11/2023

Arkadiusz Bagłajewski

Rosja Krasińskiego – fantazmaty i idee

Biografia
Krasiński – poza kilkumiesięcznym pobytem w Petersburgu – nie poznał Rosji. W ówczesnej stolicy imperium carów znalazł się wraz z ojcem w połowie października 1832 roku i przebywał tam do połowy marca roku następnego. Niewiele wiemy o tym okresie życia poety. Nie pojawiły się żadne opisy wrażeń z tych kilku zimowych petersburskich miesięcy. Być może młody hrabia obawiał się cenzury. Bardzo ograniczył systematyczną do tej pory korespondencję z Henrykiem Reeve’em. Na początku listopada pisał z Petersburga do przyjaciela z czasów genewskich, skarżąc się na bóle oczu i dolegliwości reumatyczne. Ten motyw przewija się w innych listach. Zimowy klimat – a petersburska zima zaczynała się wcześnie i była długa – nie służył mu najwyraźniej, skoro dopowiadał w liście: „[…] spleen i niesmak nie odstępuje mnie ani na chwilę, ale siła, która trwa we mnie, trwać będzie dalej, niezmiennie” (LR, II, 31 1).

Ciekawy jest w tym liście opis sytuacji egzystencjalnej Krasińskiego jako stanu uwięzienia. „Od rana do wieczora przebywam w moim pokoju o zielono srebrnych obiciach, z czterem greckimi kolumnami pośrodku, za którymi stoi moje łóżko, z piecem i kominkiem, z fortepianem i kanapą i z dwoma oknami, skąd widać dziedziniec i niebo pokryte zazwyczaj ciężkimi chmurami” (LR, II, 31). Zaraz po tym opisie „luksusowej celi”, zimnej kolorystycznie i mentalnie chłodnej, doda znamienne słowa, oddające monotonię zamkniętych petersburskich krótkich dni i długich nocy, niczym więzień pozbawiony wolności: „Wstaję, chodzę, trochę piszę, potem się kładę, znów chodzę i tak dalej, i wciąż to samo” (LR, II, 30) i nieco dalej: „Nie wychodzę, nie widuję, nie znam nikogo” (LR, II, 31). Swoją sytuację przyrówna wprost do uwięzienia Napoleona na Wyspie Św. Heleny: „Mogę mówić, jak ów mieszkaniec Longwood: «Ten klimat mnie zabije»” (LR, II, 31). Zapamiętajmy tę formułę. Tym bardziej że nieprzypadkowo zaraz po tych słowach przywoła wspomnienie szczęśliwych chwil, jakie spędzał z Reeve’em pod słonecznym niebem Italii. „Czy pamiętasz tę piękną Wenecję i te dni promienne, to Lido, gdzie Trevor pokonał żmiję, te morskie kąpiele, ten żagiel o zachodzie słońca, wydęty, z wyhaftowanym czerwonym krzyżem, który wydał się niebiańskim widzeniem” (LR, II, 31). Kontrastowe zestawienie uwydatnia wyraźną cezurę czasową, ale Krasiński nie myśli o banalnym przeciwstawieniu dziś – dawniej, jego oś czasowa będzie sięgała dalej i głębiej: „Zdaje mi się, że wszystko to wydarzyło się przed moim urodzeniem, na jakiejś innej planecie;” (LR, II, 31).

