10/2023

Zbigniew Chojnowski

Rozplątywanie pnączy

Pytanie o prawdziwą twarz Jarosława Iwaszkiewicza pozostaje otwarte. Jest ich tyle, że każdy zainteresowany autorem Panien z Wilka ma szansę znalezienia tej kolejnej, niedokładnie znanej i nowej. Dzieje się tak dlatego, że odkrycie iwaszkiewiczowskiego elementu pociąga reakcję łańcuchową skojarzeń, bo świat ma dynamiczną strukturę opisaną metaforycznie w Piosence dla zmarłej: „Wszystko, co się złączy, / Znowu się rozłączy, / Na kształt pogmatwanych / Na cmentarzach pnączy”. Nagle odkrywamy powiązania z osobami, miejscami, zdarzeniami czy procesami, które rozbłysły lub nie rozbłysły w blasku kultury i historii. Zmartwychwstają jakby z niebytu łączniki i kontakty z dużo większą resztą świata. Iwaszkiewicz był mistrzem zawiązywania i podtrzymywania relacji z ludźmi oraz przestrzeniami.

Nie potrafimy i nie chcemy zobojętnieć na autora Powrotu do Europy, czego dowodzi zbiór esejów edytorsko‑biograficznych z tekstowym aneksem Oblicza Iwaszkiewicza Roberta Papieskiego. Tenże potwierdza swoją znakomitą znajomość zarówno dzieł (drukowanych i tych niepublikowanych) twórcy ze Stawiska, jak i okoliczności oraz kontekstów, w których one powstały. Wcale nie na marginesie zapytam, co się stało z nowszą literaturą polską, że bardziej niż ona elektryzują naszą ciekawość, przynosząc większy pożytek poznawczy, estetyczny czy wspólnotowy, niektórzy poeci i pisarze dwudziestowieczni (chociażby Tadeusz Różewicz, Zbigniew Herbert, Józef Czapski, Marek Hłasko i inni). Czyż można oprzeć poważniejszą myśl na nawet najlepiej napisanych kryminałach, sprawnie skonstruowanych nihilistycznych wierszach czy kolorowych literackich umizgach do propagatorów obowiązującej poprawności politycznej? Mnoży się literatura fastfoodowa, literaturopodobny plankton, który spełnia oczekiwania zapisane w planach biznesowych wydawnictw. Autorzy bestselerów i książek nagrodzonych udają kontestatorów, a w istocie są bezkrytycznymi apologetami „nowego wspaniałego świata”. Z zarysowanej perspektywy pierwszego ćwierćwiecza XXI stulecia widzę, jak wobec pojemnego i nie dość zrozumianego dzieła twórcy na Stawisku odpada oskarżenie o oportunizm. Wydawało się, że idzie z prądem epoki, a szedł pod prąd. W „wieku ideologii” był pisarzem aideologicznym, co bohaterom tamtych czasów w latach ich świetności dawało pretekst do usuwania go na boczny tor. A przecież autora Czerwonych tarcz można widzieć jako lokomotywę literatury polskiej.

