Pewnego razu, na przełomie wieków, czyli około roku 2000, kiedy obaj zasiadaliśmy jeszcze w Pracowni Literatury Romantyzmu Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, w skrócie Iblu, w jednym z najciekawszych iblowskich miejsc powołanych do prawdziwego uprawiania nauki, czyli poszukiwań i dyskusji, tuż przed odejściem Autora na emeryturę i moją translokacją na pewne zaszczytne stanowisko, Profesor Jarosław Marek Rymkiewicz, którego w dalszej części tekstu będę nazywał po prostu Profesorem, opowiedział mi, jak był przyjmowany przez ówczesnego rzeczywistego Dyrektora Stefana Żółkiewskiego, zwanego Hetmanem przez przypadkową homonimiczność nazwiska i nieprzypadkową zbieżność charakterów z inną postacią historyczną. Hetman zaprosił późniejszego Profesora na rozmowę, było to w połowie lat sześćdziesiątych; pozostawał wtedy osobą niezwykle wpływową, cieszył się ogromnym autorytetem, którym niestety nie zawsze mogli się cieszyć szefowie Instytutu. Rozmowa wstępna o pracę przebiegła na tyle pomyślnie, że Profesor pracę dostał. Bardzo zadowolony, oznajmił to pierwszemu napotkanemu po wyjściu z gabinetu dyrektorskiego na korytarz pracownikowi Instytutu, którym zupełnie przypadkowo – jak twierdził, nie byli umówieni – okazał się inny wybitny badacz literatury i jedna z najbarwniejszych postaci iblowskich, profesor Ryszard Przybylski, wielki znawca klasycyzmu i nie mniejszy krytyk polskiego romantyzmu w jego wariancie wstecznym, zaprzańskim i pełnym przywar. Spotkali się na korytarzu, który w wyobraźni zbiorowej stał się miejscem ważnym kulturowo; przeszło ono do historii, gdyż prowadzono tam nie tylko burzliwe spory literackie, lecz również działalność polityczną, jak się ówcześnie mawiało – wywrotową, i słusznie, ponieważ do pewnego stopnia takim światem odwróconym, na wspak, Ibl zawsze był i pozostaje do dziś. Z czasem zredukowano przestrzeń symboliczną Instytutu do tego korytarza, co jest wielce krzywdzące, ponieważ pod gwarantującym bezpieczeństwo dachem Pałacu Staszica znalazło wreszcie schronienie Archiwum Instytutu Badań Literackich, pełne bezcennych świadectw życia intelektualnego pierwszych dziesięcioleci istnienia Polski Ludowej, a w staszicowskich piwnicach rozłożyła swoje ogromne i niejednokrotnie unikatowe zbiory iblowska Biblioteka – w czasach stanu wojennego również miejsce produkcji i kolportażu wydawnictw drugiego obiegu. Na tym to właśnie korytarzu, mieszczącym się na pierwszym piętrze Pałacu Staszica, między późniejszym Archiwum (góra) a Biblioteką (dół), Profesor pochwalił się Ryszardowi Przybylskiemu, że właśnie został przyjęty do Iblu, i podał, zbieżną zresztą z jego ówczesnym gustem artystycznym, „klasycyzującą” afiliację pracownianą. Zdziwiłem się – wspominał prawie czterdzieści lat później – gdyż Przybylski nie tylko nie pogratulował mi awansu, ale zasugerował nawet, że Dyrektor zakpił sobie, nie proponując mi angażu w najlepszym zespole, jaki, jego zdaniem, miałaby wówczas stanowić Pracownia Romantyczna (mimo że nazwa urzędowa brzmiała Pracownia Literatury Romantyzmu, to właśnie określenie Pracownia Romantyczna wydawało się wszystkim bardziej adekwatne). Wtedy Profesor nie namyślając się zbytnio, obrócił się na pięcie i wrócił do Sekretariatu z reklamacją. Wszyscy wiedzieli, czym to groziło – Dyrektor był osobą stanowczą. Zdaniem Profesora, Przybylski cieszył się w duchu, że zacznie się chryja i że nowo przyjęty pracownik dostanie od szefa burę. Zawiódł się – Dyrektor, co nie zdarzało się często, pod presją młodego uczonego zmienił swoją ostatnią decyzję, dzięki czemu Profesor rozpoczął współpracę z zespołem, z którym miały go połączyć niejednokrotnie więzy nie tylko literackie, ale i przyjacielskie do końca życia. Początek Profesora w Iblu pokazuje nie tylko, że był rokującym uczonym, z którym się już liczono, lecz również jakąś drapieżność, nieustępliwość, skłonność do działań transgresyjnych. Unaocznia umiejętność rozmowy z drugim człowiekiem. Dokumentuje też, że w Iblu spotykał sobie równych. W tej koncepcji badań literackich, szerzej – literatury, nie chodzi o słowa ale o konkretnych ludzi.