Ten dziwny stan wtrąca Krasińskiego w sytuację wzmożenia myśli, których symptomem jest rozprzężenie nerwów w mózgu, jak to określał. Myślenie – ale o czym myślał? – które powoduje rozstrój nerwowy. Ów stan chorobowego (i chorobliwego) wzmożenia znał Krasiński już wcześniej i będzie mu on towarzyszył do końca żywota. Nie wchodząc w szczegóły, można powiedzieć, że zawsze oznacza pewien szczególny styl doznawania wrażeń i prowadzenia refleksji: rozprzężone nerwy odczuwają rozprzężenie świata, a owo „nerwowe” połączenie nie pozwala na wydobycie z udręczonego ciała innych myśli niż katastroficzne czy w późniejszym okresie życia – apokaliptyczne. Dlatego w początkach petersburskiego pobytu pisał w innym liście do Henryka: „[…] urodziliśmy się i żyjemy wśród nocy, która nastała po zachodzie słońca, a poprzedza świtanie” (LR, II, 44). Ale ta noc życia, niczym noc petersburska, będzie trwała aż po kres ich życia, i nie będzie to noc kończąca się „przedświtem”, co dawałoby jakąś nadzieję: „[…] nim wzejdzie nowe słońce, my wszyscy dawno już zejdziemy ze sceny” (LR, II, 44). Pesymizm? Coś więcej, skoro raz jeszcze powtórzy, podkreślając biblijno-kaznodziejską frazą nocną metaforykę: „Albowiem urodziliśmy się, powtarzam, w wieczornym zmierzchu, teraz gęstnieją wokół nas mroki nocy, a jutrzenka nadejdzie wtedy, gdy zgniją już nasze kości” (LR, II, 44).

Petersburg Krasińskiego – powtórzmy za poetą – to gęstniejąca noc, która zagarnia dookolną przestrzeń egzystencji. To nieustający i nieusuwalny stan choroby. Jak napisze w innym liście: „Wciąż jestem chory i nie wiem, kiedy wydobrzeję: może nigdy” (LR, II, s. 51). To nie tylko lakoniczna informacja o stanie zdrowia. To też czytelny dla adresata szyfr. Im bardziej odczuwa „ciemną” beznadziejność petersburskich dni i nocy, tym mocniej idealizuje „jasne” wyobrażenie Henryka, stającego się dlań oddalonym coraz bardziej i coraz mniej realnym przyjacielem – marzy o nim „niby o kochance”, co znaczy tu tyle – rozczaruję żądnych sensacji czytelników – co wyobrażenie bytu idealnego, przesuniętego w sferę onirycznych wspomnień. I listy słane z Petersburga zaczną nasycać się tym mocniej marzeniem o ponownym spotkaniu, przyjacielskim byciu razem pod jasnym niebem Południa, im bardziej dyskurs epistolarny pozostanie szczelny na jakiekolwiek petersburskie (nie daj Boże, polityczne!) reminiscencje. Mimo choroby oczu Krasiński dużo czyta, snuje myśl o nowym dziele – będzie to zniszczona później pierwsza wersja Irydiona. Dramatu, który napisany zostanie od nowa. I będzie mówił o zniszczeniu Romy-Petersburga. Jakby w reakcji na beznadziejne petersburskie dni, wieczory i noce. W pożegnalnym liście, myśląc obrazem, wydobędzie z głębi wyobraźni „biały”, ba – „trupi” charakter tego miejsca. Biel zimy – zimna biel. Petersburg – jako prefiguracja Sybiru. „Anhelliczny” trop ujawniający się u poety, który jak nikt inny w epoce romantyzmu wnikliwie przeczyta Anhellego. Po latach, ale z pamięcią tamtych dni i nocy. „Dokoła mnie składają i pakują rzeczy: na dziedzińcu, na białym śniegu oświetlonym blaskiem księżyca, widnieją trzy karety, a księżyc tutaj jest trupi. Śnieg lśni okrutną bielą, od której bolą mnie oczy, a na tym dziedzińcu jest jeszcze chude drzewo, istna parodia drzewa” (LR, II, 95). Mickiewicz zapisze to inaczej, choć w tym samym sensie odda doświadczenie Petersburga. Piotr I zbudował parodię miasta, Wenecję przenicowaną na północne doświadczenie megalomanii i satrapii.

