03/2018

Janusz Drzewucki

Pustynia milczenia

1. Twórczość literacka Leszka Szarugi jest dzisiaj – jak nigdy dotąd – wielogłosowa. Pisarz w swojej rozrastającej się systematycznie z roku na rok twórczości – inaczej rzecz ujmując: w pracy w słowie – posługuje się wieloma głosami: głosem poety, prozaika, eseisty, akademickiego literaturoznawcy, ale także krytyka literackiego, i to jak najbardziej nieakademickiego krytyka. A jednak jego głos jako poety wydaje się brzmieć najdonioślej, nawet wtedy gdy mówi szeptem; a przecież bywa, że poeta nawet tak zaangażowany w sprawy publiczne, jak autor tomu Przez zaciśnięte zęby, czasami mówi także szeptem.

Rzecz w tym, że twórczość poetycka tego autora również wydaje się wielogłosowa: wszak poeta pisze nie tylko wiersze, ale także cykle wierszy i poematy, posługuje się ponadto prozą poetycką, a nawet poetyckim aforyzmem, który to gatunek do rangi poezji podnosi w ślad za Stanisławem Jerzym Lecem. Jeśli ktoś ma wątpliwości lub nie wie, o co chodzi, niech przynajmniej weźmie do ręki i przekartkuje zbiór aforyzmów Szarugi zebranych w tomiku pod przewrotnym tytułem Kanibale lubią ludzi z 2012 roku.

Inna sprawa, że w poezji posługuje się on nad wyraz chętnie – na zasadzie kontrapunktu – językiem prozy, językiem dyskursu, czego dowodem popisowy, składający się z 222 numerowanych zapisów poetyckich i prozatorskich tekst Blag (języczenie) z roku 2008, ogłoszony w potężnym, liczącym blisko pięćset stron Wyborze z Księgi (2016). A przecież Szaruga jest także autorem kilku doniosłych manifestów poetyckich – to chyba ostatni wybitny poeta współczesny ogłaszający tego rodzaju konfesje – takich jak Przypisy do nieistnienia z roku 1983, Kilka intuicji dotyczących poezji oraz Podstępy sztuki (Pytania do poezji najnowszej) ogłoszone, notabene, jako wstęp i zakończenie zbioru wierszy Klucz od przepaści z 1994 roku oraz, bo przecież za taki trzeba uznać, powstały w 2013 roku Pomysł zapisu informacji (nielogiczny), opublikowany we wspomnianym Wyborze z Księgi. Na wszelki wypadek dodam, że język tychże manifestów to także język poezji, by nie powiedzieć czystej liryki.

Jakby tego było mało, w strukturę ostatnich tomów poezji, a mam tu na myśli Fluktuację kwantową (2015) oraz najnowszą książkę Zaczyna się, wkomponował Szaruga teksty innych autorów. W przypadku Fluktuacji kwantowej były to z jednej strony motta zaczerpnięte z wierszy Juliusza Słowackiego, Leopolda Staffa, Tadeusza Różewicza, Tymoteusza Karpowicza, Stanisława Czycza oraz Paula Celana, Genadija Ajgiego, z drugiej zaś wydrukowane na osobnych stronach cytaty z pism naukowych, filozoficznych bądź literackich Michała Hellera, Carla-Friedricha von Weizsäckera, Stephena Hawkinga, Theodora W. Adorno, Martina Pollacka czy Tadeusza Gadacza. Nie inaczej w Zaczyna się. Tomik otwiera cytat z eseju Leszka Kołakowskiego Leibniz i Hiob, na osobnych kartach, pomiędzy wierszami, pomieszczono cytaty ze szkiców Barbary Skargi i Jarosława Marka Rymkiewicza, z astrofizyka Marka Demiańskiego i filozofa Paula Ricoeura, ale także z Ksiąg Salomonowych i z Listu świętego Pawła do Rzymian, a nawet z Horacego; nie mówiąc już o ludowym porzekadle „Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło”, bo też i tematem wszystkich pomieszczonych w zbiorze cytatów jest właśnie zło.

2. Tomik Zaczyna się – opracowany plastycznie przez Jana Bokiewicza, współczesnego klasyka grafiki książkowej – opatrzony został datą, a raczej datami: 31 grudnia 2017/2018. Nie bez przyczyny, wydany bowiem został z okazji pięćdziesięciolecia debiutu poetyckiego Leszka Szarugi na łamach „Życia Literackiego”. W numerze 53 tego wielce zasłużonego dla polskiej kultury krakowskiego tygodnika, datowanego 31 grudnia 1967, ukazały się dwa wiersze podówczas dwudziestojednoletniego studenta filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, Symbole oraz ⁂(zastygło nagle dojrzewanie), podpisane nazwiskiem… Aleksander Wirpsza. Niebawem poeta zaczął podpisywać swoje utwory pseudonimem Leszek Szaruga. Skąd ów pseudonim? Ano z opowiadania Robaki Marka Nowakowskiego, w którym pada zdanie „Szaruga, to dobry pseudonim dla komunisty”. Syn Witolda Wirpszy, poety, eseisty i tłumacza, uznał, że to może być także dobry pseudonim dla poety, i tak się stało. Nie mogę się powstrzymać, a zatem nie powstrzymuję się – anegdotę tę opowiedział mi przed laty sam Nowakowski, a po latach potwierdził także Szaruga: najpierw w rozmowie prywatnej, potem publicznie, podczas spotkania autorskiego w Klubie Księgarza w Warszawie z okazji wspomnianego jubileuszu.