Twórczość i życie Iwaszkiewicza charakteryzuje najkrócej słowo obfitość. Pokazują to edycje utworów twórcy ze Stawiska, opracowane starannie i ze znawstwem rzemiosła edytorskiego, między innymi przez Roberta Papieskiego. Jego najnowsza książka jest podsumowaniem pracy redakcyjnej wykonanej głównie na rzecz literatury epistolarnej oraz intymistycznej, dzięki czemu odnosimy wrażenie, że wysypywaniu się z Iwaszkiewiczowskiego rogu obfitości zapomnianych lub bliżej nieznanych tekstów i faktów nie ma końca. Do powiększania i upowszechniania liczby iwaszkiewiczianów przyczyniło się niewątpliwie powołanie i funkcjonowanie Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku. W archiwum przechowywanym w blisko stuletniej willi zachowała się ogromna liczba dokumentów życia pisarza i jego rodziny – gromadzone, zachowane, porządkowane są wykorzystywane w celach naukowych, popularyzacyjnych i społeczno‑kulturalnych. Funkcjonowanie Muzeum przedłuża gospodarski stosunek twórcy do własnego dorobku tekstowego. Krzewienie świadomości perspektywy długiego dokonywania się w społeczeństwach, narodach, państwach procesów, zwłaszcza tych pozytywnych, było jedną z istotniejszych wartości, którym służył autor Sławy i chwały. W Polsce zadomowiła się nonszalancja ludzi i instytucji wobec tego, co po sobie zostawiają literaci i w ogóle osoby twórcze. Co prawda muzea, działy bibliotek oraz im podobne placówki są powołane do przyjmowania archiwów po pisarzach, ale nie mają sił i środków, aby wywiązać się z tego zadania w sposób zadowalający. Apeluję o powszechne stosowanie mechanizmów ratujących schedę (w szerokim znaczeniu tego słowa) po ważnych dla literatury autorach. Historycznie jesteśmy krajem spalonych archiwów, co powinno tym bardziej wzmóc naszą czujność, aby to, co prawdziwie cenne dla kultury duchowej, było ratowane hic et nunc. Piszę o ocalaniu trochę patetycznie, bo problem jest podniosły, ale jego rozwiązywanie wymaga praktycznych, kosztownych, zespołowych i skoordynowanych działań na co dzień.

Wizyta na Stawisku i obserwacja działalności tamtejszego muzeum pokazuje, jak powinniśmy obchodzić się ze śladami życia własnego i tych, z którymi zetknął nas los. Pamiętam drwiny i uszczypliwości pod adresem autora Powrotu do Europy, zachowującego karteluszki z notatkami, bilety do teatru, wizytówki, maszynopisy innych poetów, różnego rodzaju druki itp. Robert Papieski w Obliczach Iwaszkiewicza uwidocznił w sposób dociekliwy i kompetentny, że zarchiwizowane dowody wykonywania ciężkiej i systematycznej pracy pisarza oraz sposobu istnienia jego czasów dają możliwość czegoś więcej niż szczegółowsza w porównaniu z dotychczasowymi rekonstrukcja przeszłości. Pozwalają bowiem na kształtowanie żywego i do pewnego stopnia sprawdzalnego stosunku zarówno do dzieł, jak i do ich twórcy. Książka Oblicza Iwaszkiewicza przywraca niegdyś oczywiste, a współcześnie wypierane przekonanie, że o niekłamanym znaczeniu i oddziaływaniu twórczości decyduje niesfalsyfikowana osobowość autora.

Tom składa się z esejów, których punktem wyjścia jest skrupulatne śledzenie treści druków i rękopisów wydobytych na światło dzienne. Punktem dojścia są ustalenia wyższej rangi semantycznej. Bycie edytorem według Roberta Papieskiego polega na czymś więcej niż na wiarygodnym odzwierciedleniu oryginału. Opisy „technicznego” przygotowywania rękopisów (względnie pierwodruków) do publikacji nie przesłaniają narracji. Papieski w swoich esejach zachowuje się jak detektyw, rekonstruktor minionych zdarzeń i relacji pomiędzy ich uczestnikami. Pragnie zrozumieć Jarosława Iwaszkiewicza jako człowieka kochającego życie i ludzi, zapobiegliwego oraz dążącego do bycia szczęśliwym. Personalistyczne edytorstwo Papieskiego definiuje on sam, pytając: „Czy umiem myśleć myślami Jarosława? Bo czasami, by je odczytać z rękopisu, trzeba wpierw je pomyśleć. By zamienić jego pisanie na jego życie, a potem połączyć je z moim, muszę związać moją pamięć z jego wspomnieniami”.

