04/2024

Wojciech Kaliszewski

Poeta oddycha lekko

Ukazał się obszerny wybór wierszy Jana Kaspra. Ci, którzy naprawdę czytają poetów, znają jego twórczość, mimo że – jak sam o sobie napisał – był zazwyczaj „z dala od opiniotwórczego centrum”. To prawda, ale pozostawanie „w centrum” wcale nie musi łączyć się z talentem, wrażliwością i oryginalnością. A te właśnie cechy wyróżniały autora Zbieraczy jabłek spośród rzeszy współczesnych mu twórców. Warto dodać, że Kasper był również człowiekiem teatru, zafascynowanym nie tylko słowem, lecz także ruchem, gestem, przestrzenią i światłem.

Kasper pisał i tworzył nie po to, aby wtopić się w powszechnie przyjęty i akceptowany dialekt i ostatecznie się w nim roztopić, ale wyznaczał sobie własny – niezależny – kierunek, posługiwał się własnym językiem, rozporządzał nim i całkowicie nad nim panował. W pewnym stopniu szedł pod prąd, starając się zrozumieć świat w jego najtajniejszych, najdziwniejszych, ale i najpiękniejszych perspektywach. I chciał o tym opowiedzieć innym – tak jak czuł i potrafił. Wszystkie te odkrywcze perspektywy zbiegają się w jednym punkcie, przywierają do siebie i wspólnie wywołują napięcie. A punktem tym jest – i to należy mocno podkreślić – sam poeta, kiedy podziwiając świat, powiada:

Zyskać taki dystans

i podziw dla kruchości

jak przyszpilający motyle Nabokov.

(⁂[Zyskać taki dystans])


Te trzy wersy składają się na całą opowieść o pisarzu, o człowieku i o rzeczywistości. Kasper potrafił niezwykle prosto – właśnie punktowo – objąć wyobraźnią i wyrazić, nie gubiąc nic z jego bogactwa, dosłownie cały świat. Obejmował jednak przede wszystkim to, co słabe, niedostrzegalne, ulatujące i nietrwałe. Zatrzymywał się przy szczegółach, zbierał „okruchy milczenia”, badał niknące ślady. Prawdziwa sztuka jest przecież – da się to wyczytać z jego wierszy – sztuką pokornego zdziwienia i cierpliwości. Poeta, który się dziwi i który jest wytrwale uważny, zostaje nagrodzony światłem prawdy.

Kasper mierzył się w swojej twórczości „z nieznanym”, z tajemnicą i trudem istnienia. Zadawał pytania, nie odwracał się od tego, co milczące, chłodne i obojętne. Mierzył się z życiem w jego codziennych i ponadczasowych skalach. Mierzył się z tym, co nas otacza, co nazywamy losem, przeznaczeniem, co próbujemy uporządkować swoim własnym językiem, a co w każdej chwili istnienia wystawia nas na próbę. Szukanie miary jest niełatwe. Nosimy w sobie tyle ran, mamy tak wiele spraw nierozwiązanych, niewyjaśnionych, z tyloma ciężarami nie potrafiliśmy i nie potrafimy sobie poradzić. O tym wszystkim jest tom‑poemat Śmierć wizjonera, ułożony przez poetę ponad trzy dekady temu i wydany w 1993 roku. To w dorobku Jana Kaspra ważna książka. Pisana w dwóch tonacjach, prozą i wierszem, biegnie dwoma rytmami, przyspiesza i zwalnia, rozwija się niczym opowieść i wraca do zwięzłej ramy wiersza. Te dwa porządki i dwa języki ogarniają cały ludzki horyzont. Jest tutaj przeszłość obudzona przez pamięć, jest czas teraźniejszy odbierany według zmysłowej wrażliwości, jest świat wewnętrzny i zewnętrzny.

