Rzecz w tym, że twórczość poetycka tego autora również wydaje się wielogłosowa: wszak poeta pisze nie tylko wiersze, ale także cykle wierszy i poematy, posługuje się ponadto prozą poetycką, a nawet poetyckim aforyzmem, który to gatunek do rangi poezji podnosi w ślad za Stanisławem Jerzym Lecem. Jeśli ktoś ma wątpliwości lub nie wie, o co chodzi, niech przynajmniej weźmie do ręki i przekartkuje zbiór aforyzmów Szarugi zebranych w tomiku pod przewrotnym tytułem Kanibale lubią ludzi z 2012 roku.
Inna sprawa, że w poezji posługuje się on nad wyraz chętnie – na zasadzie kontrapunktu – językiem prozy, językiem dyskursu, czego dowodem popisowy, składający się z 222 numerowanych zapisów poetyckich i prozatorskich tekst Blag (języczenie) z roku 2008, ogłoszony w potężnym, liczącym blisko pięćset stron Wyborze z Księgi (2016). A przecież Szaruga jest także autorem kilku doniosłych manifestów poetyckich – to chyba ostatni wybitny poeta współczesny ogłaszający tego rodzaju konfesje – takich jak Przypisy do nieistnienia z roku 1983, Kilka intuicji dotyczących poezji oraz Podstępy sztuki (Pytania do poezji najnowszej) ogłoszone, notabene, jako wstęp i zakończenie zbioru wierszy Klucz od przepaści z 1994 roku oraz, bo przecież za taki trzeba uznać, powstały w 2013 roku Pomysł zapisu informacji (nielogiczny), opublikowany we wspomnianym Wyborze z Księgi. Na wszelki wypadek dodam, że język tychże manifestów to także język poezji, by nie powiedzieć czystej liryki.
Jakby tego było mało, w strukturę ostatnich tomów poezji, a mam tu na myśli Fluktuację kwantową (2015) oraz najnowszą książkę Zaczyna się, wkomponował Szaruga teksty innych autorów. W przypadku Fluktuacji kwantowej były to z jednej strony motta zaczerpnięte z wierszy Juliusza Słowackiego, Leopolda Staffa, Tadeusza Różewicza, Tymoteusza Karpowicza, Stanisława Czycza oraz Paula Celana, Genadija Ajgiego, z drugiej zaś wydrukowane na osobnych stronach cytaty z pism naukowych, filozoficznych bądź literackich Michała Hellera, Carla-Friedricha von Weizsäckera, Stephena Hawkinga, Theodora W. Adorno, Martina Pollacka czy Tadeusza Gadacza. Nie inaczej w Zaczyna się. Tomik otwiera cytat z eseju Leszka Kołakowskiego Leibniz i Hiob, na osobnych kartach, pomiędzy wierszami, pomieszczono cytaty ze szkiców Barbary Skargi i Jarosława Marka Rymkiewicza, z astrofizyka Marka Demiańskiego i filozofa Paula Ricoeura, ale także z Ksiąg Salomonowych i z Listu świętego Pawła do Rzymian, a nawet z Horacego; nie mówiąc już o ludowym porzekadle „Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło”, bo też i tematem wszystkich pomieszczonych w zbiorze cytatów jest właśnie zło.
W ciągu półwiecza, jakie minęło od debiutu w „Życiu Literackim”, poeta ogłosił kilkanaście ważnych i bardzo ważnych zbiorów wierszy. Pierwszy z nich, zatytułowany Dziesięć wierszy, dopiero w dziesięć lat po debiucie prasowym. Od kilku lat związany był z opozycją demokratyczną, jego nazwisko obłożone zostało zapisem cenzorskim i zakazem druku. Nic zatem dziwnego, że Dziesięć wierszy, a także następne zbiorki z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku: Licentia poetica, Nie ma poezji, Czas morowy, Podziemie Europy, Przez zaciśnięte zęby (a także ogłoszone równolegle tomy szkiców literackich: Własnymi słowami, Szkoła polska, W Polsce, czyli Nigdzie) ukazały się albo nakładem wydawnictw podziemnych, albo emigracyjnych. Były dostępne w ograniczonym, by nie powiedzieć zamkniętym kręgu odbiorczym. Pierwsza jego wydana już po zniesieniu cenzury książka to znacząco zatytułowany zbiór poezji Po wszystkim, ogłoszony w 1991 roku nakładem wychodzącej wówczas z podziemia Oficyny Literackiej w Krakowie. Autor miał wtedy – bagatela! – czterdzieści pięć lat. Dopiero jego następne książki, poczynając od Klucza od przepaści z 1994 roku, zaczęły się pojawiać w księgarniach. Tak więc Leszek Szaruga zadebiutował wówczas po raz kolejny, mianowicie oficjalny. Tyle tylko, że debiutując oficjalnie, był już autorem uznanym, jak to się mówi – z nazwiskiem. Miał wtedy swoje miejsce w najnowszej historii literatury polskiej, i to nie tylko jako czołowy przedstawiciel Nowej Fali czy szerzej pokolenia ’68, którego nazwisko wypowiadamy jednym tchem z nazwiskami Stanisława Barańczaka i Ryszarda Krynickiego, Juliana Kornhausera i Adama Zagajewskiego, Jacka Bierezina i Krzysztofa Karaska.
Czytając Zaczyna się, pamiętam o tym wszystkim, o tych historycznych uwarunkowaniach i konotacjach, ale też nie zapominam, że pomieszczone w tym zbiorze utwory mówią nie o tym, co było, lecz o tym, co jest, czego sam doświadczam tu i teraz.