Pisarz odsłaniany jest w wymiarze społecznym, środowiskowym, rodzinnym, ale dopiero po otwarciu archiwów wychodzi na jaw to, że był dyskretny w czynieniu dobra. Eseista jako edytor, historyk literatury, archiwista, uznając fikcyjność wierszy, opowiadań, powieści, znajduje dla nich podglebie biograficzne. Iwaszkiewicz tkwił w życiu codziennym takim, jakie ono jest. Toteż postrzeganie go jako koniunkturalnego wybrańca losu lub kogoś, kto z niecnych powodów został bezspornie arcyważną postacią literatury polskiej, już dawno powinno być odłożone do lamusa. Nie znaczy to, że Papieski przekreśla wszelkie srogie dla Iwaszkiewicza oceny. Owszem, podważa stereotypy na jego temat, ale odkrywa pisarza jako uwikłanego w ewidentne sprzeczności, których przyjęcie umożliwiało mu podtrzymywanie i budowanie więzi pomiędzy przestrzeniami kulturowymi okresu powojennego a tymi sprzed roku 1945. Iwaszkiewicz był i chyba jest więziony od wielu dekad w tyleż wygodnych, co dyskredytujących go osądach. Chociażby tych, które zamykały go w wieży z kości słoniowej jako estetę oderwanego od rzeczywistych komplikacji egzystencjalno‑politycznych. Autor Brzeziny, jak to wynika z edytorsko‑biograficznych dociekań Papieskiego, był życiowym realistą; co do tego po lekturze Oblicz Iwaszkiewicza nie powinniśmy mieć wątpliwości. Realizm iwaszkiewiczowski to coś więcej niż wierność faktycznym wypadkom, miejscom, personom; to takie odzwierciedlanie rzeczywistości, dzięki któremu każdy element splata się z niezliczoną ilością nitek wszelkich istnień i pojawień, zanurzonych w bycie historycznym i pozaczasowym. Jak mi się zdaje, Iwaszkiewiczowi była bliska wiara w to, że zachowana cząsteczka przeżytego czasu może stać się nasionkiem, z którego wyrośnie przed przyszłymi ludźmi coś, co da takie wyobrażenie o minionym istnieniu, które pozwoli im włączyć się w odwieczny nurt zdumień i pytań, fascynacji i przerażeń, uniesień i cierpień.

Pisarz wierzył, że sens życia polega na cierpliwym czekaniu, roztropnym działaniu oraz intensywnym doznawaniu wszelkich – zwyczajnych i niezwyczajnych – przejawów istnienia. Przeżywał przeszłość, by teraźniejszość czynić znośniejszą i kłaść efekty swojej aktywności pod duchowe podstawy przyszłości ze świadomością, że to wszystko jest możliwe w szeroko pojętym współdziałaniu, jeśli nawet towarzyszy mu dyskomfort różnic światopoglądowych czy moralnych. Byłoby zasadne mówić tu o wizji ludzkości bytującej i troszczącej się o siebie ponad urazami.

