Budzi się, tak, najpierw szybki glance na Champs-Elysées i tak, tutaj od razu uśmiech pojawia się na jego twarzy, później zakłada garnitur, nadchodzi moment krytyczny – pierwsze pukanie do drzwi, uff… to tylko jego ulubiona biała kawa, więc wyraz twarzy i wewnętrzny stan pozostają takie same – niezmiennie dobre. I chociaż dzisiaj jego żona nie wróciła na noc, a on po południu ma spotkanie z ambasadorem Rumunii, to tak, jest szczęśliwy, bardzo szczęśliwy, obrzydliwie szczęśliwy. Izrael zrzuca kolejną bombę na Palestynę? To okropne, absolutnie niedopuszczalne, pertraktuje przy śniadaniu, w duszy zalewając się falą samozadowolenia. On jest spokojny, może taki być, pozostanie niewzruszony, choćby płonął świat. Protestujący tamują mu drogę, nawet przy pomocy ochrony trudno mu jest dostać się do samochodu, ale tak, prezydent Francji jest szczęśliwy, był szczęśliwy i będzie szczęśliwy, za radą stoików pragnie być wolny od gwałtownych porywów serca. Jedzie teraz na jogę, ukoi to jego zszargane nerwy. Zasługuje na to, chce w pełni cieszyć się swoim pogodnym nastrojem. Jest w końcu głową francuskiego społeczeństwa, a to (chociaż znaczy dzisiaj mniej niż kiedykolwiek) mówi: wolność i sztuka. Prezydent Francji jednak rzadko bywa na wernisażach i wieczorach poetyckich, bo artyści francuscy od zarania dziejów czują potrzebę odwracania się plecami do prezydentów Francji. I to przyjmuje nasz bohater za wesołą retorykę sztuki prawdziwie wolnej, zakłada maskę pobłażliwego ukontentowania. Proszę, żebyś dobrze to zrozumiał: ja bardzo szanuję prezydenta Francji. Jego intencje są szczere, a zamiary wspaniałomyślne, tylko że… nie ma to żadnego znaczenia. On sam wie o tym doskonale. Materializm historyczny każe mu jednak popychać swoje obłędne działania w konkretnym i jednym kierunku. Ma w sobie pewną cechę, która wzbudza nasze szczególne zainteresowanie: sam był jak mrówka rzucona w piach, jednak nie chciał nią pozostać. To ważne, dużo mówi o człowieku, nawet najgorszym i najbardziej występnym.
Być szczęśliwym to znaczy patrzeć w lustro z dobrotliwą empatią. Tym większą, że sami sobie odpowiadamy, kiedy nasze oblicze odbija się w szkle. Tym bardziej boli więc, gdy ten, komu patrzymy w oczy, wydaje nam się obcy. Ty to rozumiesz, Berenika to rozumie, ale wciąż istnieją całe rzesze osób, które tej prostej prawdy nie chcą bądź nie potrafią oswoić, dlatego każdego poranka odwracają twarz od lustra podczas mycia zębów. To nic szczególnego – być na pokaz szczęśliwym. Być szczęśliwym w prawdzie ze sobą – to jest wielka rzecz. Wtedy naprawdę możesz poczuć bicie swojego serca. Jedynie, gdy wiesz, że nie ma dzisiaj potrzeby zakładania maski. Nie ma człowieka, którego musisz okłamać. Twój kręgosłup będzie dzisiaj wyjątkowo prosty i w ten sposób będziesz chodzić po świecie. Dalej wierzysz w to, że jesteś w stanie na powrót stać się sobą?
