W sytuacji wojny Rosji przeciw Ukrainie taką odezwę można zrozumieć, zwłaszcza gdy Rosjanie nie tylko niszczą fizycznie Ukraińców, lecz także używają wobec nich soft power, czyli swojej popkultury. Tyle że jednocześnie nie powinno się przemilczać dzieł demaskujących – nieważne, czy intencjonalnie czy nie – stan, w jakim mentalnie się obecnie znajduje społeczeństwo rządzone przez polityków straszących świat bronią jądrową.
Scenarzystą i reżyserem serialu, o którym mowa, jest Żora Kryżownikow, rocznik 1979. Ten rosyjski twórca ma na swoim koncie już pokaźny, choć w Polsce chyba nieznany, dorobek. Rozszyfrujmy tytuł produkcji. Są wyrazy, które po polsku i po rosyjsku brzmią (niemal) identycznie, ale nie znaczą tego samego: false friends. W języku rosyjskim wyraz „pacan” (koniecznie z akcentem na drugą spółgłoskę) jest potocznym określeniem kogoś, kogo w różnych polskich idiolektach nazywa się „ziomalem”, „gościem”, „swoim chłopem”.
Tytuł serialu Kryżownikowa można przetłumaczyć „Słowo zioma. Krew na asfalcie”. Jego akcja toczy się pod koniec lat osiemdziesiątych
Osią fabuły jest bowiem tak zwany fenomen kazański. Chodzi o coś, co działo się naprawdę – „dzielenie asfaltu”, czyli rywalizację młodzieżowych gangów ulicznych, której stawką było panowanie nad poszczególnymi częściami miasta. Członkowie tych grup zajmowali się kradzieżami, rozbojami, porwaniami, a nawet zabójstwami, i to nie tylko na lokalnym podwórku. Organizowano eskapady do dwóch największych sowieckich metropolii – Moskwy i Leningradu, skąd przywożono zrabowane rzeczy, takie jak drogie markowe ubrania czy cenna biżuteria.
Bohaterem serialu Kryżownikowa jest czternastoletni uczeń szkoły muzycznej Andriej, chłopiec „z dobrego domu”, który na co dzień pada ofiarą uczniowskiej przemocy – do momentu, gdy zaprzyjaźnia się z Maratem. Jego rówieśnik wciąga go do jednej z kazańskich band. Andriej, uczestnicząc w rozróbach, zdobywa uznanie jej członków i tym samym staje się „pacanem”. W tego rodzaju grupach obowiązuje rodzaj kodeksu honorowego. Wolno oszukiwać rozmaitych ludzi (w tym milicjantów czy nauczycielki), ale wobec swoich kompanów powinno się zachowywać prawdomówność (to z tą regułą się wiąże tytułowe „słowo pacana”). Generalnie, aby być kimś szanowanym, trzeba należeć do jakiegoś gangu. Kto pozostaje bez przynależności, traktowany jest jak parias. Kogoś takiego się poniża, okrada, bije. To „czuszpan”. Ten żargonowy termin, który najprościej spolszczyć wyrazem „frajer”, pochodzi od przymiotnika „czużoj” – po rosyjsku: „obcy”. „Czuszpan” jest wyobcowany z życia, bo nie przystosował się do jego bezwzględnych, twardych zasad. I dlatego okazuje się notorycznym przegrywem.
„Czuszpanem” może jednak zostać także „pacan”. Wystarczy, że zrobi coś, co zostanie w jego grupie poczytane za zdradę lub inne sprzeniewierzenie się kodeksowi honorowemu. Może to być porzucenie kolegi na pastwę wrogiej bandzie albo wejście w związek z dziewczyną, która jest okryta hańbą, bo wcześniej została zgwałcona. Wtedy ma miejsce dramatyczne dla oskarżonego członka społeczności wykluczenie. I to właśnie przedstawia Słowo pacana.
Serial ten nie powstałby jednak, gdyby nie opublikowana w roku 2020 książka z gatunku non fiction rosyjskiego dziennikarza narodowości tatarskiej Roberta Garajewa, który temat zna z własnego doświadczenia, bo sam na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych
Książka jest historyczno‑socjologiczną opowieścią o „fenomenie kazańskim” i wskazuje jego źródła. To prawda, że apogeum przemocy ulicznej w Kazaniu przypadło na zmierzch ZSRR, ale jej dzieje sięgają głęboko w przeszłość. Z dawien dawna w imperium rosyjskim rozpowszechnione były walki na gołe pięści (po rosyjsku: kułacznyje boi). Tak się bawił lud. Choć kolejni władcy Rosji próbowali tę rozrywkę ograniczyć, a nawet jej zakazać, nic z tego nie wyszło.
