O późnej porze życie klei się do ciebie
w kształcie, którego nie zdołasz odgadnąć nawet wtedy,
gdy w samym sobie otworzysz wszystkie okna,
na skórze umościło się światło, nie dając
spokoju: najjaśniejszy rzep psiego ogona,
podfruwa zapach knajpek i szumi ulica
kaskadą aut, wpadają do morza parkingów,
do oceanu codziennych spraw, małych i większych
biznesów, słońce to bowiem płonąca moneta.
Potrzebny dobry ślusarz do otwarcia duszy!
Wszelkie narzędzia i troska tracą na znaczeniu,
gdy cały świat się staje tak bezużyteczny,
że pierwszy lepszy motyl siedzący na tronie
kwiatowym zaprowadza ład w kosmosie.
Czy to nie tak, że dotyk jako zmysł istnieje,
abyśmy mieli zawsze podskórną percepcję
kondycji swego ciała, które konspiruje
w komórkach wywiadowczych przeciwko szpiegowskim
operacjom kostuchy w białych rękawiczkach?
Dlatego serce bije na alarm, a wszystkie
organy rozpytują o każdy jej adres.
Szumiące wodospady zaczynasz nazywać
wodnymi kuzynami, możesz się wyżalić
powietrzu. Ono zawsze przytuli twój oddech.