Zamiast liczby pojedynczej poeta woli mnogą, a więc zamiast ja – my. Kiedy poeta mówi my, rzadko kiedy ma na myśli my pokoleniowe, jak bywało przed laty, narodowe czy społeczne; zaimkiem my od dawna już określa najbliższą sobie wspólnotę duchową, rodzinną, przyjacielską, tak czy owak – prywatną. Kiedy zaś wybiera liczbę pojedynczą, to częściej niż w pierwszej wypowiada się w drugiej bądź trzeciej osobie; a więc zamiast ja – ty, on, ona. Nie znaczy to, że w wierszach tego poety ja liryczne nie dochodzi do głosu w sensie dosłownym i ścisłym. Dochodzi. Ale od wielkiego dzwonu. Przede wszystkim wówczas, gdy mowa o tym, co najintymniejsze i jednocześnie najboleśniejsze. A zatem w wierszach poświęconych zmarłej matce, zmarłemu ojcu.
Matka i ojciec pojawiają się w Prawdziwym życiu raz osobno, raz razem. Na przykład w wierszu Drottningholm jako turyści między innymi turystami na fotografii wykonanej pół wieku temu na wycieczce w Szwecji; albo w trakcie przejazdu poety przez miasto, w którym mama przed wojną chodziła do szkoły (Sambor), albo gdy wspomina miasto, w którym spędziło się dzieciństwo i młodość (Imieniny), dom, w którym mieszkało się z rodzicami (Arkońska 7), gdy było się najpierw harcerzem i ministrantem równocześnie, co zresztą nie bez znaczenia, a potem maturzystą (Mam piętnaście lat).
Matka i ojciec goszczą w wierszach syna nie od dzisiaj. Tych wierszy jest sporo: Lotnisko w Amsterdamie z Ziemi ognistej (1994) poświęcone „pamięci mojej Matki”, zadedykowane po prostu „Ojcu” Siostry miłosierdzia z Pragnienia (1999), czy W małym mieszkaniu w zbiorze Anteny (2005), w którym ojciec w wierszu syna zostaje dopuszczony do głosu. Do tego jeszcze: O mojej matce i Studniówka w tomiku Asymetria (2014) oraz Rozmowa, w której poeta wyznaje: „dopiero teraz umiałbym rozmawiać z rodzicami / ale nie mogę usłyszeć odpowiedzi”, dopiero teraz, gdy nie żyją.
Tak czy owak, to co się dzieje z nami, z każdym z nas z osobna, to tajemnica. Każdy na swój rachunek i na własną odpowiedzialność próbuję tę tajemnicę rozwikłać, poznać, chociaż, jak wiadomo, nie da się uchwycić w słowie tego wszystkiego, co z natury niepochwytne i właśnie jako takie – intrygujące i fascynujące, ale także niepokojące. Dlatego też poznanie tajemnicy odkłada się z dnia na dzień. Tyle tylko, że przyszłość to zawsze jedna wielka niewiadoma, przyszłość jest nieznana. W odróżnieniu od przeszłości, o której owszem wiemy ciągle za mało, ale jednak więcej niż o przyszłości. Nic więc dziwnego, że bohater wierszy Adama Zagajewskiego, i tych z Prawdziwego życia, i tych z wcześniejszych tomów, nieustannie porusza się na granicy tego, co się stało, i tego, co się stanie, niezależnie od tego, co jest teraz. Wraca więc do czasów szkolnych, gdy w jednej kamienicy mieszkał z aktorem in spe Wojciechem Pszoniakiem, gdy zaczytywał się w Dzieciach kapitana Granta Juliusza Verne’a i marzył o podróży na Wyspy Wielkanocne, tymczasem „Miesiące wchodziły i wychodziły / dyskretnie po angielsku” (Arkońska 7), gdy pod wpływem „pana od polskiego”, ale to nie jest jednak oczywiste, zaczął pisać pierwsze wiersze, bo chciał w poezji „znaleźć mądrość (bez rezygnacji) / i także pewien rodzaj spokojnego szaleństwa” (Oświecenie).
To, co pojedyncze, w pewnym momencie życia okazuje się wspólne, stąd właśnie tak specyficzna dla Prawdziwego życia zamiana liczby pojedynczej na mnogą. My: „zwycięzcy i przegrani” (Deszcz we Lwowie), „Jesteśmy bezpieczni, ukryci / w betonowych pudłach, w lęku” (Kardamyli) i chociaż nie wszyscy jesteśmy poetami, to wszyscy „Wciąż zapominamy czym jest poezja” (Wiatr), w efekcie „My nic nie wiemy. Żyjemy w ciemności” (Niedziela) i jeszcze:
z Rzymu i dlaczego Rzym
o wszystkim zapomniał
i dlaczego my zapomnieliśmy
o wszystkim
Również w liczbie mnogiej zostało wypowiedziane ostatnie zdanie ostatniego wiersza tej książki, mianowicie Erraty sprzed wielu lat, skierowanej do przyjaciela poety z młodości, współautora Świata nie przedstawionego – Juliana Kornhausera: „Nie wiemy, czy takie życie jest możliwe / i czy errata jest naprawdę wolna od błędów”. Takie życie, czyli jakie? Moje, twoje, nasze? Życie w ogóle, życie jako takie?
