Pokój jest wąski, prostokątnie wydłużony, wciśnięty między grube, ceglane ściany. Okno znajduje się na wprost futryny. W futrynie nie ma drzwi. Drewniane ramy okienne są popękane. Kit kruszy się i odpada od szyb. Na wypukłych deskach podłogi leży wytarty, poplamiony dywan. Romboidalne kształty układają się na nim w okrąg.
Na suficie spod grubej warstwy nierówno kładzionej farby wybrzuszają się pozostałości po sztukaterii. Ściany obite są jasnobrązową, papierową tapetą, mającą imitować powierzchnię oheblowanej deski. W powietrzu unosi się zapach pleśni.
Po prawej stronie mahoniowa meblościanka pełni funkcję kredensu, biblioteczki i szafy na ubrania. Po lewej stronie stoi składana amerykanka, przykryta zmechaconym kocem w szkocką kratę.
Parapet i kaloryfer pod nim są zarzucone stertą kieszonkowych wydań książek z serii „Żółty Tygrys”. Na samym wierzchu, na grzbietach innych, zwraca uwagę rozbity czarny Mercedes ze strony tytułowej: Anthropoid atakuje!.
W przeszklonej biblioteczce szyba jest rozsunięta. Widać na niej ślady palców. Starta kalkomania przyklejona do szkła przedstawia bezgłową postać trzymającą w rozczapierzonych palcach pęk trociczek. Kurz lepi się do książek, przed ich grzbietami, na każdej z trzech półek kościane słonie z uniesionymi trąbami oraz puste magazynki do parabellum.
Najwyższa półka biblioteczki: Emanuel Rostworowski Historia Powszechna Wiek
Półkę środkową zajmuje dwunastotomowa encyklopedia PWN oraz dwa tomy słownika języka polskiego Michała Arcta. Półka najniższa: wydania albumowe „Reader’s Digest”, Biblioteka Filozofów z Kolekcji Hachette i Świat w przekroju rok 1966 oraz 1976.
W otwartej szafie pod biblioteczką tuż obok kufli i talerzy ułożono na sobie pudła po butach, znajdująca się w nich kolekcja minerałów jest mocno zawilgocona. Przeszło trzysta, owiniętych w gazety, półszlachetnych kamieni przeróżnej wielkości. Są wśród nich: nefryty, jaspisy, agaty, onyksy, obsydiany, jadeity. Czyste i mętne kryształy górskie. Chalcedon odpowiada znakowi zodiaku. Z pewnością nie ma ani jednego opalu.
W szafie na ubrania drzwi też są otwarte. Na wieszakach: ciemna pikowana kurtka na watolinie, budrysówka feldgrau, batystowa kurtka bejsbolowa, czarna jeansowa katana. Pięć białych koszul z długim rękawem, pięć białych koszul z krótkim rękawem. Wszystkie od Ralpha Laurena. Poprzecznie prążkowana piżama. Trzyczęściowy lniany garnitur. Błękitna suknia wieczorowa z tafty jest owinięta folią. Ramiona wpiętej w dekolt broszy rozchodzą się promieniście. Na końcu wisi czarna marynarka od munduru z rządkiem baretek odznaczeń po lewej stronie piersi. Do wytartego mankietu przyczepiony jest numerek z pralni.
Para cynobrowych spodni z diagonalu leży złożona na wierzchu najwyższej półki. Na nich trzy pary uprasowanych na kant spodni wizytowych i niebieski sweter w serek od Tommy’ego Hilfigera. Skarpety, slipy, kalesony, podkoszulki i koszulki polo wrzucone jedne na drugie zajmują poniżej całe dwie półki. Dolna półka jest pusta.
Spod szafy wystają buty z kurdybanu z cholewką przedłużoną aż za kostkę i para kapci frotte bez palców.
Na stoliczku nocnym połyskują w słońcu szklane szachy. Bierki ustawiono w obronę Caro-Kann. Brakuje jednak czarnego laufra i dwóch białych pionków. Wszystkie wieże mają spiłowane blanki.
Koło szachownicy budzik z podświetlanym cyferblatem, obgryziony ołówek, temperówka, pióro wieczne bez nasadki i wyblakły, bladozielonkawy odcinek renty. Kwota odbita fioletową kalką z oryginału: „1 655 000 zł słownie: jeden milion sześćset pięćdziesiąt pięć tysięcy złotych i 00/100”. Przez kartkę przebija rozlany orzeł bez korony.
