Mam wrażenie, że z podobnym zabiegiem mierzymy się w przypadku Republiki marzeń, która odwołuje się do jednego z najważniejszych tekstów kultury polskiej, nomen omen, tekstu kodującego mit założycielski tej „polskiej starożytności”, która była okrutna, ale i piękna, warcholska, ale i patriotyczna, nieprzyjazna, ale i kusząca, wreszcie po prostu naiwna. Wyzyskanie Pana Tadeusza i tradycji romantycznej otwiera rozległe pole reinterpretacji. Jawi się jako wytrych do eksploracji dzieł o ugruntowanej semantyce. Jak wiadomo, Schulzowskie projekty literackie zmierzały w stronę poszukiwań pierwotnego słowa, „księgi życia”. Jedną z dróg umożliwiających osiągnięcie tego celu jest tworzenie palimpsestów. I z tego rodzaju twórczością, jak mniemam, mamy do czynienia w przypadku Republiki marzeń.
Po pierwsze Schulz przywołuje Mickiewicza, aby skontrastować Warszawę z owym miastem marzeń, być może Drohobyczem, na co wskazywałyby pewne, dostępne w opowiadaniu instrukcje geograficzne. W ten sposób poznajemy miasto prawdziwe i stolicę – miasto sfalsyfikowane. Schulz parodiuje (?) Epilog, sięga po oczywisty dla wszystkich trop literacki, aby wzmocnić wrażenie obcości Warszawy. To wszystko nie tylko wzmaga jego tęsknotę za republiką marzeń, lecz także konstytuuje ją, jest gwarantem jej istnienia. Co paradoksalne, dopiero w Warszawie republika marzeń staje się w pełni, dochodzi do jej ziszczenia, trzeba bowiem ją wymarzyć, a paradoksalnie niesprzyjające temu warunki są najlepszym sposobem realizacji tego konceptu. Marzenie staje się tym silniejsze, im odleglejsza jest jego realizacja. Warszawa jest jedynie pretekstem, aby uciec z niej do marzenia.
Po drugie, może istotniejsze, chodzi o wykreowanie nowego Soplicowa, o stworzenie glosy do Pana Tadeusza. Jeśli Warszawa jest Mickiewiczowskim Paryżem, to miasto, które pojawia się we wspomnieniach narratora, musi być Soplicowem. Warto zwrócić uwagę, że wieś, soplicowski dworek – do niedawna ostoja polskości – zostaje zastąpiony przez miasto, które Schulz – w przeciwieństwie do innych modernistów – traktuje jako przestrzeń nadzwyczaj przyjazną2. Miasto jest dla Schulza plastycznym tworzywem, jak przekonuje Jerzy Jastrzębski: „w Schulzowskim obrazie miasta widać zarówno modernistyczną ideologię, jak i jej zmierzch, zarówno możliwość apokalipsy, czającą się na dnie eksperymentów z człowiekiem i materią […]”. Widać tu również istotne przewartościowanie polskiej kultury. Oto w wyniku olbrzymich zmian, które dokonały się w
Co ciekawe, Schulz glosuje Pana Tadeusza, używając słownictwa zaczerpniętego wprost z twórczości genezyjskiej Słowackiego. Czytamy: „Kraj ten wrasta rok za rokiem w niebo, wstępuje w zorze, przeaniela się cały w refleksach wielkiej atmosfery”3. Oto kolejny przejaw intertekstualnej gry z czytelnikiem. Schulz czerpie z romantycznej tradycji, ale zmienia warunki funkcjonowania świata przedstawionego. Nie jest on, jak u Mickiewicza, światem mijającym, pocztówką ze starożytności, tylko dopiero co rozkwitającym bytem, który wznosi się tu i teraz na oczach czytelników. Świat Soplicowa nie istnieje poza świadomością zbiorową Polaków, natomiast świat Republiki marzeń – co paradoksalne – już istnieje, ale zarazem dopiero się stwarza czy może jest stwarzany. Republika marzeń to zaproszenie do tworzenie, plastyczna przestrzeń, która oczekuje na zapełnienie, na nadanie sensu, czego dowodzą słowa:
W powyższym cytacie oprócz oczywistych zamiarów kreacyjnych ujawnia się także coś o wiele bardziej istotnego, to jest: niezgoda na zastane, na to, co zafundowała narratorowi kultura. Celem Schulza nie jest odtwórczość, ale twórcza eksploracja, odkrywanie nowego, porządkowanie go i nadawanie mu ram prawnych i kulturowych. Idzie nie tyle o wyzwolenie się z poprzedniego mitu, co o stworzenie nowego. Lachmann pisze:
Schulz nie chce bowiem niszczyć mitu Mickiewiczowskiego, ale zagospodarować go, wyeksploatować. Świat Mickiewiczowskiego mitu soplicowskiej sielanki to atrakcyjna kraina do poszukiwań „nowego” sensu. Na gruncie tego, co już zakodowane w Soplicowie, można stworzyć przestrzeń dla siebie samego jako demiurga, eksploratora:
