07-08/2024

Antoni Libera

Rozsławienie Ziemi Ulro

Najważniejszą eseistyczną książką Miłosza jest dla mnie Ziemia Ulro.

Po raz pierwszy czytałem ją w Paryżu, wiosną 1978 roku, wkrótce po jej ukazaniu się, i pamiętam, że chłonąłem ten tekst z zapartym tchem, jakby nie była to gęsta, naładowana erudycją rozprawa filozoficzna na temat Rozumu i Wiary, a zwłaszcza różnorodnych skutków „odczarowania świata”, do jakiego doprowadziła myśl Oświecenia, lecz – owszem – filozoficzna, niemniej powieść lub przynajmniej opowieść. Emanuel Swedenborg, William Blake, Adam Mickiewicz i Oskar Miłosz – główni pisarze interpretowani w tym dziele – tak są w nim omawiani i portretowani, jakby byli właśnie postaciami literackimi, a nie nawiedzonymi poetami lub myślicielami.

Miłosz mocą swej wiedzy i pomysłowości konstruuje nową konstelację – magiczny kwadrat czterech, znanych skądinąd (choć nie zawsze powszechnie) nazwisk, które jednak w takim zestawieniu czy połączeniu nabierają nowych znaczeń. I posługuje się tą figurą do rozważenia kluczowego dla nowożytnych czasów procesu, jakim jest stopniowy, lecz nieunikniony rozkład świadomości ustanowionej na wierze i wynikający stąd rozpad przestrzeni metafizycznej, w której ludzkość żyła od wieków.

Pytania zadawane przez Miłosza wydają się fundamentalne dla cywilizacji Zachodu. Są to pytania o prawomocność scjentyzmu jako metody poznawczej oraz o to, czy i w którym momencie (lub z jakiego powodu) obrana droga zaczęła prowadzić na manowce. Inaczej mówiąc: co spowodowało dewiację i czy była ona nieuchronna? Czy ubóstwienie Rozumu to tylko grzech pychy, „błędy i wypaczenia” wynikające z zawsze ułomnej praktyki, czy też nieuniknione przeznaczenie mylnie obranego szlaku? A jeśli tak, czy istnieje możliwość odwrotu? I co miałoby go warunkować?

Miłosz w imponujący sposób mitologizuje i uskrzydla pojęcia i formuły już istniejące. Kto przed opublikowaniem tej książki słyszał o Blake’owskiej Ziemi Ulro – smętnej krainie, zamieszkanej przez duchy wydziedziczone z Wyobraźni, czyli głównie przez uczonych‑scjentystów (zwłaszcza wyznawców fizyki Newtona)? Wąska garstka specjalistów od zagadkowego geniusza; zamknięty krąg filologów i religioznawców. Dziś hasło „Ziemia Ulro” jest znane i rozumiane bez porównania szerzej, poniekąd na równi ze słynnym tytułem T.S. Eliota Ziemia jałowa. I odwrotnie: któż nie znał zajeżdżonej na lekcjach polskiego Mickiewiczowskiej opozycji: „wiara i czucie” kontra „szkiełko i oko”? Tkwiła ona w umysłach ludzi jako wytarty frazes i fetysz. W świetle rzuconym na tę sprawę właśnie w Ziemi Ulro z pozoru prościutki dylemat Mickiewiczowskiej Romantyczności na nowo ujawnia głębię i staje się sztandarowym dylematem naszych czasów.

W kluczowym momencie swojego wywodu, w rozdziale 38, zaczynającym się od pamiętnych słów, które poeta miał w sobie usłyszeć: „Powodowany niejasną potrzebą, zapewne karania siebie i niszczenia tego, co kochasz, zebrałeś argumenty na rzecz naszego posłuszeństwa krainie Ulro. Nigdy potęga Ulro nie była bardziej jawna i nigdy jej wrogowie nie zostali tak poniżeni…”, autor – ku mojemu zdumieniu – przywołuje postać i twórczość Samuela Becketta i nazywa go „najuczciwszym pisarzem Zachodu”. Pozwolę sobie tutaj (z nieznacznymi skrótami) przytoczyć ten fragment, ponieważ wydaje mi się on niezwykle celny:

Cywilizacja odnajduje siebie w swoich wytworach i kto życzy sobie w jej esencję dzisiaj przeniknąć, niech zastanowi się nad jej pisarzem najuczciwszym, Samuelem Beckettem. […] Beckett, jak zresztą cała jemu współczesna literatura zachodnia, urbi et orbi ogłosił to, co jeszcze w XIX wieku znane było tylko nielicznym, co sarkastycznie wyrażał Nietzsche wołając do Europejczyków: – Cóż to, zabiliście Boga i myślicie, że ujdzie to wam bezkarnie? – Teraz w skali masowej nastąpiło uświadomienie sobie nowej sytuacji metafizycznej człowieka, którą określa, dużymi literami wypisane: NIE MA. Żadnego głosu przemawiającego ze wszechświata, żadnego zła i dobra, żadnego spełnienia oczekiwań i żadnego Królestwa. Osoba ludzka dumnie pokazująca na siebie palcem: „ja” też okazała się ułudą… Miłość okazała się ułudą, przyjaźń okazała się ułudą, bo żeby istniały, musi istnieć jakiś sposób porozumienia, a gdzież on, jeżeli język jest tylko bełkotem… W literaturze radykalizmowi naukowca [w rodzaju Jacques’a Monoda] odpowiada Beckett, którego dewiza zdaje się brzmieć: najgorsza prawda jest lepsza od najpiękniejszego kłamstwa. […]

Powtarzam: świadczące o wielkości Zachodu jest wyznanie zrobione przez człowieka samemu sobie, zawarte w jednowyrazowym tytule Becketta: Endgame [Końcówka]. Ten koniec zabawy to nie tylko śmierć jednostkowa, tę można znieść stoicko. To radykalne i bezlitosne stwierdzenie, że wyobraźnia ludzkości, tworząca w ciągu tysiącleci mity religijne, poematy, sny wykute w kamieniu, wizje malowane na drzewie i płótnie, rozczula nas swoją dziecinną wiarą, ale możemy tylko myśleć z nostalgią o darze na zawsze utraconym. […] Koniec zabawy to koniec literatury i sztuki, a jeżeli one zawsze towarzyszyły cywilizacji, to zarazem koniec cywilizacji. Trzeba uznać wielkość tam, gdzie – jak u Becketta – artyzm karmi się końcem wszelkiego artyzmu i Endgame podtrzymuje na krótko jeszcze jedną Endgame.


Miłosz miał ambiwalentny stosunek do Becketta. Z pewnością nie przepadał za jego radykalnym negatywizmem. Można powiedzieć, że miał do niego wręcz żal, iż odbiera mu resztki wiary w sens świata i zachwytu nad jego względną urodą. Tym mocniej jednak wybrzmiewa powyższa wypowiedź, w której nadaje mu miano „najuczciwszego pisarza Zachodu” i oddaje hołd jego bezkompromisowej postawie. Ziemia Ulro jest częściowym potwierdzeniem „apokaliptycznej” wizji Becketta. Trudno uznać, że heroiczna wiara Mickiewicza i Oskara Miłosza odwrócą mutację metafizyczną i zbawią świat od totalnego zwątpienia. Stoimy w przededniu samo‑przemiany człowieka, tyle że już nie naturalnej, na mocy praw biologicznych, lecz sztucznej, spowodowanej techniką.

Niektórzy uważają, że ów skok ewolucyjny drugiego stopnia czy też „nowej generacji”, choć bezprecedensowy, jest jednak w dalszym ciągu czymś normalnym, jako że technika, „wyrastając” z myśli człowieka, stanowi jego przedłużenie, a więc i przedłużenie samej Natury. Inni jednak obawiają się, że może to doprowadzić do nieodwracalnej degeneracji gatunku, a nawet do jego samozagłady. W każdym razie proces ten zaczął się w Blake’owskiej Ziemi Ulro.

Czesław Miłosz: Ziemia Ulro.
Przedmowa ks. Józef Sadzik.
Biblioteka „Kultury", t. 280.
Instytut Literacki,
Paryż 1977, s. 222.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.