Petersburski okres – o którym to i owo wiemy z pośrednich świadectw, jak wspomnienie Stanisława Małachowskiego – to nie jest „biała plama” w biografii Krasińskiego, mimo wyjątkowo skąpych informacji o tym, co działo się na zewnątrz. Petersburg to doświadczenie wewnętrzne, zapisane nie wprost, poukrywane w somatycznych reakcjach na dookolną biel i pustkę, wszakże samotny więzień domowy (wedle wspomnień Małachowskiego), uciekający w lekturę i myślenie, stara się mieć jak najmniejszy kontakt z rzeczywistością. Zamknąć się, nie bywać – to wewnętrzna ucieczka przed carskim światem oraz prefiguracja sybirskiego losu. Jak zapisał to w utworach poetyckich:

Nikt mi nie ściśnie rąk na pożegnanie

I, jak z umarłym, nikt nie pójdzie ze mną!

[…]

Kat mnie popędzi ku Sybiru śniegom

I pamięć moja z serc waszych upłynie!

(Na Sybir, RA, 18)


Chyba mnie porwą i pójdę, okuty,

W zamarzłą wiecznych męczarni krainę

(Ja Cię nie żegnam…, RA, 11)


Czy w najsławniejszym z wierszy, których tematem jest Sybir „wyobrażony”, skierowanym do Adama Sołtana utworze Do…, który czytać trzeba nie tylko jako fantazmat uwięzienia i katorgi, nigdy nie doświadczonych w „realnym” życiu Krasińskiego, lecz jako przedstawienie losów całego pokolenia (uwięzienie/zesłanie najlepszych i najwierniejszych oraz próba wymazania ich imion z kart pamięci przez zaborcę):

Wiem, dla mnie Sybir, powróz zgotowany,

Jeśli przed wami nie uniżę czoła,

[…]

Lecz dajcie pokój, bo ze mnie nie będzie

Sługa pokorny. Z ojców mych się rodzę,

War krwi nie hańbą, lecz śmiercią ochłodzę

I sześć stóp ziemi znajdę sobie wszędzie!

(Do…, RA, 12)


Dodajmy jeszcze jeden fragment:


Złożę mą głowę, pełną smętku, bolu,

Moskiewskie pęta przed zgonem mi ręce

Zwiążą – i skonam – u stóp kata w męce!

(W albumie Konstantego Gaszyńskiego, RA, 15)


Po latach wracały więc petersburskie obrazy i myśli. Zostały one umoszczone w głębi romantycznego „ja”. Zogniskowane wokół nigdy nie przywołanego wprost, ale przecie tu obecnego obrazu, będącego źródłem wyobrażeń lękowych – audiencji u cara Mikołaja I. Nie wiemy, kiedy ona nastąpiła – wiemy, że miała miejsce. Krasiński ukrył ją głęboko, przetwarzając realne zdarzenie na symboliczne obrazy. Może najbliżej realnego był w Pokusie, kreśląc obraz imperialnego władcy jako wysłannika piekieł. Pisząc, obłaskawiał Zło.

W Petersburgu zimą 1833 roku, sięgam do relacji Małachowskiego, ojciec zawiózł Zygmunta do cara. Tak jak po latach zawiezie go na ślub z Elizą z Branickich. Cesarz podobno był uprzejmy, kreśląc przed młodym hrabią miraże dworskiej kariery. To doświadczenie po latach zostało przetworzone literacko i zapisane w Pokusie właśnie. Utworze, który był przestrogą przed porzuceniem umarłej ojczyzny i przypisaniem do piekielnej machiny zła, łudzącej pozorami kariery i bogactwa, za cenę narodowego zaprzaństwa. Mentor młodego bohatera, położywszy swoje ręce na jego sercu, odezwie się słowami, które Krasiński inaczej zapisał w dyskursie poetyckim, w cytowanym wyżej wierszu Do…: „Nie daj się uwieść tym, którzy chcą zgubić duszę twoją i wymazać imię twoje z rzędu słów zacnych na ziemi! – Pamiętaj, że cokolwiek ujrzysz tej nocy, jest piekieł złudzeniem!” (RA, 150).

