Przypomnijmy: zmarły w 2017 roku Zygmunt Bauman należy do nielicznych, obok Andrzeja Walickiego i może Leszka Kołakowskiego, naszych myślicieli społecznych obecnych w światowym obrocie myśli ostatniego półwiecza. Czytelnicy i słuchacze, a są ich miliony, znają go, cenią i wiele z niego czerpią. Historia tej książki stanowi egzemplifikację jej treści i wymowy.
Zygmunt Bauman i Stanisław Obirek toczą dialog, który jest rzeczywistym, wspólnym, łączącym jego uczestników poszukiwaniem. Takim, w którym chciałoby się brać udział, o coś zapytać, może trochę dodać, wyrazić swój punkt widzenia, zaspokoić część ciekawości i zapewne jeszcze więcej jej w sobie rozbudzić. Bauman i Obirek nie spierają się, ale i nie powtarzają, razem budują drogę, a w tej pracy odwołują się do literatury, filozofii, teologii, socjologii i ekonomii, do nauki, sztuki i religii oraz, przede wszystkim, do własnych przeżyć i do historii. Rekonstruują i próbują refleksyjnie porządkować bieg własnego, indywidualnego życia, tworzyć z niego biografię, a także odnajdywać jakieś ślady sensu w historii. Związek tego, co ogólne, z tym, co szczególne, tego, co społeczne, z tym, co indywidualne, historii z biografią wytycza przewodni wątek opisywanych w tej książce przeżyć i relacjonowanych przemyśleń. Gdy Zygmunt Bauman z trwogą mówi o polu minowym wypełniającym współczesny świat i o tym, że „struktury społeczne nie determinują ludzkich wyborów, ale decydują o ich prawdopodobieństwie”, to zarazem zarysowuje perspektywę, w której określa się los każdej osoby i kontekst, w którym trzeba go umieścić, by móc coś zrozumieć. Podobny punkt widzenia na struktury społeczne ma Stanisław Obirek, gdy przy okazji omawiania współczesności zauważa: „Winy upatrujesz chyba bardziej w świecie niż w nich. Podzielam te uczucia”.
Dialog otwierają ugruntowane analizy aksjologiczne dotyczące wolności, dobra i zła, samoświadomości, a więc cech i wartości, do których ustosunkowanie się jest niezbędne, by naszej egzystencji próbować nadawać sens, a przynajmniej starać się, by wypełniający je czas nie miał postaci strumienia obrabiającego leżące na jego dnie kamienie. Życie – rozmówcy są zgodni – powinno być tworzeniem samego siebie, co bywa udręką, ale tylko w ten sposób staje się ono czymś wyjątkowym i godnym. Bauman mówi: „świadomość dobra i zła jest świadomością alternatywy. Świadomość alternatywy to tyle co świadomość konieczności wyboru. A znów świadomość konieczności wyboru to tyle co świadomość wolności. A świadomość wolności to świadomość odpowiedzialności za wybór. Świadomość zaś odpowiedzialności to człowieczeństwo człowieka”. Autorzy zdają się, choć nie jest to pewne, uznawać zarówno dobro, jak i zło za coś realnego, równie prawdziwie istniejącego i ważkiego. Może jednak ich występowanie jest inne, nie równoprawne, a zło to brak dobra? Lub odwrotnie: dobro istnieje wtedy, gdy nie ma zła?
Owa porządkująca inwentaryzacja pojęcia godności człowieka przypomina obraz przedstawiony w 1946 roku przez Marię Ossowską, zatytułowany Wzór obywatela w społeczeństwie demokratycznym. Bauman i Ossowska kładą nacisk na związki jednostki z innymi ludźmi, na głębokie relacje człowieka i społeczeństwa. Ossowska opisany przez siebie wzór osobowy zaczyna od podkreślenia znaczenia „aspiracji perfekcjonistycznych”, Bauman uważa, że „pierwszą i bodaj główną cechą, niejako «meta-cechą» […] jest poczucie zadania do spełnienia, zadania wykraczającego poza pospolitą troskę o przeżycie i ponad nią się wynoszącego”. Dodajmy, że oznacza to uznanie ambicji za kluczowy składnik osobowości. Cechę wcale niejednoznaczną – nieprzypadkowo niegdyś Władysław Tatarkiewicz uznał „silnie naprężone ambicje” za najbardziej niebezpieczne tworzywo, którym człowiek dysponuje. Bauman po „zadaniu do spełnienia” wymienia inne składniki, które ograniczają ten pierwszy, choć można je przecież tak dopasowywać i obrabiać, by wzmacniały każde zadanie, również takie, które nam przypomina zabawę piromana, lecz dla kogoś może być wyrazem chwalebnego poświęcenia dla osiągnięcia powszechnej ekspiacji.