Książka Papieskiego składa się z dwóch części. Pierwszą wypełniają eseje, w których kwestie edytorsko‑biograficzne stanowią warstwę pretekstową do problemów historycznoliterackich, filozoficznych, egzystencjalnych, artystycznych oraz innych. Druga jest aneksem, na który składają się wydobyte z archiwum teksty Iwaszkiewicza oraz z nim bardziej lub mniej bezpośrednio związane (na ogół przetłumaczone przez Papieskiego z języka rosyjskiego). Eseje Papieskiego są skorelowane z aneksem. Nie ma tu mowy o zanudzaniu czytelnika kwestiami formalistycznymi. Iwaszkiewicziana są traktowane jako galeria zakodowanych oblicz pisarza; ich wielość potwierdza idące z tradycji antycznej przekonanie, że twórcza natura ma charakter proteuszowy. W mitologii greckiej Proteusz dysponuje darem przepowiadania i zdolnością do zmieniania się w różne postaci. Za przykład niech posłuży powtarzana przez Papieskiego obserwacja, że tajemnica niezwykle obszernej literatury epistolarnej Iwaszkiewicza polega na tym, że nadawca potrafił się niejako wcielać w adresata, a zatem przyjąć jego perspektywę i postawić się w jego położeniu. Korespondowanie opiera się na tym, że obie strony listowego dialogu coś łączy. Od archiwisty ze Stawiska dowiadujemy się, że między legendy trzeba włożyć opowieści o tym, jakoby Iwaszkiewicz pisał swoje utwory nieomalże bez skreśleń. Papieski odkrywa i porównuje wersje tekstów swojego bohatera, którego jest adwokatem. Funkcję tę spełnia przekonująco, bo posługuje się argumentami zebranymi w drobiazgowym śledztwie tekstowo‑historycznym. Świadectwa Iwaszkiewicza konfrontuje z równoległymi zapisami innych postaci uczestniczących w jego życiu. Wciąż pyta o to, jak było u źródeł, sprawdza, czy rzeczywiście pewne zdarzenia, decyzje, zachowania pisarza miały miejsce. Demistyfikowanie (poniekąd przygodne i które nie jest celem samym w sobie) służy Papieskiemu jako sposób dochodzenia do prawd i – by rzec zgodnie z tytułem książki – oblicz autora Muzyki wieczorem. Eseista słusznie założył, że zarówno w życiu, jak i w swoim pisarstwie Iwaszkiewicz dążył do tego, aby nic nie było dziełem przypadku. Choć przypomnijmy, że twórca wyznawał niedługo przed śmiercią, że uważa siebie za pisarza „instynktowego”. Kierowanie się twórczym instynktem w uprawianiu twórczości szło u niego w parze z posługiwaniem się na co dzień racjami rozumu i wytężoną pracą nie tylko na niwie czysto literackiej. Iwaszkiewicz, aby móc pisać oryginalnie, chłonął intensywnie i autentycznie istnienie, karmił się obecnością ludzi i rzeczy, sensualną plastycznością krajobrazów, muzyką, sztuką, lekturami, podróżami. Ten szczególny „wampiryzm” wprost i nie wprost zastanawia Papieskiego.

Na koniec wypada coś powiedzieć o tym, które „oblicza” Iwaszkiewicza są odsłaniane. Pretekstem do przedstawienia zmieniającego się stosunku autora Ogrodów do Stawiska (i Podkowy Leśnej), które z „raju” stało się „piekłem wygnania”, jest pozytywna uwaga Stefana Żeromskiego poczyniona w Snobizmie i postępie (1922) o dwóch prozaikach: Iwaszkiewiczu i Zygmuncie Bartkiewiczu. Ten drugi, choć jego książki stały się przypisem do historii literatury, mieszkał półtora kilometra od Stawiska (jego dworek, zwany „Zagrodą”, jest siedzibą Towarzystwa Przyjaciół Brwinowa i muzeum przechowującym pamiątki po pisarzu). Wywiedzione z noty Żeromskiego powiązania wiodą Papieskiego do motywu wzięcia na siebie cudzego grzechu i do utworów Konstantego I. Gałczyńskiego, Stanisława Dygata, Poli Gojawiczyńskiej, Bogdana Wojdowskiego zainspirowanych Podkową Leśną. Jestem pewny, że literackich odzwierciedleń miejscowości znajdziemy więcej, ale przecież Papieski snuje swoje eseje tak, aby nie zagadywać i nie wyczerpywać podjętego tematu; każdy zainteresowany tą czy inną kwestią będzie mógł ją podjąć, bo iwaszkiewiczowska aura dzieł zachęca do odświeżania refleksji i nowych dopowiedzeń, ale też ponawiania kwerend. W Dialogu o muzyce eseista mówi o odkrytej stosunkowo niedawno scence dramatycznej Iwaszkiewicza Aleksy, czyli rozmowy o Karolu Szymanowskim z 1927 roku. Z moich doraźnych poszukiwań wynika, że na przypomnienie czeka także publicystyka kulturalna między‑ i powojenna autora Książki moich wspomnień. Pasjonujące są również eseistyczne opowieści o literaturze epistolograficznej autorstwa Iwaszkiewicza i jego kochanych adresatów (np. Józefa Rajnfelda, Wiesława Kępińskiego, Wincentego Burka), o związkach z Italią, a zwłaszcza Sycylią, oraz z ważnymi w życiu pisarza, a mniej znanymi osobami (takimi jak Aleksander Landau czy Karol Lipiński). Potwierdzone tekstowo epizody biograficzne Iwaszkiewicza oświetlają ciemne i jasne ścieżki jego żywota oraz pisarstwa, genezę tekstów (np. Tataraku), niezrealizowane pomysły pisarskie (na powieść o królowej Bonie czy kryminał rozgrywający się w zakopiańskiej „Astorii”), znaczenie mitu dionizyjskiego, działalność społeczną (jak reportaż o wizycie u harcerzy we wsi Skrzynki) i redakcyjną (dotyczącą „Nowin Literackich” i poznańskiego „Życia Literackiego”), a wreszcie niektóre sekrety rozlicznych podróży (m.in. do Ameryki Południowej jesienią roku 1948). Książka zawiera też rzeczowe teksty o postrzeganiu Iwaszkiewicza przez Rosjan i Ukraińców. Ci, którzy myślą, że wschodni sąsiedzi uwielbiali autora Sławy i chwały, przekonają się, że jego recepcja w Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich nie była oczywista. Czy mogło być inaczej, skoro polski pisarz podczas pobytu w Moskwie na gorąco zanotował: „Oni [Rosjanie] nawet nie wyobrażają sobie, jak nasz sposób myślenia jest inny”. Papieski puentuje rozważania o tej kwestii: „Była Rosja dla Iwaszkiewicza wiecznym, przeklętym problemem”.