Napij się herbaty, zrobiłam twoją ulubioną. Nie słodzisz? A więc coś się jednak zmienia, cały czas się zmieniasz. Niedługo nie będę w stanie cię rozpoznać. Ale spotkania z tobą dają mi wiele radości. To miłe, że tobie również. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
Siedzi teraz w salonie, w wielkim pałacu, albo inaczej: na sofie w jednej z licznych willi, które pozostawił po sobie Picasso, i zastanawia się. Być prezydentem to już znaczny powód do szczęścia. Myśli o tej wojnie, co była, o tej, co jest, i o tych, które mogą być. Czuje się w tym odosobniony, ale przecież nie może wiedzieć, że jest tak na pewno. Wstaje. Gładzi ręką głowę. Widzisz to? W trójkę się mu przyglądamy. Przeczesuje palcami włosy. Już kilka siwych, siwych włosów znajduje na swojej głowie. Przez tą cholerną politykę już siwieje. Stres, niebotyczny stres, którego codziennie doświadcza w imię demokracji. Jest pewny, że to wyłącznie z tego powodu. Teraz we Francji jest pora zimowa, drzewa pozbywają się zbędnego balastu – liści, robi się naprawdę zimno. Wojny są straszne. Jego serce przyspiesza, czuje się coraz mniej spokojny. Ma żal do swoich przyjaciół z podstawówki, którzy odwracają wzrok, gdy spotyka ich na ulicy lub w teatrze. Dążył do tego punktu, w którym obecnie się znajduje, przez całe życie. To marzenie wielu. Widzi to wszystko, tych ludzi i kraje, te języki i miasta z pewnej wysokości. Nabrał dystansu, ogłady. Kiedyś mu zależało. Słyszy okrzyki, coraz częściej dostaje pogróżki. W zasadzie nikogo nie wini, gdyby miał beznadziejną pracę lub dwadzieścia lat, też by skandował na ulicy rewolucyjne hasła. Najniebezpieczniejsi ludzie to ci, którzy nie mają nic do stracenia. On ma do stracenia bardzo dużo, dlatego nie jest niebezpieczny, ale biedny. Czy już jest ci go żal?
Cukier zabija? Daj spokój, chyba możesz sobie trochę posłodzić, skoro tak bardzo brakuje ci cukru. Mówisz, że tak nie działa życie, ależ wręcz przeciwnie, ono właśnie tak działa, zmarnowane i niewykorzystane okazje bolą najbardziej. Często myślę o tym, że jeśli piekło istnieje, to wygląda tak: przez całą wieczność oglądasz wszystkie alternatywne decyzje, które mogłeś podjąć, życie, które mogłeś wybrać, mogłeś uratować, a jest tego bardzo wiele, bo codziennie wybierasz, jakim chcesz być człowiekiem. Decyzji nie da się odwołać, a jej konsekwencje są wiążące. Na co dzień w życiu nie wiesz nawet, nie zdajesz sobie sprawy, w jaki sposób mogłoby wyglądać twoje czy innych życie, gdybyś zachował się inaczej. Widzę, że przykład prezydenta Francji cię nie przekonuje, ale wierz mi, że nawet on przeżywa taki moment refleksji (nieczęsto, to prawda), kiedy siada w fotelu (z kieliszkiem wina, ale jest to opcjonalne) i…
Berenika chciałaby przerwać, ale wie, że to tylko pogorszy sprawę, że nigdy nie porzucę swojego poetyckiego tonu, a efekt może być jedynie przeciwny do zamierzonego.
…zatapia swoje spojrzenie w dywanie, który został tutaj sprowadzony z Włoch od znanego projektanta, człowieka równie zdolnego i wybitnego, jak nasz bohater. Jak to dobrze, że może zamknąć już drzwi, jak wspaniale, że nikogo się nie spodziewa. Nie spodziewa się nawet myśli w swojej głowie, które krążą obecnie jedynie wokół jednego uświęconego celu – snu. Kiedy śpisz, to nie ponosisz odpowiedzialności, cóż za wyzwalająca prawda. Wtedy, kiedy stapiasz się w jedno z nicością, wokół ciebie powstaje cienka warstwa niewinności. Tworzy się, roztacza się nad tobą, by nagle zniknąć w momencie, w którym otwierasz oczy. Od teraz ty, ty, ja, ja, Berenika i wszystkie nie-Bereniki świata biorą na ramiona cały ciężar swojego jestestwa: bezmiar łask i win, które składają się na ten stan. Jest to stan przejściowy, nieco bardziej butny i świadomy, ale przemijający. Pomiędzy tym, co wiesz, a tym, czego nie chcesz wiedzieć, istnieje głęboka przepaść tego, czego lepiej, żebyś sobie nie uświadamiał. Wiem, za nic masz te moje dalekie filozoficzne podróże. Wolisz mnie, kiedy jestem boleśnie obecna w tej chwili. Teraz już ciszej, masz rację, nic nie mówmy. Prezydent Francji zapada w sen. Krótki, płytki. Czy człowiek w ogóle może być szczęśliwy?
[…]
[Ciąg dalszy w numerze.]