Podróżując, poeta porusza się rzecz jasna własnym tropem, ale równie często tropem innych poetów, tropem wielkich pisarzy, malarzy kompozytorów, filozofów. To zaskakujące, że w wyciszonej, refleksyjnej, a bywa, że konfesyjnej liryce tego autora jest tak tłoczno. Kogo tu nie spotkamy? I znów wiersz po wierszu, strona po stronie: Lew Tołstoj i Bruno Schulz, „wielki poeta Bashō”, Wincenty Faber i Ewa Demarczyk, Ostap Ortwin i Stanisław Brzozowski, Andrzej Bursa, Alfred Cortot interpretujący Fryderyka Chopina, Leśmian, Gałczyński, Cioran, André Frenaud i jego tłumacz Zbigniew Herbert, Ezra Pound, Jean Améry (jego śladem poeta udaje się do więzienia w Bayonne i twierdzy Breendonk), poza tym Rembrandt i Schubert, Charlie Williams i Tomaž Šalamun. Ale także Emmanuel Lévinas jako autor motta do całego tomu oraz Tadeusz Różewicz, Vladimir Holan, Wisława Szymborska jako autorzy mott do poszczególnych wierszy.
Nie bez znaczenia i nie bez konsekwencji pozostaje ponadto fakt, że razem z poetą uczymy się na pamięć sonetu Szekspira, przyglądamy się autoportretowi Van Eycka, obrazowi Caravaggia, wertujemy album malarstwa Bruegla (ojca), odróżniamy muzykę Vivaldiego od Stockhausena, słuchamy jazzu Charliego Parkera, a poza tym Bacha i Beethovena, ulubionej przez poetę
współczucie wyszło i długo nie wraca
nie zostawiło adresu
Oprócz leżącego na noszach starca o białej twarzy, oprócz pani Jodkowej i pana Zawadzkiego, sąsiadów z kamienicy w Gliwicach, oprócz właściciela sklepiku z figami, w świecie poetyckim Prawdziwego życia mamy jeszcze do czynienia z uchodźcami i turystami. Rzeczywistość uchodźców i rzeczywistość turystów to dwie odrębne rzeczywistości, funkcjonujące obok siebie w sposób, wydawałoby się, bezkonfliktowy. Ale tylko do czasu, bo przecież nie da się pomyśleć, że świat, w którym żyjemy, po którym podróżujemy, to przecież ciągle jeden i ten sam świat. Obydwie rzeczywistości: tych przegranych i tych zwycięskich, nawzajem się warunkują. Nie może być inaczej. Podobnie jak warunkują się dobro i zło, o czym przekonujemy się, analizując na przykład
Turyści krążą po Europie, zwiedzają, zachwycają się. Wszędzie są u siebie. Są bezpieczni. Uchodźcy nigdzie nie są u siebie, a tam, gdzie są, żyją w strachu, w poczuciu niebezpieczeństwa. Świat współczesny, świat, w którym żyjemy, to świat chaosu. „Słyszysz chaos który rośnie”, mówi do siebie samego poeta w Listopadzie, obserwując przechadzającą się w galeriach handlowych z prawa do lewa ludzkość. Tak właśnie, ludzkość. „Świat ciągle rośnie rośnie niepowstrzymanie / A jednak jest go coraz mniej” – diagnozuje artysta u schyłku życia (Stary malarz na spacerze). Tymczasem Zagajewski – na wszelki wypadek przypominam, autor wiersza Uchodźcy (w tomie Ziemia ognista) – teraz w utworze Granica katastroficznie konstatuje:
i patrzą z nadzieją na drugą stronę
[…]
Po obu stronach granicy jest wchód
Na północy jest wschód
I na południu jest wschód
A w wierszu pod tytułem nomen omen Wschód, powstałym gdzieś między Domem Centralnym w Zamościu, w którym mieszkał Bolesław Leśmian, niegdysiejszym gettem w Kolbuszowej a byłym obozem zagłady w Bełżcu – zatem w wierszu napisanym z pozycji, co tu gadać, właśnie turysty – czytamy: „zbawienia nie będzie, nie było”, a także: „stąd już blisko / do miejsc ostatecznych, do początku, do kresu, / do czarnej ziemi, do arii bez końca”. A jakby tego było mało, w Czekamy poeta dodaje: „Wszyscy czekamy / co będzie dalej / Jest wieczność / ale wkrótce się skończy”. Ponad wszelką wątpliwość, liryka tego autora nigdy nie była aż tak pesymistyczna, jak ostatnimi laty. Coraz ważniejszą rolę w jego wierszach odgrywają przymiotniki czarny oraz ciemny. A zatem: „czarna kamienica”, „czarna ziemia”, „czarne serce”, „czarne są cienie”, „czarna jest miłość”, a zatem: „ciemne słońce”, „ciemne szczęście melancholii”, „ciemny las cudzego życia”, „ciemne siły”, „fale morza / ciemnego jak wino”; naszym przeznaczeniem jest życie w ciemności (jak w cytowanej wcześniej Niedzieli), a w najlepszym razie żyjemy „w półmroku”, niczym bohaterowie obrazów Caravaggia (Powołanie Mateusza).
W zbiorze Anteny sprzed półtorej dekady poeta zamieścił wiersz Zwyczajne życie z wyrażonym w wygłosie przeczuciem: „Zwyczajne życie łaknie”. Czego? Więcej życia. Tym prawdopodobnie jest prawdziwe życie zaklęte w tytule Prawdziwe życie. Czymkolwiek jest, czymkolwiek okaże się prawda.