Krasiński ujrzał cara – piekieł złudzenie. Kuszącego go mirażem dworskiej kariery, czyli zaprzaństwa, jak bohatera Pokusy. Tyle że młody hrabia miał więcej szczęścia niż bohater jego późniejszej prozy. Wykorzystując „smutny stan zdrowia i wzroku coraz się pogarszającego […] wybawił [się] z niebezpieczeństwa”, jak to ujął Małachowski (LM, 391–392). Wydostał się z państwa satrapy. Ocalił imię przed wymazaniem i zapomnieniem. Ale już nigdy nie zapomniał owego podwojonego rozpoznania figury cara: „realnego” uprzejmością i ukrytego w nim wysłannika piekieł. Zapisał to później w Pokusie i w traktatach politycznych. Z upodobaniem wracał do infernalnej kreacji cara w wielu, wielu listach.

Wróćmy do Pokusy. W alegoryczno-symbolicznej narracji Krasiński ukazał realną dla siebie – i tylu innych kuszonych – groźbę rozpłynięcia się w imperialno‑infernalnym świecie pozoru i utraty „ja”. Bohater znalazł się w mieście przypominającym Petersburg: „Miasto ogromne, dziwnie jednostajne i wybielone; naród dziwnie silny, jednostajny, w czarnej odzieży” (RA, 145). Jednostajność – jako określenie relacji łączącej ludzi i miejsce – to synonim niewolnictwa i woluntaryzmu władzy zarazem. Niewolnicy zbudowali to miasto – wedle wykoncypowanego z głębi idei samodzierżawia wzoru. Reminiscencje z Mickiewiczowskiego Ustępu i zapisów markiza de Custine w widzeniu owej jednostajności masy ludzkiej w białym mieście, gdzie jedyną reakcją jest uginanie karków przed silniejszymi i stojącymi wyżej w hierarchii społecznej, są tu zamierzone. Krasiński dopisuje kolejny element do europejskiego, antyimperialnego tekstu petersburskiego, nawet jeśli nie wychodzi tu poza – oniryczny – stereotyp. Miasto i jego mieszkańcy: „– Na niebie już w ołowianą blachę zlepiły się chmury. – Co chwila zmieniają się kształty ulic i komnat, i osób, […] Wszędzie niebezpieczeństwo i wszędzie męczarnia – nie ma komu się zwierzyć, dzieciom i niewiastom nawet kłamać musi; uczy się kłamstwa jak arcydzieła sztuki, i posiadł je – […]” (RA, 147).

Kuszony młodzieniec wędruje przez kolejne komnaty, w których spotyka, mówiąc językiem Krasińskiego, „odosobiszczone”, czyli pozbawione tożsamości, „ja” przynależących do narodowej wspólnoty, skazane na grozę wiecznego potępienia dusze zatraconych, którzy z własnego wyboru stali się niewolnikami władcy, będącego „panem życia i śmierci” – wydaje się on „jakby bóg jaki” (RA, 152). Znamienny jest tu zapis boskości małą literą – nie tylko jako hołdowanie przekonaniu o jedynym Bogu, którego żaden władca samodzierżawny nie może zastąpić. Krasiński ów blask pokusy – a jest to blask dosłowny, złociście jaśniejący, na granicy stylistycznego nadużycia konwencji, w jakimś upiornie wynaturzonym nadmiarze – wiąże ze sferą infernalną. Pan życia i śmierci to objawiony w majestacie carskiej władzy diabeł. Antychryst – tak go nazwał narrator. Wysłannik piekieł zajęty kuszeniem i przywodzeniem dusz na zatracenie. Tej pokusy Krasiński obawiał się najbardziej: konieczności podjęcia dyplomatycznej kariery, a więc wejścia na drogę zaprzaństwa, zdrady Umiłowanej: położonej w grobie, przebitej trzema sztyletami. Los mu tego oszczędził, zsyłając nań błogosławieństwo choroby oczu. Ale pod słabo widzącymi oczami, jak wspominałem, wewnętrzny wzrok romantyka przechował petersburskie obrazy. Przekuwając je na myśli o carze‑kusicielu, diable w ludzkiej skórze, którego perfidia jest niewidoczna za blaskiem złota i drogich kamieni, którymi zapłaci za służbę i wierność sobie.