W ciągu półwiecza, jakie minęło od debiutu w „Życiu Literackim”, poeta ogłosił kilkanaście ważnych i bardzo ważnych zbiorów wierszy. Pierwszy z nich, zatytułowany Dziesięć wierszy, dopiero w dziesięć lat po debiucie prasowym. Od kilku lat związany był z opozycją demokratyczną, jego nazwisko obłożone zostało zapisem cenzorskim i zakazem druku. Nic zatem dziwnego, że Dziesięć wierszy, a także następne zbiorki z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku: Licentia poetica, Nie ma poezji, Czas morowy, Podziemie Europy, Przez zaciśnięte zęby (a także ogłoszone równolegle tomy szkiców literackich: Własnymi słowami, Szkoła polska, W Polsce, czyli Nigdzie) ukazały się albo nakładem wydawnictw podziemnych, albo emigracyjnych. Były dostępne w ograniczonym, by nie powiedzieć zamkniętym kręgu odbiorczym. Pierwsza jego wydana już po zniesieniu cenzury książka to znacząco zatytułowany zbiór poezji Po wszystkim, ogłoszony w 1991 roku nakładem wychodzącej wówczas z podziemia Oficyny Literackiej w Krakowie. Autor miał wtedy – bagatela! – czterdzieści pięć lat. Dopiero jego następne książki, poczynając od Klucza od przepaści z 1994 roku, zaczęły się pojawiać w księgarniach. Tak więc Leszek Szaruga zadebiutował wówczas po raz kolejny, mianowicie oficjalny. Tyle tylko, że debiutując oficjalnie, był już autorem uznanym, jak to się mówi – z nazwiskiem. Miał wtedy swoje miejsce w najnowszej historii literatury polskiej, i to nie tylko jako czołowy przedstawiciel Nowej Fali czy szerzej pokolenia ’68, którego nazwisko wypowiadamy jednym tchem z nazwiskami Stanisława Barańczaka i Ryszarda Krynickiego, Juliana Kornhausera i Adama Zagajewskiego, Jacka Bierezina i Krzysztofa Karaska.

Czytając Zaczyna się, pamiętam o tym wszystkim, o tych historycznych uwarunkowaniach i konotacjach, ale też nie zapominam, że pomieszczone w tym zbiorze utwory mówią nie o tym, co było, lecz o tym, co jest, czego sam doświadczam tu i teraz.

3. Słowem kluczem do Zaczyna się jest słowo „słowo”. Pojawia się niezwykle często i niemal refrenicznie. W poszczególnych wierszach bez tytułu poeta konstatuje lub deklaruje: „powtarzanie słów / podwajanie znaczeń”, „nie dam ci słowa / na wiarę na zgubę”, „to słowo to błąd / przybłęda”, „wykluwa się słowo”, „słowa / eksplodują”, „słowa plemienne”, „słowo rozdarte / nie do wymówienia”, „powtarzamy słowa zgrzybiałe”, „w popiołach naszych słów”, a także:


czas
w ogniu
słowa
zapada
w sen


Ze słowem „słowo” sprzężone zostały słowa: głos i mowa, ale także język i milczenie, wszak „idą złe czasy / nie do wymówienia”, czytamy w jednym wierszu, a w drugim „mówimy nie swoim głosem”; w trzecim pojawia się „horyzont mowy”, w jeszcze innym „mowa adamowa”, a w następnym „miazga mowy”, w jeszcze następnym „czarne dziury mowy”. Poeta prorokuje: „mówią w nas / barbarzyńcy”, bo według niego barbarzyńcy – w odróżnieniu od tego, co pisał o nich w swoim najsłynniejszym wierszu Konstandinos Kawafis – to nie zagrożenie zewnętrzne, lecz wewnętrzne: barbarzyńcy są w nas, to my okazujemy się koniec końców barbarzyńcami. Zagrożeniem są także „rozdwojone języki” polityków. To oni, chociaż po prawdzie nie tylko oni, bo przecież, jak czytam jeszcze gdzieś indziej: „wszyscy mówią jednocześnie i / coraz głośniej wykrzykują / wielkie słowa”. Wszyscy, a więc również i my. I my nie jesteśmy bez grzechu.