Pod spodem zeszyt czysty obłożony brązowym papierem. Wystaje z niego liniuszek w gęstą kratkę. Otwarty na stronie sto siedemnastej egzemplarz Kaputt Malapartego, w nim zakładka w zawilce ręcznie szkicowane ołówkiem kopiowym i karta leczenia szpitalnego. Epikryza, str. 2 z 2: „…oparte na kryteriach diagnostycznych McDonalda (2010), łącznie z badaniami rezonansem magnetycznym, przed i po podaniu kontrastu. Dawkowanie oraz sposób modyfikacji dawkowania w leczeniu interferonem beta, peginterferonem beta-1a, octanem glatirameru, fumaranem dimetylu, teryflunomidem lub alemtuzumabem należy prowadzić zgodnie z zapisami stosownych Charakterystyk Produktów Leczniczych…”. Podpis nieczytelny.
Na niewielkiej tablicy korkowej, zawieszonej w wykuszu meblościanki, wpięte pinezkami wycinki z kolorowych gazet, kartki papieru czerpanego z zatopionymi w nich drobinkami liści i ździebeł trawy. Pod spodem, na krawędzi niemal, pokaźna płachta rysunku technicznego w rzucie poziomym, przyszpilona nieco na bakier, przedstawia pagodę. Rysunek nie jest dokończony, wraz z nim szczątkowy szkic fasady: cztery kondygnacje i wyraźnie podwinięte okapy dachów.
Pod tablicą telewizor kineskopowy z pokrętłem. Na szydełkowej serwetce rozstawione dwa ramiona anteny pokojowej i ciężka, kryształowa popielniczka. Szklanka w metalowym koszyczku z wyschniętą torebką herbaty. Obok paczka chusteczek higienicznych i rozerwana koperta, na niej brązowym tuszem napisane: „dla Jacka”.
Za oknem na wiadukcie przejeżdża pociąg. Żółwik z muszelek w drucianych okularach kiwa głową. Jest pod telewizorem. Światło spływa po obłościach skorupy. Jeszcze niżej wysrebrzają się w butelkach rafandynki z postawionymi żaglami. Każda imituje inny okręt z flotylli Kolumba: Santa Maria, Niñia i Pinta. Wszystkie w skali 1:250. Tęczobarwny łabędź z modułowego origami wygina smukłą szyję, w nim górka pudełek po zapałkach z powycieranymi draskami. Woda kolońska Brutal opakowana w celofan i związana gumką recepturką.
Na półce ponad łóżkiem złożony netbook mini okręcony kablem zasilacza i kilkadziesiąt opartych o siebie pocztówek. Z wierzchu najbardziej egzotyczne miejsca: Tokio: „あけましておめでとうございます 1997”, Thimphu, Pokhara, Kapsztad, Angkor. Dalej: Beverly Hills, Tallahassee, Uluru/Ayers Rock. Popiersie Nefretete z Muzeum Egipskiego w Berlinie ukazuje pod kątem olśniewające poblaski. Pocztówka z reprodukcją Portretu papieża Pawła
Nad tapczanem wypłowiałą pustką zieją ślady po obrazach. Pomiędzy nimi zawieszona rama, w niej oszklone przedwojenne, sepiowe zdjęcie trzydziestoletniego mężczyzny w mundurze oficera. Pozuje do portretu z powagą, spojrzenie jednak jakby dotknięte obłędem. Zaczesane wysoko włosy lśnią. Ma trzy gwiazdki na pagonach. Za szybkę wetknięte obok siebie: wiejska scenka rodzajowa z cliché-verre przedstawiająca dwóch chłopów na wozie z sianem ciągniętym przez osła oraz kolorowe zdjęcie legitymacyjne pucułowatego chłopczyka.
Muszą w nim gdzieś być: pluszowy breloczek do kluczy z pękniętym kółkiem, walkie-talkie, obrazek z przesypującym się w wodzie piaskiem, kartka wygrywająca życzenia urodzinowe, kolia zrobiona ze sreberek od czekolady. I może (a kto to teraz wie?!) będą w nim nawet turnice odbijające się w puzonie?
On też tu jest. Naprawdę tu jest. W pokoju.
[inne opowiadanie można przeczytać w numerze]