Pokusie pojawia się jeden z najtrwalszych fantazmatów wyobraźni i myśli politycznej Krasińskiego zarazem. Z jednej strony pamięć o „trumnie Matki”, czyli dziedzictwie i depozycie wolnościowym przodków. Polskość – i Polska złożona w grobie. Z drugiej strony – kuszenie inną przyszłością „ogromną, wyrytą w księgach przeznaczenia” (RA, 152), słowem: obietnica kariery imperialnej. Co znaczy: rozpłynięcie się w morzu infernalnego państwa, przyjęcie innej religii, narodowa apostazja. Tę myśl Krasiński będzie rozpisywał w listach i traktatach politycznych, zwłaszcza w roku 1848, kiedy dostrzeże realne niebezpieczeństwo w dziwnym sojuszu carskiego samodzierżawia i ruchów rewolucyjnych. Ale o tym w dalszych rozważaniach. W tym miejscu warto pozostać jeszcze przy Pokusie.

„Oto skarbiec mój – rzekł mocarz – patrz i uwierz we mnie!” (RA, 153). Uwierzyć w splendor władzy, to dać się oszołomić blaskiem złota i srebrnymi tęczami łuków z ametystu. Wszakże oko kuszonego młodzieńca dostrzeże coś więcej – skarbiec zostanie przyrównany do kopalni, w których „odzywał się jakoby krzyk konających, jakoby szczęk kajdan z głębi” (RA, 153), a dusze zatraconych pozostają niemym wyrzutem zbrodniczej potęgi, wspartej na niewolniczej pracy. Kulminacją carskiego fantazmatu kuszenia – jako literackie przetworzenie „realnej” sytuacji audiencji – są następujące słowa: „Pan życia i śmierci, nachylając się ku niemu, uśmiechnął się łaskawie: «Gościu biesiady mojej – rzekł – czas, byś mi przysiągł na służbę i wyrzekł się starożytnego imienia!» – i rzucił mu przez stół garść diamentowych krzyżów, dodając: «Noś to na pamiątkę moją!…»” (RA, 156). Jak wspominałem, pokusa okazała się dla młodzieńca zbyt trudna do odrzucenia. Powtórzył słowa przysięgi na wierność carowi, stając się jednym z rzeszy niewolników władcy, pana życia i śmierci. Wiernopoddańczy gest wszakże sprawił, że młodzieniec – jako jeden z milionów niewolników – wypadł z orbity carskiej łaski. W słabo czytelnej dziś alegorii – ale jakże wymownej w XIX stuleciu, znanej chociażby ze Snu SenatoraIII części Dziadów – dochodzi do sprzęgnięcia w jedno: diabolicznego planu kuszenia i natychmiastowego odrzuceniu pokuszonego w chwili, gdy składając przysięgę, odrzuca depozyt wolności. Tak działa mechanizm władzy w państwie carów. „«Sługo sług moich – zawołał – śmierć od powrozu kata cię czeka, jeśli kiedy złamiesz przysięgę…» – potem rozśmiał się gardłem całym. – Podniósł się nieszczęśliwy, a za pierwszym spojrzeniem spotkał urnę Matki – lecz miasto jej nagrobku inne tam już słowo stało. «Hańba!», krzyknął, zrywając się z miejsca ostatkiem sił. – «Hańba!», odrzekły mu tysiące z tyłu, z przodu, z boków. – […] a jedni spośród tłumu zaczęli nań wołać jego nowym, cudzoziemskim imieniem; drudzy, skacząc naokoło, przypinali mu krzyże. – Inni kazali mu, by się im kłaniał; inni, by deptał po Matki nie dopalonych popiołach” (156–157).

