałam, ściągając lejce, by zatrzymać klacz. Usłuchał. – Pojedziemy do świątyni i zawierzymy wyspę Atenie. Telemach nie jest już dzieckiem, potrzebuje tylko trochę boskiej pomocy.
– A ten nauczyciel? – spytał Lizander. – Można na nim polegać? Co, jeśli spróbuje…?
– Wątpisz w moje wybory? – weszłam mu w słowo. Zgiął kark i pokręcił głową. – To dobrze – rzekłam. – Wybrałam tego człowieka i mam do niego zaufanie. Tak jak do ciebie, Lizandrze. Dlatego musisz płynąć ze mną. Jesteś mi potrzebny. Nikomu nie ufam tak jak tobie.
Jego oliwkowa twarz zarumieniła się niczym chleb wyjęty z pieca.
– Co tylko rozkażesz, pani.
Takiej odpowiedzi oczekiwałam.
Obraz przeskoczył. Leżeliśmy na polanie w lesie, wśród wysokich traw pokrytych rosą. Powietrze pachniało cytrusami i latem. Przed chwilą przestałam być dziewicą – świat wydawał się pełen możliwości, a jednak, nie wiedząc o tym, utraciłam wolność. Zerwałam dziką poziomkę, uniosłam się, by podać ci ją z ust do ust. Ale ty myślami byłeś już gdzie indziej – oparty na łokciu, spoglądałeś w dal, za horyzont. I tylko twoja dłoń gładziła bezwiednie moją nagą pierś.
I jeszcze to: twoja ręka na oparciu krzesła, na którym siedzę. Za chwilę dotknie mego ramienia, przywoła wspomnienia wielu szczęśliwych chwil. Za chwilę odjedziesz, opuścisz Itakę, by walczyć w dalekiej Troi. Nie wydajesz się smutny, sprawiasz wrażenie, jakbyś już był na drugim brzegu. Po co ci to?, pytam. Nie oczekuję szczerej odpowiedzi, wiem, że będziesz mówił o przysiędze i obowiązku, a tak naprawdę nie możesz znieść bezruchu. Jednak zadaję to pytanie. W odpowiedzi twoje szorstkie palce zaciskają się na moim karku. To pieszczota, której sens rozumiemy tylko my dwoje. Niedługo będę z powrotem, kłamiesz. Minęło dziesięć lat.
Gdy wypłynęliśmy na pełne morze, Lizander oddał stery swojemu zastępcy, a my zeszliśmy pod pokład, żeby się posilić. Tutaj wreszcie mogliśmy zdjąć pancerze i hełmy; rozsiedliśmy się na posłaniu z poduszek i czekaliśmy, aż Fryne przyniesie chleb, marynowane oliwki i wino zmieszane z wodą. Lizander jej podziękował, choć nie było potrzeby, bo to niewolnica. Pomyślałam o jego matce. Czy była jedną z tych kobiet porwanych u wybrzeży Afryki? Czy to dlatego miał ciemniejszą skórę i włosy niż większość Itakan? Musiała być piękna, skoro zainteresował się nią tytan. Tak, uroda mojego generała z pewnością stanowiła odzwierciedlenie urody jego matki. Ale dlaczego myślałam o nim, teraz, w taki sposób? Przecież płynęłam na ratunek Odysowi. Przez tyle lat pozostałam wierną żoną, mimo licznych pokus.
Uniósł kieliszek do ust, szkarłatna kropla zatrzymała się na dolnej wardze. Otarł ją kciukiem i spostrzegł, że mu się przyglądam.
– Pani?
– To nic takiego – pokręciłam głową.
– Czy coś cię trapi, królowo?
Po raz pierwszy zwrócił się do mnie w ten sposób. Nie mogłam powiedzieć, że to on jest moim strapieniem, dlatego odrzekłam:
– Martwię się, czy zdołamy przepłynąć między Scyllą a Charybdą.
Zapewnił mnie, że mamy najlepszych nawigatorów, a on sam pokieruje okrętem podczas tej przeprawy. Fryne wniosła gliniane naczynie z duszoną jagnięciną. W powietrzu unosił się zapach tymianku i oregano. Skupiliśmy się na jedzeniu.
– Lizander? Lizander?!
– Tak, pani?
Otworzyłam oczy.
– Skąd się tu wziąłeś?
– Sądziłem, że mnie przyzywasz.
– To był sen.
– Tak, pani.
– A gdybym naprawdę cię przyzywała?
– Pani…?
– Możesz odejść, generale. – Poprawiłam się na poduszkach. – I powiedz Fryne, żeby przyniosła mi czarkę ciepłego mleka z miodem.
Oddalił się, lecz jego cień pozostał przy moim łożu.
Zawsze fascynowało mnie pytanie o władzę. Kto ją tak naprawdę dzierży? Jak to się stało, że syn niewolnicy zawładnął myślami królowej? Jak miałam nie dopuścić do tego, by zawładnął też moim sercem?
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]