Istnieje pewien rodzaj „kultury” sowieckiej, o którym pisał Stanisław Lem w 1977 roku: ,,System sowiecki de facto jest systemem hodowli wszystkich cech, do jakich człowiek upodlony jest w ogóle zdolny. Zdrada najbliższych, wydawanie na męki przyjaciół, kłamstwo na każdym kroku, życie w fałszu od kolebki do grobu, deptanie tradycyjnych wartości kultury i betonowanie pewnych formalnych tej kultury aspektów; wszak jasne, iż owo gwałcenie, mordowanie i obsrywanie jest jedną stroną monety, a drugą jest sowiecki purytanizm, wiktorianizm, «ojczyźnianość», «patriotyzm», «komunistyczna moralność» itd”1.
I to tłumaczy wszystko, co się stało w Buczy, Irpieniu, Mariupolu i w innych miejscach. Rosyjscy żołnierze w ukraińskich miasteczkach srali nie tylko ze strachu i stresu. Zachowywali się prostolinijnie: jeśli wolno zabijać, to wolno wszystko – to było przejawem ich „kultury imperialnej” w szerokim tego słowa znaczeniu. Imperium rodzi się w obrębie pewnej kultury, kształtując w niej ideę, że istnieje jakaś misja o znaczeniu globalnym, a misja ta ma charakter ekspansjonistyczny. Właśnie taką misją obdarzony jest „ruski mir”. I nie powinniśmy się łudzić, że innych narodów to nie dotknie. W 2005 roku Związek Pisarzy Rosyjskich ustanowił nagrodę „Kultura imperialna”. Jej zasady sformułowano w następujący sposób: „Nagroda przyznawana jest działaczom kultury i nauki, którzy wnieśli nieoceniony wkład w odrodzenie kultury rosyjskiej zarówno w Rosji, jak i za granicą. Słowo «imperialny» w tytule odnosi się do całej różnorodności kultury rosyjskiej”.
Historycznie cała kultura rosyjska – carska, sowiecka (z wyjątkiem dosłownie trzech lat) i obecna – była i jest imperialna. Można w niej odnaleźć cały specyficzny system wartości: ideę imperialną, hierarchię, kolektywizm, przemoc, ekspansjonizm, mesjanizm itd. Wystarczy przypomnieć utwory Puszkina: imperialne Jeździec miedziany i Pomnik, antypolski wiersz Oszczercom Rosji, antyukraiński poemat Połtawa…
A co pisał Dostojewski, który nienawidził Polaków, Żydów i innych „tubylców”? „[…] rosyjska dusza, geniusz narodu rosyjskiego, być może najzdolniejszy ze wszystkich narodów, zawiera ideę ogólnoludzkiej jedności […] Nasza biedna, niezwykła kraina, z wyjątkiem górnej warstwy, jest zupełnie jak jedna osoba. Całe osiemdziesiąt milionów jej mieszkańców reprezentuje taką duchową jedność, której oczywiście nie ma nigdzie w Europie i nie może być. […] Obywatelski fundament wszystkich narodów europejskich został wykopany i być może jutro zawali się bez śladu na wieki wieków, a na jego miejsce pojawi się coś niesłychanego nowego, zupełnie innego niż poprzednie”2.
Przypomnijmy, że nawet słynni „antysowieciarze”, Sołżenicyn i Sacharow, byli zwolennikami rosyjskiego Imperium. Kultura nieimperialna prawie nie istnieje, ale najbardziej zaskakujące jest to, że jej literatura pisana jest jednak w języku rosyjskim. Epopea Sandro z Czegemu Fazila Iskandera, Abchaza; powieści Czyngiza Ajtmatowa, Kirgiza (który wprowadził do języka rosyjskiego pojęcie „mankurta” – człowieka zamienionego w bezduszną istotę niewolniczą, całkowicie uległą swojemu panu i nieposiadającą pamięci o wcześniejszym życiu); wszystkie dzieła wielkiej pisarki Ludmiły Pietruszewskiej; nawet powieść Cichy Don, opowiadająca o zniszczeniu subetnosu kozackiego przez Rosjan (ostatnio udowodniono, że napisał ją nie Szołochow, ale zamordowany przez bolszewików kozacki pisarz Fiodor Kriukow). Fazil Iskander najlepiej sformułował ten zarzut wobec „świetlanej przyszłości”, jaką imperialna Ruska Nacja niosła mniejszościom narodowym – swoim „młodszym braciom”: „Może idealizuję przemijające życie? Może tak. Człowiek ma tendencję do wywyższania tego, co kocha. Idealizując miniony sposób życia, być może sami nie zdając sobie z tego sprawy, wystawiamy rachunek przyszłości. To tak, jakbyśmy mówili do niego: oto, co tracimy, a co dajesz nam w zamian? Niech przyszłość się nad tym zastanowi, jeśli w ogóle jest zdolna do myślenia”3.