W jakimś groteskowym zagęszczeniu obrazu dworskiej, służalczej i bezwzględnej kamaryli przenika na powierzchnię obraz – zaiste – bluźnierczy. Deptanie „po Matki nie dopalonych popiołach” to grzech najcięższy, zbrodnia nie do odpuszczenia – i Stwórca zbrodni tej młodzieńcowi nie wybacza. Przetwarzając „realne” w fantazmat, Krasiński jest tu sędzią bezwzględnym, okrutnym w sprawiedliwości sięgającej starotestamentowej relacji narodu wybranego z Bogiem. Paralela ta nie pojawia się wprost, lecz jest oczywista w świetle ostatecznego – „starotestamentowego” – potępienia. Sacrum ojczyzny jest wyraźnie stylizowane na więź religijną między Jahwe a Izraelitami, stąd kara jest również bezwzględna, jak trafnie określił przesłanie Krasińskiego w PokusieNocy letniej Jerzy Fiećko, autor monumentalnej pracy Rosja Krasińskiego. Dopiero po odzyskaniu wolności przez ojczyznę możliwe będzie pełne łaski wybaczenie – tym, którzy uwiedzeni blichtrem fałszu zdradzili depozyt wolnościowy Matki: jej święte prochy, które mają moc odrodzenia.

Krasiński – wyznawca porozbiorowej maksymalistycznej etyki wolnościowej – nie dostrzega możliwości cieniowania postaw. Tak albo nie. Służba satrapie i wysłannikowi piekieł – albo odrzucenie pokusy, trwanie przy ojczyźnie i patriotycznym testamencie czynu, kończące się zatratą w sybirskich minach. Dlatego syberyjski poemat Ostatni – swoistą odpowiedź na Anhellego – rozegrał w rzeczywistości wyobrażonego piekła na ziemi. O ile w infernalnym poemacie, wedle celnej formuły Jerzego Fiećki, „Słowacki «kąsał» niezabliźnione rany”, o tyle „Krasiński […] przykładał na nie mesjanistyczny balsam” (Fiećko, Rosja Krasińskiego, s. 289). Uczyniwszy bohaterem swego poematu więźnia od dwudziestu lat gnijącego bez wyroku w carskich kazamatach („Życiam wiek cały przemarnił w więzieniu, / W nędzy – w chorobie – w ciemności – w milczeniu!”; RA, 68), w monologach którego pobrzmiewają echa autorskich rozpoznań historiozoficznych, łagodzących coraz częstsze chwile rozpaczy („Twardsza dłoń wrogów niźli śmierć – bo ima / Żywego jeszcze – i w trumnie go trzyma / Z której dla ducha Zmartwychwstania nie ma!”; RA, 70), autor Ostatniego przedstawił Rosję jako bezkres: „straszne gubernie”. W tym bezkresie gubią się ludzie i ich dusze, poddane doświadczeniu rozpaczy:

Lecz jam się dalej wlókł pustym błoniem,

Wciąż za tym katem i knutem, i koniem,

A gdy na nogach i rękach kajdany

Coraz mi głębsze wyżerały rany, […] (RA, 75)


