W muzeum sztuki, gdzie rządzi wzrok,
rzeźby dla niewidomych.
Te same, do których widzący
nie mogą podchodzić zbyt blisko:
stopa wysunięta za czerwoną linię,
wścibianie nosa w pustkę
po antycznym nosie – i alarm.
Wolno tylko patrzeć, aż się zmienisz
w kamienne gałki oczne na szypułkach
wydłubane z marmurowej greckiej głowy.
Ślepi oglądają je palcami.
Dotykają szramy
na brzuchu cykladzkiej dziewczyny,
walki smoków na odwrocie
koreańskiego lustra.
Co powstało tysiąc lat przed naszą erą,
lepią na nowo, mówią: kubek, dzban
i napełniają winem.
Uwolnione z gablot sznury paciorków-monet
stukają im w rękach o zyskach i stratach.
O szemranych transakcjach. Kołatka
oddaje im swój ciężar,
przypomina sobie drzwi.
Spróbuj je otworzyć po omacku –