No, ale teraz sytuacja się zmieniła. Mitzner wydał książkę, której pierwsze zdanie jest jak chlaśnięcie bicza: „Rosja próbuje zabić Ukrainę”. Nie jest to zdanie, którego można by się spodziewać na początku zbiorów subtelnych esejów literackich, ale najwyraźniej przyszła pora i na takie kategoryczne oraz – na nieszczęście nas wszystkich – prawdziwe stwierdzenie. Od kiedy rosyjska armia systematycznie niszczy w Ukrainie obiekty cywilne, mieszkalne i gospodarcze, wiemy dobrze, że w zdaniu Mitznera nie ma żadnej przesady. I co mamy z tym zrobić?
Wiadomo – niewiele. Ale akurat w tym „niewiele” zawiera się myśl, jaka niektórym przyszła do głowy: skreślić rosyjską kulturę. Myśl przypominająca o niegdysiejszym bon mocie Artura Sandauera, że odwaga potaniała, a rozum podrożał. Cóż bowiem łatwiejszego, jak generalnie obrazić się na Rosjan i odwrócić tyłem do ich sztuki, uznać, że nagle przestała istnieć. Sporą grupę przytomniej myślących osób taka myśl zdumiała, a nawet oburzyła. Podobnie Mitznera, który we wstępie do swojej książki wyjaśnia, że właśnie sprzeciw wobec wykluczenia całej bogatej kultury jest powodem decyzji wydania Rosyjskiego kwadratu. „Polski urzędnik państwowy w randze ministra żąda więc zdjęcia z afiszów Czajkowskiego i Szostakowicza – napisał. – Łaskawie pozwala nam w domach czytać wiersze Achmatowej. Na razie”. A potem wspomniał jeszcze Mitzner inny przykład takiego myślenia – bardziej „kameralny”, bo wyartykułowany przez przyjaciela i sprowadzający się do zadeklarowania chęci wymazywania Rosji w ogóle. Na szczęście sam nie ucieka od złożoności sytuacji. Wiadomo, że na przykład wybitni rosyjscy poeci pisali paskudne wiersze, niekiedy jawnie antypolskie. Ale wiadomo też, że było i jest sporo takich artystów, którzy z rosyjskim imperializmem nie mają nic wspólnego, i to jest ta – jak ją Mitzner nazywa – „inna Rosja”, której nie powinniśmy tracić z oczu w sytuacji, jaka teraz istnieje zapewne na przekór ich intencjom.
Zaskakujące, że zbiór esejów o literaturze autor rozpoczął od krótkiego tekstu o Czarnym kwadracie na białym tle Kazimierza Malewicza, ba, ów kwadrat jest też przecież obecny w tytule książki. O co chodzi? Mitzner opisuje obraz zgodnie z jego powszechnym rozumieniem, ale wskazuje, że po raz pierwszy pojawił się on jako element scenografii futurystycznej opery Zwycięstwo nad słońcem, której libretto Aleksieja Kruczonycha, we własnym tłumaczeniu, zamieścił w swojej książce. Czarny kwadrat interpretuje jako miejsce po wyrwanym słońcu, po bogu, jako ikonę pustki…
Nie to jest jednak najważniejsze. Moim zdaniem Mitzner wyeksponował słynny obraz Malewicza, by pokazać, że nawet tak ważny obraz nie jest w pełni oryginalny, że kultura rosyjska – chcąc nie chcąc – była (i jest) powiązana z kulturą europejską. Przed Kwadratem Malewicza z 1915 roku siedemnastowieczny angielski filozof i astrolog Robert Fludd stworzył czarny kwadrat zatytułowany Wielka ciemność, a w 1882 roku francuski pisarz i humorysta Alphonse Allais namalował – pewnie dla żartu – czarny prostokąt mający przedstawiać „bitwę Murzynów w tunelu”. Zabawne, że niedawno badacze na obrazie „odkryli zatarty pierwotny tytuł, wpisany ręką Malewicza: Bitwa Murzynów w nocy”. Czy Malewicz wiedział o tym, co namalował Allais, czy też pamiętał o hochsztaplerskim jarmarcznym przedstawieniu, które mógł widzieć i które Mitzner też wspomina w tekście? W sumie to nieważne.
Nie sądzę, by Mitzner napisał swój tekst dla żartu. Jest on zabawny, ale jego istotą jest przenikanie się sztuki, nawiązania, jakie są w niej nieuchronne. Tych nici nie da się zerwać. I Mitzner idzie tym tropem. Interesuje się tymi miejscami czy momentami, gdzie następują takie przenikania się myśli, pomysłów artystycznych, obszarów, bo interesuje go kultura jako całość, choć ze szczególną uwagą patrzy na jej wschodnie „skrzydło”.
Pisząc o Iwanowie Antoniego Czechowa i zahaczając przy okazji o Aleksandra Błoka, zastanawia się: „gdzie my jesteśmy: w niemieckim romantyzmie czy teatrze absurdu?”. Kiedy pisze o teoretyku teatru Nikołaju Jewreinowie, dostrzega w jego tekstach „przełamywanie się epok w sztuce, zderzenie stylów”. Podobnie u Czechowa, którego sztuki pozwalają – według Mitznera – „myśleć o wszystkich niemal formach dramatycznych wszystkich czasów”. Wniosek, jaki z tego wszystkiego płynie, raczej mało oryginalny, ale wart przypominania, jest taki, że nic w naszym świecie nie jest wyspą, nic nie jest osobne, więc – dopowiem to za niego – wymazywanie czegokolwiek w sztuce jest pozbawione sensu, a finalnie niemożliwe, choć może być dla niektórych kuszące.
Myślę, że dlatego też Mitzner z uwagą śledzi „zachowanie” mowy w sztukach Czechowa, bo swobodna mowa to porozumienie i nawiązywanie więzi. Widzi i słyszy, jak słowa w tych utworach zamierają, „więzną w gardle”, i widzi, że „kryzys słowa zamyka drogę do porozumienia”. Choć sarkastycznie zauważa, nawiązując do sytuacji w Imperium Rosyjskim, że „w państwie policyjnym lepiej trzymać język za zębami”, to jednak podkreśla: „Odrzucenie słowa jest odrzuceniem człowieka”.
Z pewnością teksty zebrane w tej książce powstały w różnych okolicznościach i w czasie, gdy wojna w Ukrainie była co najwyżej niewyobrażalnym ekscesem politycznej głupoty. Zebrane teraz w jednym tomie są cichym głosem intelektualisty za zdrowym rozsądkiem, który powinien nas jednak – mimo okoliczności zewnętrznych – odwieść od pochopnych decyzji i łatwej odwagi wykluczania istotnych dzieł z obiegu publicznego. Tania odwaga to zawsze wątpliwa odwaga.