Ze słowem „słowo” sprzężone zostały słowa: głos i mowa, ale także język i milczenie, wszak „idą złe czasy / nie do wymówienia”, czytamy w jednym wierszu, a w drugim „mówimy nie swoim głosem”; w trzecim pojawia się „horyzont mowy”, w jeszcze innym „mowa adamowa”, a w następnym „miazga mowy”, w jeszcze następnym „czarne dziury mowy”. Poeta prorokuje: „mówią w nas / barbarzyńcy”, bo według niego barbarzyńcy – w odróżnieniu od tego, co pisał o nich w swoim najsłynniejszym wierszu Konstandinos Kawafis – to nie zagrożenie zewnętrzne, lecz wewnętrzne: barbarzyńcy są w nas, to my okazujemy się koniec końców barbarzyńcami. Zagrożeniem są także „rozdwojone języki” polityków. To oni, chociaż po prawdzie nie tylko oni, bo przecież, jak czytam jeszcze gdzieś indziej: „wszyscy mówią jednocześnie i / coraz głośniej wykrzykują / wielkie słowa”. Wszyscy, a więc również i my. I my nie jesteśmy bez grzechu.
Poeta wsłuchuje się w słowa innych poetów, ale także w słowa filozofów, myślicieli dawnych i nowych czasów i dochodzi do następującego wniosku:
Zagadnienie dobra i zła to zagadnienie języka. W jakim języku o tym mówić? W języku polityki, w języku filozofii; a może w języku poezji, posługując się metaforą? Myśląc o przemienności dobra i zła, o równoważności dobra i zła, wreszcie o dobra i zła dwuznaczności, nie sposób nie pamiętać, że nie ma myślenia poza językiem, że to, co pomyślane, równoznaczne jest z tym, co wypowiedziane; choćby tylko w milczeniu, do samego siebie, także wtedy, gdy „brniemy / przez pustynię milczenia”, może nawet przede wszystkim wtedy.
Jak się wcześniej rzekło: zło to temat przywołanych w tomiku cytatów, zło, ściślej zaś: dobro i zło, to temat przewodni Zaczyna się, wszak „zło to jedyne nasze dobro” – czytamy na jednej stronie w środku książki, a zaraz na następnej:
Poetę intryguje i niepokoi ta dwuznaczność dobra i zła, ta przemienność, że „zaczyna się na dobre / a kończy na złe” albo na odwrót i że w związku z tym tak łatwo pomylić jedno z drugim. Cóż, pisał Leszek Szaruga już przed laty w tomiku Nie ma poezji: „Słowa się sobie dziwią, zwłaszcza słowu słowo”. Nie inaczej i dzisiaj. Ze słowem zło poeta kojarzy słowo łza, ze słowem gruzy słowo groza. Z poszczególnych wierszy wynotowuję: „zadrę zdrady”, „między ziemią spaloną / i ziemią obiecaną”, „zmorzeni morzem” i „znużeni zanurzeni”, „zło motać” obok „zło wić”, zniszczenie obok oczyszczenia, „płyniemy / płoniemy”, „pieśń pleśni” obok „pleśni pieśni”; i wreszcie w wierszu zamykającym zbiorek: „to nie my / toniemy” – stwierdza poeta nie bez ulgi, ale też z poczuciem winy, widząc na ekranie telewizora łódź pełną uchodźców.
Za Nie ma poezji Szaruga otrzymał w 1981 roku – wraz z Julianem Kornhauserem – Nagrodę im. Andrzeja Bursy. Byłem – student polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego i poeta in spe, chociaż już po prasowym debiucie w tym samym „Życiu Literackim” – na tej kameralnej uroczystości w nowo oddanej do użytku siedzibie ówczesnego Związku Literatów Polskich przy ulicy Kanoniczej w Krakowie. Musiałem jego wiersze znać już wcześniej, skoro odnajduję teraz w swoim egzemplarzu Nie ma poezji, wycięty z legendarnego już dzisiaj dwutygodnika „Student” (1974, nr 8) jego wiersz zatytułowany Genezis. Wiersz ów zaczyna się mocno, nad wyraz mocno: „Poezji jeszcze / nie było i / już nie będzie. Poezja jest / niemożliwa w twoim języku”. Bohater tego wiersza próbuje wypowiedzieć, opisać obraz świata, w którym żyje, który widzi, ale zamiast słów z jego ust wydobywa się rzężenie. Dlaczego? Otóż dlatego, że jak czytamy w równie mocnym jak początek końcu wiersza: „obrazu świata jeszcze / nie było i / już nie będzie. Jest on / niemożliwy w twoim / języku”.
W trakcie kolejnej, drugiej, trzeciej, czwartej lektury Zaczyna się utwierdzałem się w przeświadczeniu, nieuchronnie zamieniającym się w przekonanie, że Leszek Szaruga z dzisiaj jest wierny sobie z wczoraj, a nawet z przedwczoraj. Między jednym a drugim, między – cokolwiek to znaczy – młodym poetą a starym poetą, mimo wszystkich oczywistych różnic, da się postawić znak równości. Stary poeta jest równie młody, jak młody poeta. W każdym nowym wierszu tworzy swoją poezję od początku. Poeta w poecie – jeśli tylko poeta rzeczywiście jest poetą – budzi się nieustannie, w każdym jego wierszu, w każdym jego słowie zaczyna się poezja.