Paradoksalnie, do literatury nieimperialnej zaliczyłbym również tych rosyjskich autorów, których umownie nazywa się „pisarzami wiejskimi” – Wasilija Biełowa, Walentina Rasputina, Wiktora Astafiewa, Wasilija Szukszyna – tematem których jest wielowiekowa tradycja wsi rosyjskiej. Niewątpliwie woleliby, aby zamiast Imperium powstało narodowe państwo rosyjskie. Ale po co sięgać do odległych przykładów: nawet dziś wśród obywateli Federacji Rosyjskiej walczących po stronie Ukrainy przeciwko wojskom Imperium znajdują się głównie ruscy nacjonaliści. Byłoby dobrze, gdyby Ruscy przyzwyczaili się wyodrębniać z masy Rosjan. Przecież to oni są hipotetycznymi beneficjentami podboju Ukrainy, a nie Tuwińcy, Buriaci czy Czeczeni. Gdyby Rosja była prawdziwą federacją, a nie superscentralizowanym państwem, ukrytym za tym listkiem figowym i mającym służyć ambicjom Ruskiej Nacji, byłaby to inna historia.
Lecz dzisiejsi słynni rosyjskojęzyczni powieściopisarze – Ludmiła Ulicka, Władimir Sorokin, Wiktor Pielewin, Borys Akunin – którzy według tradycji gogolowsko‑turgieniewowskiej żyją poza ukochaną ojczyzną i dlatego nie obawiają się represji, nie opublikowali jeszcze w ciągu tych sześciu miesięcy ani jednej linijki na temat zbrodni imperialnej Rosji. Ta wojna zrodziła natomiast gigantyczną masę miernej, ale szczerej poezji: ludzie poczuli nieodpartą potrzebę wypowiedzenia się. W poezji profesjonalnej warto wymienić brutalne wiersze znanej w Polsce Jeleny Fanaiłowej. Może pominąłem jakieś mniej znane nazwiska, ale znani rosyjscy literaci milczą.
Często pada pytanie: ale Rosja to nie Putin, prawda? To on rozpoczął wojnę! Przecież to nie moja wina i nie moja odpowiedzialność! Co charakterystyczne, na każdą wzmiankę o odpowiedzialności Rosjanie zaczynają myśleć o winie i karze. Dostojewski ich zepsuł. Nie rozumieją, że możesz być pociągnięty do odpowiedzialności nawet za coś, co nie zależało od ciebie. A z odpowiedzialnością zbiorową mamy do czynienia wtedy, kiedy wszyscy poszkodowani muszą ponieść konsekwencje np. trzęsienia ziemi. Tak, to nie od nich zależało, ale szkody i straty muszą ponieść. Dość niespodziewanie odpowiedź na to pytanie – „Dlaczego ja, który jestem niewinny, mam ponosić odpowiedzialność?” – odkryłem w książce, na którą zwrócił moją uwagę rosyjski dziennikarz Dmitrij Gubin. To książeczka Marka Mansona Subtelna sztuka mówienia sobie: mam to w dupie (nie podoba mi się polskie tłumaczenie tytułu4). Oto co Manson pisze o relacji między winą a odpowiedzialnością: „Są problemy, które nie są naszą winą, ale jesteśmy za nie odpowiedzialni. Powiedzmy, że budzisz się pewnego ranka i znajdujesz na swoim progu noworodka. To nie twoja wina. Nie ty podrzuciłeś to dziecko. Ale to jest twoja odpowiedzialność. Musisz zdecydować, co zrobić. Niezależnie od tego, czy zdecydujesz się je zatrzymać, pozbyć się czy zostawić na progu, twój wybór spowoduje problemy i będziesz za te problemy odpowiedzialny. Zbyt często jesteśmy odpowiedzialni za sytuacje, które nie były naszą winą. Wina ma związek z przeszłością, a odpowiedzialność z teraźniejszością. Wina pochodzi z wyborów, których już dokonałeś, a odpowiedzialność pochodzi z wyborów, których dokonujesz teraz, każdego dnia i w każdej minucie”.
[…]
[Dalszy ciąg w numerze.]