Śmierć wizjonera – mimo że stanowi tylko fragment dorobku poetyckiego zebranego w Mogiłach obwoźnych – to klucz pozwalający zrozumieć całość przedstawianego przez Kaspra świata. Jego pisanie ściśle łączyło się z obrazami przeszłości, z emocjami, które kiedyś były żywe i decydowały o relacjach z innymi ludźmi, z przeżyciami błahymi i wielkimi. Kasper wiedział, że nie można przekreślać tego, co było i co zdarzyło się kiedyś. Potrzeba wracania do przeszłości to konieczność podtrzymująca trwanie: „Wracaj. Jeżeli wiesz już, że dokonałeś właściwego wyboru i że nie oznacza on zgody na tchórzostwo czy na pogardę. Któregoś dnia całkiem zwyczajnie stań przed drzwiami domu, ignorując fotografujące cię z okien twarze wścibskich sąsiadów”. Powrót jest obecnością, trwaniem „w sobie”, buduje teraźniejszość, ale jest też zdarzeniem o wymiarze uniwersalnym. Pozwala odnaleźć utracony sens i wyjść z labiryntu złudzeń. Ukazując źródła i początki ludzkiej drogi, daje możliwość wyzwolenia się z labiryntowej pułapki błędnego koła.

W swoich wierszach Kasper sięgał także do zdarzeń świadczących o relacjach pomiędzy żywymi i zmarłymi. Te obecności – z pogranicza światów – poszerzają granice codzienności o wymiar metafizyczny:

Pomiędzy brzozy przychodzą

umarli. Sok, który liżą z kory

przejrzysty jest jak oni.

(III. ⁂[Budzą się, świat jeszcze ukryty…] z tomu Śmierć wizjonerów)


Tak ujawnia się metafizyczne podłoże rzeczywistości. Granica pomiędzy światami jest płynna, trzeba wykonać tylko „jeden niewielki krok między / łóżkiem a nieogarnioną ścianą” (V. ⁂[Pies wciąż wyje…] z tomu Śmierć wizjonerów). Nie umiemy, nie zawsze chcemy – w pełni dostrzec to, co ukazuje się naszym oczom. Paradoksalnie, zasłoną jest „przejrzystość”. Trzeba ją rozsunąć i śmiało spojrzeć przed siebie, szukając obecności innych. „Samotni i w niepojęty sposób obecni – kończy Kasper poemat Śmierć wizjonera – połączeni milczeniem z najtajniejszymi głębiami planetarnego oceanu – zwróciliśmy twarze ku sobie”. Ostatnia fraza zawiera nakaz moralny. Właśnie w ten sposób odradza się więź między ludźmi i tworzy się społeczność. Patrząc na kogoś drugiego, stajemy nie tylko wobec problemu realnej obecności i wobec tajemnicy życia, lecz także wobec poznania i rozpoznania tego, co w nas ukryte i niejawne.

Śmierć wizjonera jest sumą wrażliwości człowieka, który rozumie rzeczywistość w perspektywie romantycznej jedności tego, co materialne, i tego, co duchowe, który wierzy, że świat ma wiele wymiarów i perspektyw. Ta wrażliwość jest obecna w całej twórczości Kaspra. Dzięki niej poeta sięgał ponad widzialną granicę codzienności.

Poezja Jana Kaspra ma źródła nie tylko romantyczne. Zostały w niej również zawarte bardzo istotne i znaczące refleksje wypływające z czysto zmysłowych obserwacji i zewnętrznych doświadczeń. Bohater Kaspra żyje w świecie współczesnej cywilizacji, korzysta z niej, posługuje się jej zdobyczami i możliwościami. Ale traktuje ją z dystansem, potrafi uwolnić się od jej wymiarów i „przebić” ją ironiczną refleksją. Spojrzenie ironiczne pozwala na niezależność, umożliwia operowanie układem swobodnych obrazów i skojarzeń. Poza tym od ironii łatwo przejść do autoironii, która pozornie maskując, odsłania wnętrze człowieka:

O ironii, jak żmija, marne miałem pojęcie.

Filozoficzne spekulacje,

kategoryzowanie świata na poziome

Paramecium caudatum.

Początki mojej inicjacji? Brałem dwa kamyki

I wytrwale uderzałem o siebie.