Dlaczego tak zasadniczą rolę w myśleniu o Iwaszkiewiczu odgrywa penetracja i rozszyfrowywanie życiowej materii? Jedną z możliwych odpowiedzi na to pytanie Papieski daje w refleksji nad Dziennikiem kijowskim autora Zmowy mężczyzn, który miał „instynkt kreowania przestrzeni literackiej”, posiadł umiejętność „natychmiastowego przeobrażania życia w sztukę, co skutkuje podjęciem misternej gry z samym sobą i czytelnikiem”. Co więcej, prozaika i poetę prowadziła intuicja, że „ludzkie życie ma znaczenie daleko wykraczające poza ściśle biograficzny sens”. W przemyśleniach jest precyzyjne i trafne porównanie właściwości twórczej „metody” Iwaszkiewicza i Gombrowicza: „O ile […] zabiegi autokreacyjne Gombrowicza są pochodną wirtuozerii pióra i następstwem myślenia spekulatywnego, o tyle w przypadku Iwaszkiewicza mamy do czynienia z procesem tak naturalnym jak oddychanie”.

Wagę książki Oblicza Iwaszkiewicza określa nie tylko ogrom iwaszkiewiczowskiej wiedzy tu zgromadzonej, lecz także to, że przeciwstawia się ona bezdusznemu akademizmowi literaturoznawczemu, humanistyce zakutej w formalizm, uwikłanej w procedury i zamykającej się przed tym, co nieprzewidywalne i nieodkryte. Papieski twierdzi słusznie: „Człowiek poznaje i wie całym sobą, dlatego wiernymi sojusznikami rozumu w zdobywaniu mądrości są intuicja, wyobraźnia, serce i ciało”. Z tomu wyłania się Jarosław Iwaszkiewicz jako towarzysz oczekujący na drodze poznania sztuki pięknego i okrutnego istnienia. Każdy jest powołany, by zostać bohaterem swego życia i czynić je wartością.

Robert Papieski: Oblicza Iwaszkiewicza.
Wydawnictwo Sedno,
Warszawa 2023, s. 504.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.