Gaudeamus igitur… Radujmy się…
*
Początek nowego roku akademickiego to pierwszy z dwóch powodów, dla których po latach zajrzałem do słynnej książki Allana Blooma Umysł zamknięty. O tym, jak amerykańskie szkolnictwo wyższe zawiodło demokrację i zubożyło dusze dzisiejszych studentów. Drugim powodem jest podjęcie w Bibliotece Kwartalnika „Kronos” imponującej edycji pism zebranych tego myśliciela; ostatnim, szóstym jej tomem ma być kolejne wznowienie Umysłu zamkniętego. W Ameryce książka Blooma, wydana w 1987 roku, ku zaskoczeniu i zawiści wielu akademików, kolegów autora, odniosła masowy sukces. Nie opuszczając przez długi czas pierwszego miejsca listy bestsellerów „The New York Timesa”, znakomicie sprzedawała się na obu półkulach. Mało znanego wcześniej profesora filozofii politycznej uczyniło to sławnym i bogatym, dolary wydawał podobno równie szybko, jak je zarabiał. Przyjaciel Blooma, pisarz Saul Bellow, radował się, bo „To niemała rzecz zyskać bogactwo i sławę, mówiąc po prostu dokładnie to, co się myśli, i mówiąc to po swojemu, bez żadnych kompromisów, żadnych popularyzatorskich sztuczek, żadnej umysłowej szarlatanerii”.
*
W Umyśle zamkniętym Bloom wspomina Amerykę lat sześćdziesiątych, w której „niemalże wyzionęło ducha Oświecenie”. Jako profesor Uniwersytetu w Cornell z przerażeniem reagował na rebelię studencką, przybierającą formy buntu absurdalnego, i porównywał ją do wydarzeń z lat trzydziestych w Niemczech. „Nie powinien nas zmylić fakt, że przedwojenne Niemcy były politycznie prawicowe, a Ameryka lat sześćdziesiątych lewicowa”. Amerykańska młoda lewica przypominała Bloomowi lewicę nietzscheańsko‑heideggerowską; analogie nasuwały mu się nieodparcie. W obu przypadkach chodziło, jego zdaniem, o ruch sfrustrowanych rozwścieczonych półinteligentów owładniętych chorobliwą żądzą rekompensaty i odwetu. Światowej sławy filozof niemiecki z Heidelbergu, Karl Jaspers, nie miał co do tego żadnych złudzeń, nie potrafił jednak zrozumieć, dlaczego potworne aberracje ideologiczne rodzą się nawet w umysłach ludzi wybitnych. W swoim dzienniku odnotował, iż Martin Heidegger, z którym długo pozostawał w przyjaźni, na pytanie, dlaczego człowiek tak niewykształcony jak Hitler może rządzić Niemcami, odpowiedział: „Wykształcenie jest najzupełniej obojętne. Proszę się przyjrzeć, jak cudowne są jego ręce!”.
*
Bellow w słowie wstępnym do książki Blooma odnotowywał, że pojawia się ona w czasie, kiedy spór między lewicą a prawicą jest wyjątkowo brutalny. Antagoniści porzucili cywilizowane obyczaje. Nie sprawiają już wrażenia, żeby się nawzajem słuchali. Te same pojęcia znaczą dla nich coś zupełnie innego. „Mamy często wrażenie – pisał w podobnym duchu Leszek Kołakowski – jakby wszystkie znaki i wszystkie słowa, które budowały naszą podstawową siatkę pojęciową i udostępniały nam system rudymentarnych odróżnień, waliły się na naszych oczach […] Nie ma już jasnego odróżnienia, w życiu politycznym, między wojną i pokojem, między inwazją i wyzwoleniem, między równością i despotyzmem”. Powstanie nowego języka – języka relatywizmu wartości – uznawał Bloom za najdonioślejsze i najbardziej zdumiewające zjawisko naszych czasów, za nieomylny znak głębokich przemian moralno‑politycznych w sposobie ujmowania świata.
*
Kiedy prezydent Ronald Reagan – czytamy w Umyśle zamkniętym – określił Związek Radziecki mianem „imperium zła”, chór prawomyślnych gwałtownie protestował, uznając te słowa za „jątrzące”. Kiedy zaś Reagan mówił, że Stany Zjednoczone i ZSRR po prostu wyznają „inne wartości”, te same osoby mu przyklaskiwały. „Termin «wartość», sygnalizujący skrajny subiektywizm wszystkich przekonań na temat dobra i zła, służy wygodzie tych, którym zależy wyłącznie na utrzymaniu się przy życiu”. Jako nauczyciel akademicki Bloom mógł się przekonać, że niemal każdy student przychodzący na uniwersytet sądzi, a przynajmniej tak mu się wydaje, iż prawda jest względna. Kwestionowanie jej względności jest dla niego równie zdumiewające jak podawanie w wątpliwość, że dwa plus dwa równa się cztery. Dla studentów wywodzących się ze zróżnicowanych środowisk najważniejszym wymogiem moralnym, koniecznym warunkiem wolności społeczeństwa jest względność prawdy i powszechna równość. Jeszcze raz zacytuję Kołakowskiego: „Żyjemy w świecie, w którym wszystkie formy i wszystkie odróżnienia odziedziczone wystawione są na gwałtowne ataki w imię ideału totalnej jednorodności, przy użyciu mglistych równań, stosownie do których każda różnica jest hierarchią, a każda hierarchia jest opresją”. Relatywizm prawdy wpajany studentom jako niepodważalny aksjomat skłania ich do tego, aby raz na zawsze wyrzekli się przekonania, że ktokolwiek może mieć naprawdę rację.