Zdrojowisko, o którym pisze Schulzowski narrator, należy rozumieć jako mit wykreowany przez Mickiewicza, jako Soplicowo pojmowane à rebours, natomiast „kraj już niczyj i boży” – to przestrzeń tworzenia, przestrzeń nieopanowana do końca przez zastane mity i ich oddziaływanie. Szczególnie istotny jest tu epitet „boży”, który uwalnia nader oczywiste skojarzenia z aktem kreacji. Kraj jest o tyle „boży”, że jakiś demiurg darował mu kształt, ale nie nadał znaczenia. I tutaj Schulz dostrzega rolę dla siebie. Lachmann powiada: „Samozwaniec przeciwstawia się jednak temu, który odpowiada za marne i nieudane stworzenie nie jako ten, który pisze, lecz jako ten, który wymawia akt stworzenia”. Jeśli tak spojrzeć na świat przedstawiony Republiki marzeń, istotne jawi się jedynie to, czego jeszcze nie ma. Jeszcze klarowniej wyłożył to Schulz w pierwszym zdaniu Traktatu o Manekinach albo wtórej księgi rodzaju4. To właśnie Schulzowski narrator stawia sobie zadanie – użyjmy terminologii Lachmann – „wymówienia aktu stworzenia”, czyli podjęcia wyzwania współkreowania przestrzeni. Tu w istocie ujawnia się główna różnica między Panem Tadeuszem a Republiką marzeń. Pan Tadeusz jest domykaniem świata, Republika marzeń zaś – jego otwieraniem, „wywalaniem” bram i zrywaniem z monopolem demiurgicznym. Tym, co łączy, jest perspektywa dziecka patrzącego na świat, jednak Mickiewiczowski narrator odczuwa nostalgiczną tęsknotę za Litwą jego dzieciństwa, natomiast Schulzowski – głębokie „niedotworzenie” tego, co go otacza. Owo „niedotworzenie” nigdy nie zostanie przerwane, czego dowodzą słowa:
W świecie republiki marzeń stworzenie, raz puszczone w ruch, nigdy się nie zatrzymuje, przy czym nie waha się również rzucać wyzwania swemu stwórcy. Przez to nie da się stworzyć do końca, ponieważ dla Schulza stworzyć wcale nie znaczy okiełznać. Co istotne, Schulzowska idea tworzenia jest dopełnieniem boskiego nakazu, aby ludzie „zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz. 1, 28). Człowiek Schulza zabiera Bogu akt stworzenia, ale nie bierze zań odpowiedzialności, jest jego posiadaczem, ale nieledwie chwilowym, o tyle jedynie, o ile stworzenie tego pragnie.
Inny wymiar relacji z Mickiewiczem ujawnia wyimek: „Tam chcieliśmy się oszańcować, uniezależnić od dorosłych, wyjść zupełnie poza obręb ich sfery, proklamować republikę młodych” (RM). Przytoczony fragment odsłania kompleks Schulza, który jest jedynie młodym kultury polskiej, adeptem marzącym o zerwaniu z dorosłymi, reprezentowanymi w tekście przez Mickiewicza i figurę ojca. To właśnie od nich chce się uniezależnić twórca. Nie chce jednak odbierać należnego im miejsca. Warto nadmienić, że gest proklamowania republiki młodych nie jest niczym innym, jak duplikacją tego, co w latach dwudziestych
Jak widać, Schulz nie jest niszczycielem tradycji, lecz jej kultywatorem, co prawda, wchodzi w rodzaj agonu z wielkimi poprzednikami, czyli Mickiewiczem – jako największym polskim poetą, twórcą polskiej zbiorowej wyobraźni – oraz ojcem, który miał największy wpływ na kształtowanie Schulzowskiej fantazji, jednak jego celem nie jest burzenie. Marzy mu się imperium sensów, które ulegają wiecznej redefinicji. Wiecznie utracona ojczyzna dzieciństwa, jaką jest Mickiewiczowska Litwa, staje się polem oddanym marzeniu, które próbuje się wyrwać na autonomię. W tym sensie literatura i w ogóle twórczość człowieka staje się polem działania fantazji, która ubogaca, a nie niszczy tradycję. Zresztą Schulz nie istnieje bez tradycji, jego głębokie w niej zakorzenienie stanowi siłę jego sztuki, opartej na dwoistości. Jak dowodzi Jastrzębski:
Słowa Jastrzębskiego dowodzą, że w gruncie rzeczy zarówno twórczość Mickiewicza, jak i Schulza są poszukiwaniami własnego miejsca w świecie. Miejsca, które pozwala człowiekowi, zapuścić korzenie, zapewnia bezpieczeństwo. Miejsca, którym okazuje się sztuka.