W tamtym okresie w Iblu dominował jeszcze marksizm, choć był formacją w badawczym odwrocie, oraz strukturalizm, który odczytywano jako bardzo odważną politycznie, ponieważ wolną od ideologii, alternatywę dla marksizmu. Z tym wiązał się pewnego rodzaju odgórny nakaz prowadzenia własnych prac badawczych zgodnie z dominującymi trendami, nakaz z początku graniczący z presją, z biegiem lat słabnący, z którego Rymkiewicz wyłamał się. Wracał do tego po latach m.in. w rozmowie z Adamem Poprawą Mickiewicz czyli wszystko (1994). Profesor, wraz ze swoją koncepcją człowieka romantycznego – niezwykle silnie upodmiotowionego, w nieskrępowany sposób pragnącego wyrazić pełnię swojej egzystencji, jej wyjątkowość i niepowtarzalność, ponad wszystko ceniącego wolność, człowieka anarchizującego, znalazł się między oficjalnym literaturoznawstwem marksistowskim i propagującym system i systematyczność strukturalizmem, który nie wydał mu się wcale bardziej pociągający. Wtedy, z tej niezgody na status quo, narodziła się biografistyka Jarosława Marka Rymkiewicza, która najdojrzalszą formę zyskała w cyklu Mickiewiczowskim Profesora: Żmut (1987), Baket (1989), Kilka szczegółów (1994), Do Snowia i dalej (1996), Głowa owinięta koszulą (2012), Adam Mickiewicz odjeżdża na żółtym rowerze (2018), w pracach o Aleksandrze Fredrze i o Juliuszu Słowackim – Aleksander Fredro jest w złym humorze (1977) oraz Juliusz Słowacki pyta o godzinę (1982), a która wyraz znalazła również w Rymkiewiczowskim encyklopedyzmie: Mickiewicz. Encyklopedia, (2001; współautor wraz z Aliną Witkowską, Martą Zielińską i Dorotą Siwicką), Leśmian. Encyklopedia (2001), Słowacki. Encyklopedia (2004) – książkach zwanych też „powieściami encyklopedycznymi”, co mi się nie podoba, bo są to wprawdzie niestandardowe, lecz bądź co bądź encyklopedie.
Biografizm Jarosława Marka Rymkiewicza ma również swoje źródła w monumentalnym przedsięwzięciu iblowskim, jakim była kronika życia i twórczości Adama Mickiewicza, przygotowywana przez całe dziesięciolecia przez zespół w składzie m.in. Ksenia Kostenicz, Zofia Makowiecka, Halina Natuniewicz, Maria Dernałowicz (por. tekst wspomnieniowy Marii Dernałowicz poświęcony Kseni Kostenicz, „Pamiętnik Literacki” 1986, 77/1). Wypracował on niezwykle wysokie normy dotyczące szczegółowości i wiarygodności podawanych faktów. Z sukcesów, do których doprowadziła ta metoda, a takim niewątpliwie jest prawie kompletne kalendarium Mickiewiczowskie (zob. np. Kronika życia i twórczości Mickiewicza: od „Dziadów” części trzeciej do „Pana Tadeusza”: marzec 1832 – czerwiec 1834 Marii Dernałowicz [1966]), ale i jej ograniczeń – fakty nie dały się ustalić, w życiorysie poety pozostały luki w postaci białych plam – zrodziła się Rymkiewiczowska chęć wypełnienia ich wolą własnej poetyckiej wyobraźni.
[…]
[Dalszy ciąg w numerze.]