(VI. Widziadła z cyklu Deszcze)


Pod tym przedstawieniem kryje się niezwykle prosta, jasna i wyrazista treść. Oto przed kimś, kto wchodzi w świat, jest na progu życia i rozpoczyna swoją drogę, rozciąga się pusty krajobraz – dopiero będzie się on zapełniał i nabierał znaczenia. Jeśli spojrzeć na to z odpowiedniej perspektywy, przyszłość wpisana jest w przeszłość i w niej obecna. U Kaspra wiele się dzieje właśnie pomiędzy czasami, w szczelinach trwania, w „pomiędzy”. Wejście w tę przestrzeń, a potem wędrowanie i odkrywanie nieznanych obszarów to konkretne – choć zmetaforyzowane – wątki podejmowane przez poetę. Niczym w studni czasu w głębi wielu perspektyw pojawiają się światy, które miały swoje „teraz”, swoją historię i pamięć:

Zepchnął wieko ze studni; okręciki wieczornego

światła wierciły się

na kolistej tafli. Głębiej fluorescencyjny

eon? Byłby więc tylko

projekcją pustki, która określa nieuchwytny

moment oddzielenia.

(IX. Dosis Letalis z cyklu Deszcze)


Zdziwienie światem łączyło się w wyobraźni poetyckiej Kaspra z pytaniami o realność i prawdę obrazów rzeczywistości. W Mogiłach obwoźnych tak sformułowanych pytań jest więcej. Stawia je ktoś, kto wchodzi coraz głębiej i dalej w świat pozbawiony klasycznego piękna i ładu – w świat często brudny i brutalny, odrażający i ponury. Kasper nie ukrywał tych pęknięć i ułomności. Przedstawiał je, bo je widział, bo są one obecne w naszej codzienności.

Brak piękna prowadzi jednak do pustki: „Kto by, pustko, dał radę / być skuteczniejszym. Szczelina / wystarczy, abyś mogła dokonać aneksji” (⁂[Kto by, pustko, dał radę…], z tomu Listy z własnego czasu). A przecież nawet jeden niepozorny okruch może ocalić nas przed nicością i uchronić przed wszechwładzą pustki. Wystarczy, że odnajdziemy w sobie ten najważniejszy klucz, otwierający drogę do celu – jest nim miłość prowadząca człowieka poza granice codziennej marności, dająca nadzieję i odsłaniająca dawno zarośnięte i zapomniane ścieżki, po których:

Słoneczny łobuz pomyka

na trajkoczącym rowerku,

rozpryskując kałuże po deszczu.

(⁂[Słoneczny łobuz pomyka…] z tomu Listy z własnego czasu).


Pod warstwą słów szorstkich, prostych, dosadnych, które stanowią językowy rdzeń wierszy zebranych w Mogiłach obwoźnych, kryją się uczucia, których źródłem i początkiem jest – powtarzam – wrażliwość poety. Bo Jan Kasper był poetą wielkiej wrażliwości. Potrafił dostrzec bardzo delikatne i ulotne wymiary życia. Tę wrażliwość bohater Kaspra często chowa, maskuje ją kpiną lub ironią. Ale zewnętrzna maska nigdy nie ukryje prawdziwego lirycznego napięcia, które w tej poezji jest stale obecne. Pojawia się ono w wierszach narracyjnych, w opisach i w zmetaforyzowanych obrazach. Liryczne napięcie wyznacza wewnętrzną tonację całego tomu, jest jego osnową i horyzontem.

Mogiły obwoźne są świadectwem poetyckiego poznawania świata oraz realnego bycia w sobie i ze sobą. Jan Kasper – zmarły przedwcześnie, w sierpniu 2023 roku – szedł często drogami, na których „jedynie piach, kamienie, dziury”. Ale potrafił te drogi ostatecznie prostować w sobie właśnie:

Nie było we mnie żadnych

myśli, ani uczuć. Nic nie przeszkadzało mi

w patrzeniu na fale, które równo,

spokojnie zmierzały do brzegu.

Złączony z sobą, oddychałem lekko.

(Węzeł z tomu Miasto nad wodą)
Jan Kasper: Mogiły obwoźne.
Instytut Mikołowski,
Mikołów 2022, s. 376.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.