Punkty wyjścia rozmówców są odmienne, ale dojścia bardzo bliskie. Zygmunt Bauman w młodości ocierał się o śmierć, w dzieciństwie spotykał się z upokorzeniami, autentyzmu egzystencji doświadczał na sobie i gdziekolwiek spojrzał, to go widział. Obirek przeżywał biedę, doznawał obezwładniającej siły tradycji i otwierającej mocy oświecenia, lecz przede wszystkim miał szczęście urodzić się później. Ale pewne doświadczenia, a także poszukiwania i rozstrzygnięcia mają wspólne. Bauman wstąpił do odwołującej się do marksistowskiego programu partii, Obirek wstąpił do jezuickiego zakonu. Każdy ten krok zrobił z własnego wyboru, żaden nigdzie nie był wcielony ani skierowany siłą. Z czasem jeden i drugi doznali zawodu, który narastając, doprowadził ich do wyjścia ze „swojej” partii i „swojego” zakonu. I ani Bauman, ani Obirek nie utracili przekonań, nie odrzucili ich podstaw, bo nie zaznali usprawiedliwiającej odwrót quasi-iluminacji. Bauman zachował aksjologię lewicową, a Obirek rozwija antropologiczny i teologiczny politropizm, czyli wielość dróg prowadzących do człowieka i Boga.
Obydwaj za najważniejsze uznają świadome przeżywanie dni i lat, uważnie przyglądają się współczesności i rodzącej się z niej przyszłości. Nie poddają się wyimaginowanym koniecznościom czy wygodnictwu myślenia kolektywnego. Bauman wskazówek szuka też u ekonomistów, ale w Polsce nie znajduje prawie nikogo, czyj dorobek intelektualny by przetrwał, perspektywa się zachowała, a znaczenie co najmniej nie malało. Poza Tadeuszem Kowalikiem, który ze względu na znaczenie spuścizny merytorycznej i wagę moralną swoich poglądów budzi szacunek autorów książki, a także jej czytelnika, czyli mój.
Zygmunt Bauman i Stanisław Obirek odczuwają dużą bliskość z obecnym papieżem. Obirek niejednokrotnie wspomina, że Bauman i Franciszek są w świecie ze sobą zestawiani, a sami poznali się osobiście, wzajemnie czytali i rozumieli. Bauman widzący współczesność podminowaną społeczną niesprawiedliwością, złożoną z wielkich dysproporcji, przenikniętą światopoglądem neoliberalnym wierzy, że tak być nie musi i że „Kościół pod przewodnictwem papieża Franciszka [może] stać się oddziałem przednim ludzkości rozpoznającym i usuwającym przeszkody piętrzące się na drodze do zbawienia planety przed wyniszczeniem, a jej mieszkańców od wojen na wyniszczenie”. Obydwaj słuchają wystąpień papieża Franciszka i odróżniają je pozytywnie od blisko go w Watykanie poprzedzających. Podobnie jak wcześniej Obirka (nie tylko jego) poruszyła i odepchnęła napisana przez Ratzingera i w 2000 roku sygnowana przez Jana Pawła
W ciągu całej rozmowy Bauman i Obirek poszukują dobra, starają się odnaleźć tworzący je dzisiaj materiał i wykorzystać go do budowy. Ale można używać perspektywy odmiennej, mieć zadanie skromniejsze, za to mniej ryzykowne. W niej identyfikację dobra zostawiamy indywidualnemu wyborowi, kierowanemu – jak Abramowski skorygował Kanta – przez „uspołecznione sumienie”. Koncentrujemy się na eliminacji zła, widząc w oddali cel, i zgodnie z zaleceniami Poppera używamy „inżynierii cząstkowej”, a nie ulegamy złudnej atrakcyjności całościowego projektu usilnie wcielanego w życie natychmiast i tutaj. Nie infantylizujemy innych przez narzucenie im odkrytego przez siebie dobra. Autorzy książki, gdy zbliżają się do społecznych konkretów, znajdują się na tej drodze, choć w samym punkcie wyjścia, wśród zawieszonych wyżej pojęć abstrakcyjnych, są gdzie indziej. W życiu – jak konstatował w ostatnich swoich dniach wybitny historyk kultury intelektualnej
Z tą książką warto rozmawiać, jej autorzy do tego zachęcają, a ja do lektury.