Poeta wsłuchuje się w słowa innych poetów, ale także w słowa filozofów, myślicieli dawnych i nowych czasów i dochodzi do następującego wniosku:

mówią o tym nie można
mówić ani milczeć lecz
trzeba o tym myśleć trzeba
dawać do myślenia
pozwala wierzyć że to
się stanie naszym
dobrem to zło


Zagadnienie dobra i zła to zagadnienie języka. W jakim języku o tym mówić? W języku polityki, w języku filozofii; a może w języku poezji, posługując się metaforą? Myśląc o przemienności dobra i zła, o równoważności dobra i zła, wreszcie o dobra i zła dwuznaczności, nie sposób nie pamiętać, że nie ma myślenia poza językiem, że to, co pomyślane, równoznaczne jest z tym, co wypowiedziane; choćby tylko w milczeniu, do samego siebie, także wtedy, gdy „brniemy / przez pustynię milczenia”, może nawet przede wszystkim wtedy.

Jak się wcześniej rzekło: zło to temat przywołanych w tomiku cytatów, zło, ściślej zaś: dobro i zło, to temat przewodni Zaczyna się, wszak „zło to jedyne nasze dobro” – czytamy na jednej stronie w środku książki, a zaraz na następnej:

zło zła jest złe
na siebie
na cały
świat zła
godzić ze złem się
nie godzi


Poetę intryguje i niepokoi ta dwuznaczność dobra i zła, ta przemienność, że „zaczyna się na dobre / a kończy na złe” albo na odwrót i że w związku z tym tak łatwo pomylić jedno z drugim. Cóż, pisał Leszek Szaruga już przed laty w tomiku Nie ma poezji: „Słowa się sobie dziwią, zwłaszcza słowu słowo”. Nie inaczej i dzisiaj. Ze słowem zło poeta kojarzy słowo łza, ze słowem gruzy słowo groza. Z poszczególnych wierszy wynotowuję: „zadrę zdrady”, „między ziemią spaloną / i ziemią obiecaną”, „zmorzeni morzem” i „znużeni zanurzeni”, „zło motać” obok „zło wić”, zniszczenie obok oczyszczenia, „płyniemy / płoniemy”, „pieśń pleśni” obok „pleśni pieśni”; i wreszcie w wierszu zamykającym zbiorek: „to nie my / toniemy” – stwierdza poeta nie bez ulgi, ale też z poczuciem winy, widząc na ekranie telewizora łódź pełną uchodźców.

4. Kiedy tylko dowiedziałem się, że Leszek Szaruga książką Zaczyna się świętuje jubileusz pięćdziesięciolecia debiutu poetyckiego, sięgnąłem po jego wspomniany wyżej bezdebitowy zbiorek Nie ma poezji. To wielce znamienny tytuł dla poezji przełomu ósmej i dziewiątej dekady XX wieku. W roku 1979 Tomasz Soldenhoff wydał tom wierszy Koniec poezji, w 1980 roku Jan Polkowski zadebiutował zbiorkiem To nie jest poezja, a Roman Chojnacki w ogłoszonym w tym samym roku tomiku Z pozoru – cisza zamieścił cykl zatytułowany Umiera we mnie poeta.

Za Nie ma poezji Szaruga otrzymał w 1981 roku – wraz z Julianem Kornhauserem – Nagrodę im. Andrzeja Bursy. Byłem – student polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego i poeta in spe, chociaż już po prasowym debiucie w tym samym „Życiu Literackim” – na tej kameralnej uroczystości w nowo oddanej do użytku siedzibie ówczesnego Związku Literatów Polskich przy ulicy Kanoniczej w Krakowie. Musiałem jego wiersze znać już wcześniej, skoro odnajduję teraz w swoim egzemplarzu Nie ma poezji, wycięty z legendarnego już dzisiaj dwutygodnika „Student” (1974, nr 8) jego wiersz zatytułowany Genezis. Wiersz ów zaczyna się mocno, nad wyraz mocno: „Poezji jeszcze / nie było i / już nie będzie. Poezja jest / niemożliwa w twoim języku”. Bohater tego wiersza próbuje wypowiedzieć, opisać obraz świata, w którym żyje, który widzi, ale zamiast słów z jego ust wydobywa się rzężenie. Dlaczego? Otóż dlatego, że jak czytamy w równie mocnym jak początek końcu wiersza: „obrazu świata jeszcze / nie było i / już nie będzie. Jest on / niemożliwy w twoim / języku”.

W trakcie kolejnej, drugiej, trzeciej, czwartej lektury Zaczyna się utwierdzałem się w przeświadczeniu, nieuchronnie zamieniającym się w przekonanie, że Leszek Szaruga z dzisiaj jest wierny sobie z wczoraj, a nawet z przedwczoraj. Między jednym a drugim, między – cokolwiek to znaczy – młodym poetą a starym poetą, mimo wszystkich oczywistych różnic, da się postawić znak równości. Stary poeta jest równie młody, jak młody poeta. W każdym nowym wierszu tworzy swoją poezję od początku. Poeta w poecie – jeśli tylko poeta rzeczywiście jest poetą – budzi się nieustannie, w każdym jego wierszu, w każdym jego słowie zaczyna się poezja.

Leszek Szaruga: Zaczyna się.
Convivo, Warszawa,
31 grudnia 2017/2018, s. 56.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.