Bezimienny „ostatni” więzień za swą niezłomną postawę uzyskał w nagrodę wizję ostatecznego zwycięstwa Polaków nad moskiewskim złem. W obręb utworu literackiego Krasiński wprowadza rozwijaną w publicystyce politycznej wizję przywództwa niewinnej i szlachetnej Polski, która zwycięsko przeszła próbę grobu i przewodząc Słowiańszczyźnie – zadaje ostateczny cios Bestii, jak będzie konsekwentnie, sięgając po Apokalipsę, nazywał Rosję (zwłaszcza w roku 1848 i potem). Ostatni więzień ma wizję owego zwycięstwa, wszakże polscy wojownicy, zadawszy ostateczne ciosy rosyjskiemu przeciwnikowi metafizycznemu – tak, bo gra toczy się o przyszłość etycznie przeformułowanej i religijnie utwierdzonej Europy, wolnej od carskich, zatruwających miazmatów ideologicznych – nie wyzwalają z niewoli ostatniego więźnia caratu, gdyż zostali okłamani przez strażników, że oto w kazamatach gnije pospolity przestępca. Uwięziony patriota staje na skraju rozpaczy, marzy o zatarciu swego imienia, wszakże uwznioślony historiozoficznym zwycięstwem Polski, godzi się ze swym losem i z Bogiem. Umiera spokojny, uzbrojony w mesjanistyczne spełnienie początku „trzeciej epoki”:

Nad rodem ludzkim zawiśnie Duch Święty!

Bo z głębi czasów idzie Wyjawiciel,

Obiecan niegdyś idzie Pocieszyciel;

Wszystkich krzywd ludzkich archanielski Mściciel!

I w nim myśl Pańska jak jasno zaświeci,

Że da planecie wiek planety trzeci!

[…]

A my, Polacy – my dobrze wiedzieli,

Że tą postacią powtórną Mesjasza

Nikt inny jedno święta Polska nasza –

Bo z mąk jej krzyża tyle krwi wyciekło,

Że ta krew – ziemskie odkupiła piekło! (RA, 77–78)


Publicystyczny tryb wyłożenia racji historiozoficznych razi, być może, naszą wrażliwość literacką. Ale w czasach Krasińskiego było inaczej – te poręczne hasła mesjanistyczne jako hasła właśnie miały unieść w wyrazistych formach ów balsam historiozoficznej nadziei, ale co ważniejsze: były rękojmią skuteczności rozpoznań politycznych romantycznego konserwatysty. Widział on bowiem Zło, potrafił je nazwać – oraz zdawał sobie sprawę, że trzeba je pokonać, unicestwić raz na zawsze, by Bestia się nie odrodziła. Zagraża ona bowiem zarówno obecnemu, jak przyszłemu porządkowi europejskiemu. Pisał o tym w traktatach. W czasach współczesnych – przebiegła polityka rosyjska, sprzymierzając się taktycznie z siłami rewolucyjnymi, pragnie podkopać i zniszczyć fundament europejski, oparty na idei wolności i religii. W niedalekiej przyszłości religijnie odnowiony kontynent, pod politycznym przywództwem dwóch sióstr: Francji i Polski, musi – zdaniem Krasińskiego – odrzucić za granice Europy rosyjskie samodzierżawie, wsparte na pierwiastku azjatyckim (mongolskim) i bizantyjskim, gdyż inaczej porządek europejski runie pod naporem tych sił. Przed knowaniami carskiej przebiegłej polityki skutecznie ma bronić (niczym dawne przedmurze Rzeczypospolitej) odnowiona religia, na której fundamencie zostanie zbudowany przyszły europejski gmach. Stabilność dadzą mu: Polska (odrodzona dzięki Chrystusowej próbie grobu) i Francja (nowożytny depozytariusz idei wolności). O tych kwestiach przyjdzie jeszcze powiedzieć więcej w dalszych rozważaniach. W tym miejscu zwróćmy uwagę na jedną, acz kluczową kwestię. Krasiński wyraża się jasno i dobitnie: Rosja musi zostać pokonana, wymazana w tym kształcie, w którym istnieje, gdyż żadne umowy i układania się z państwem carów nie dają gwarancji europejskiego pokoju. Przeciwnie – porządkowi Europy zagrażają, gdyż Rosję cechuje przebiegła polityka fałszu i podstępnych knowań. Przeczytajmy fragment Ostatniego:

Ponad tą Giełdą, od lodów północy

Wzrastał już wtedy cień tego olbrzyma,

Który mnie dotąd w tych okowach trzyma!