W Kazaniu dawały o sobie znać kryteria narodowościowe: konfrontowali się Tatarzy z Rosjanami. Krew lała się często. I szczególnie upodobano sobie bicie się zimą na zamarzniętym jeziorze. W czasach sowieckich tradycja walk w Kazaniu przetrwała. Natomiast przestały mieć znaczenie różnice narodowościowe (w serialu Żory Kryżownikowa Andriej to Rosjanin, Marat zaś – Tatar, a obydwaj są w jednym gangu). Wraz z industrializacją Związku Sowieckiego (druga połowa
Doszła jednak inna jeszcze okoliczność, o której można przeczytać w Zrozumieć putinizm. Obsesja potęgi z roku 2018 francuskiej sowietolog Françoise Thom. Książkę wydał w ubiegłym roku po polsku Instytut Pileckiego.
Mowa o wpływie środowisk przestępczych na kształtowanie się stosunków społecznych w ZSRR – i tu spostrzeżenia Thom w dużej mierze pokrywają się z tym, o czym pisze Garajew. Dotyczą one procesów, które uruchomiła druga wojna światowa. To wtedy z więzień masowo zwalniano przestępców, którzy następnie byli wcielani do Armii Czerwonej. Po wojnie zostali zdemobilizowani i wrócili do łamania prawa. Stąd się wzięła powojenna fala bandytyzmu.
Françoise Thom opisuje, jak od tamtych czasów, przez kolejne dziesięciolecia, aż do epoki putinizmu coraz bardziej narastała symbioza między kręgami przestępczymi a resztą społeczeństwa. Jednym z istotnych czynników była współpraca tajniaków z przestępcami, ale silniejsze okazało się oddziaływanie tych drugich na tych pierwszych. Z kolei absurdy coraz bardziej niewydolnej gospodarki planowej tworzyły podatny grunt dla szarej strefy i czarnego rynku. Jednocześnie w kulturze sowieckiej doszło do romantyzacji ludzi popadających w konflikt z prawem – i to bynajmniej nie dysydentów, okrutnie traktowanych w więzieniach przez odsiadujących tam swoje wyroki bandytów.
Sowieckie społeczeństwo przekonało się, że hasła oficjalnej ideologii państwowej to slogany. Natomiast rzeczywistością okazała się brutalna walka o byt. Wygrywał ją ten, kto w zdemoralizowanej zbiorowości okazywał się mocniejszy i zaradniejszy. Tylko ktoś taki mógł zostać wodzem plemienia. Nic zatem dziwnego, że zwyczaje rodem ze środowisk przestępczych znalazły się w głównym nurcie współczesnej polityki rosyjskiej.
Słowo pacana stało się ilustracją takiego stanu rzeczy. Pomijam w tym miejscu walory artystyczne tego serialu. Skąd jednak w takim razie źródła jego niezwykłej popularności w Rosji? Jednym widzom (większości?) może się on podobać, bo utwierdza ich w cyniczno‑nihilistycznym przeświadczeniu, że światem rządzi prawo pięści. Innym – zapewne mniejszości – ponieważ produkcja ta jawi się im jako surowa krytyka kremlowskiej polityki opartej na przemocy zarówno wewnątrz państwa rosyjskiego, jak i poza jego granicami.
W tym kontekście zaskakuje news podany pod koniec lutego bieżącego roku na niezależnym rosyjskim portalu Meduza. Otóż serwis ten – powołując się na wyniki międzynarodowego śledztwa dziennikarskiego – obwieścił, że Słowo pacana to jedna z produkcji, które w Rosji dwie instytucje – Administracja Prezydenta oraz Instytut Rozwoju Internetu – wylansowały z myślą o wyścigu wyborczym na Kreml. Zdaniem politycznych promotorów tego serialu kazańska epopeja sugeruje, jak przeobraziła się Rosja: za pierestrojki było źle, za prezydentury Putina jest dobrze.
Być może jednak jest inaczej: może historia zatoczyła koło. Pod koniec
Zaryzykuję tezę, że obie części Brata położyły podwaliny pod mit założycielski putinowskiego populizmu (niezależnie od pobudek, którymi się kierował twórca tych filmów, a przypuszczam, że nie o to Bałabanowowi chodziło). Daniła zwiastował objęcie prezydentury Rosji przez polityka będącego odpowiedzią na rozczarowanie Rosjan bezhołowiem, jakie zapanowało w ich ojczyźnie wraz z krachem Związku Sowieckiego.
Tymczasem Słowo pacana mit założycielski putinowskiego populizmu dekonstruuje. O ile bowiem w obu częściach Brata Daniła okazuje się zwycięzcą, o tyle bohaterowie serialu Żory Kryżownikowa dostają od życia nauczkę i kończą marnie. Ich losu nie chcieliby podzielić ani kremlowscy prominenci, ani zapatrzone w Putina masy przeciętnych Rosjan.