A oni wszyscy – miasto dziarsko, razem,

Uderzyć w wroga ogniem i żelazem,

Z żelaza tylko kuli dróg koleje

I w parach wodnych pokładli nadzieje! – (RA, 73)


O czym mówi Krasiński? Otóż mówi wyraźniej i dobitniej niż w traktatach politycznych: Rosję trzeba pokonać wspólnym europejskim wysiłkiem, walcząc aż do unicestwienia wroga. Jednakowoż pesymizm wyrasta z rozpoznania niewłaściwych dążeń europejskich – wyobraźnię mieszkańców kontynentu zasiedliła Giełda, czyli mieszczański etos dorobkiewiczostwa i brak woli wspólnego działania. Europa, jeśli chce istnieć, musi pokonać Rosję, to jedno. Ale drugie zadanie z tym pierwszym sprzęgnięte – powrócić musi do idei christanistas. W czasie Wiosny Ludów i później w wyobraźni autora Irydiona trwale zapisze się wyobrażenie Rosji jako apokaliptycznej Bestii. A Bestię, jak wiemy z Objawienia Janowego, pokonać można tylko ostatecznie, jak przystało na czasy ostateczne, ścierając ją na proch. Wymazując z mapy jako byt polityczny niegodny istnienia. Nakładają się tu na siebie – jak widzimy – idee religijne i rozpoznania polityczne. Ten, który widzi więcej i wie lepiej, pragnie przekonać Europę do wspólnego działania w imię pokonania bastionu Zła, infekującego cały kontynent. Europa wszakże, wybierając drogę modernizacji, hołduje mieszczańskim wartościom (ich symbol to Giełda) i nie jest zdolna do działania. Konserwatywny hrabia z nieistniejącej Polski, dostrzegłszy konieczność zmiany, tworzy – jednoosobową na razie – krucjatę ocalenia kontynentu od niebezpieczeństwa, które mu zagraża. Warunkiem wyzwolenia jest pokonanie Rosji i restytucja Polski. Umiłowana, która wzorem Chrystusa zwycięsko przechodzi próbę grobu, jak On zmartwychwstanie i stanie się przewodniczką odnowionej moralnie Europy w jej przedefiniowanym mesjanistycznie rozumieniu wolności.

Jak na konserwatystę przystało, Krasiński stara się ureligijnić politykę, czyli – tak to rozumie – oprzeć ją na odnowionym fundamencie chrześcijańskich wartości, które uzyskują konkretną wykładnię politycznych działań. Tego samego, acz formułował to odmiennie, chciał Mickiewicz – widzący w rewolcie ludów europejskich swoiste „wymuszenie” zmiany dotychczasowej zimnej, gabinetowej polityki, którą oprzeć należy nie na morderczych dla wielu narodów sojuszach silnych monarchów, lecz na przyrodzonej każdemu człowiekowi idei wolności, której horyzonty określili Chrystus, apostołowie i żar religijny pierwszych chrześcijan. Do tej pierwotnej, zapomnianej idei odnowienia polityki dzięki chrześcijańskiej afirmacji wolności jednostkowej i zbiorowej należy powrócić, zmieniając przy tym mapę polityczną Europy. Także Mickiewicz postrzegał Rosję jako żandarma tłumiącego wolnościowe aspiracje i zrywy (podobnie widział pozostałe państwa zaborcze, monarchów hołdujących Świętemu Przymierzu i papiestwo, rozmijające się podczas Wiosny Ludów z pragnieniami zrewoltowanych tłumów). Krasiński, pragnąc tego samego, widząc ten sam cel co Mickiewicz, inaczej formułuje własne diagnozy. Owszem, jest konserwatystą. Ale jest też eschatologicznie zorientowanym mesjanistą i jeśli nie widzimy owego podwójnego uwikłania myśli politycznej hrabiego, niewiele zrozumiemy z jego projektu.

[…]


[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.