Stary poeta to postać, jaką doskonale znamy z późnej twórczości Jarosława Iwaszkiewicza, z tak właśnie zatytułowanego wiersza Stary poeta, zamieszczonego w wydanym w 1977 roku tomie Mapa pogody. Iwaszkiewicz to dla Rymkiewicza pisarz wyjątkowo ważny. Nie sposób nie przypomnieć w tym miejscu, że był jednym z pozytywnych bohaterów tytułowego manifestu książki Czym jest klasycyzm z 1967 roku, a na zakończenie wydanego w roku 1993 tomu Moje dzieło pośmiertne przyszły autor Metempsychozy opublikował poświęcony pamięci autora Ciemnych ścieżek, pisany trzynastozgłoskowcem wiersz Od kolejki w Podkowie, kończący się znamiennym dystychem: „Byliśmy kiedyś piękni albo tylko ładni / Jeśli chcesz to mi popraw ten tam mój błąd w składni”. Całkiem niedawno, bo w ogłoszonym w roku 2015 zbiorze Koniec maja w zdziczałym ogrodzie, Iwaszkiewicz został przez Rymkiewicza przywołany dwa razy. Raz w wierszu Lechoń opatrzonym mottem z ironicznego wiersza Kraków, ogłoszonego w wydanym po śmierci Iwaszkiewicza tomiku Muzyka wieczorem: „Niusia mnie list Lechonia, książęcia Polaków”. Drugi raz w wierszu Rok 1918 – początek gatunku jako bohater dość dwuznacznej w wymowie anegdoty, którą Rymkiewicz przytacza zresztą w stosownym przypisie. Nie bawiąc się w subtelności: scena, jaka rozegrała się tamtego roku w kawiarni Pod Pikadorem w Warszawie, dowodzi tego, że Lechoń i Słonimski traktowali Iwaszkiewicza niczym niezbyt rozgarniętego prowincjusza: „A kiedyś już przyjechał, no to dalej, żywo, / My będziemy tu gadać, a ty skocz po piwo”. Że tak właśnie był traktowany, Iwaszkiewicz rzecz jasna miał pełną świadomość. W wydanych w 1993 roku wspomnieniowych Marginaliach (spisanych à propos wydanej w 1962 roku pod redakcją Seweryna Pollaka i Ryszarda Matuszewskiego antologii Poezja polska 1914−1939), konkretnie w poświęconej sobie samemu nocie wyznał wręcz: „Zawsze byłem ten gorszy skamandryta, dopuszczany – że tak powiem – do tego lepszego towarzystwa. Oczywiście nie byłem tak dowcipny jak Lechoń czy Słonimski, ani tak wyszczekany jak Tuwim, Kazio był też ćwok – a jednak on był lepszy ode mnie. A gdy jeszcze Antoni puścił kawał, że ja mam Londyn w głowie (to znaczy tuman) – to już rzeczywiście stałem się nieomal pośmiewiskiem. Opierając się na opinii moich przyjaciół, Peiper drukował w «Zwrotnicy» dosłownie: Iwaszkiewicz – idiota”.
Nie ulega wątpliwości, że duch Iwaszkiewicza, który – przypominam na wszelki wypadek – jako poeta zadebiutował w roku 1919 cyklem wierszy pod tytułem Oktostychy, patronuje Metempsychozie, podobnie zresztą jak patronował Końcowi lata w zdziczałym ogrodzie. Wszak obydwa zbiory wierszy Rymkiewicza to właśnie oktostychy. Ale czy stary poeta pojawiający się we własnej osobie w zbiorze Metempsychoza, a ściślej w wierszu Kawałki mego ciała, to Iwaszkiewicz, głowy nie daję. Podobnie jak nie jestem pewien, czy pisząc wiersz Ach Jarosławie proszę, Rymkiewicz miał na myśli swojego imiennika, czy jednak siebie samego:
Do Iwaszkiewicza ponad wszelką wątpliwość, bo przywołanego z nazwiska, nawiązuje za to Rymkiewicz w Wachlarzu panny Mallarmé, który to wachlarz został przez autora Xenii i elegii opisany w – zadedykowanym Jerzemu Lisowskiemu, gwoli ścisłości – wierszu Ubieralnia, zamieszczonym w tomiku Muzyka wieczorem, wydanym w 1980 roku, kilka miesięcy po śmierci Starego Poety.
Oczywiście, pisząc o związkach Rymkiewicza z Iwaszkiewiczem, nie można nie przypomnieć o jego związkach ze wspomnianym Słonimskim. W Metempsychozie zamieścił poeta wiersz Antoni idzie z Janką, a w przypisie odnotowuje, że w tomie Thema regium z 1978 roku pomieścił wiersz Pamięci Janiny i Antoniego Słonimskich. Tyle tylko, że ów wiersz w Thema regium – to już dodaję od siebie – pozbawiony był tytułu i zaczynał się incipitem: „Patrz! Janka i Antoni idą Alejami”, a pod tytułem Pamięci Janiny i Antoniego Słonimskich opublikowany został w roku 2003 w tomie Cicho ciszej. Wybrane wiersze z lat 1963−2002. „Patrz! Janka i Antoni idą Alejami / Patrz! i coś mówią do nas jakby nie umarli” – czytamy w nagłosie starego wiersza; „Antoni idzie z Janką – jednak nie umarli” – czytamy w nagłosie wiersza nowego. Akcja liryczna wierszy Rymkiewicza zazwyczaj rozgrywa się na granicy życia i śmierci, pomiędzy tym, co jest, a tym, co już nie jest; pomiędzy tym, co było, a tym, co będzie czy może raczej – nie będzie.
Nie ulega wątpliwości, że poezja tego autora jest głęboko osadzona w tradycji poetyckiej zarówno polskiej, jak i europejskiej oraz światowej, ale także w historii, filozofii i historii filozofii. Poeta nieustannie wraca do raz podjętych tematów i zagadnień; jako stary poeta wraca do poetów, którymi fascynował się jako młody poeta. Dla pouczającego przykładu… W Metempsychozie pomieścił Rymkiewicz wiersz Daniel Naborowski umiera w Wilnie w roku 1640, mottem z Naborowskiego opatrzył wspomniane Kawałki z mego ciała, a w Posągu posłużył się zapożyczonym od tego barokowego poety przymiotnikiem „oceański”. I jak tu nie wrócić do Wierszy Daniela Naborowskiego sławnego swego czasu poety z Metafizyki, do Róży oddanej Danielowi Naborowskiemu z tomu Co to jest drozd, wreszcie do oktostychu Daniel Naborowski płynie do Lizbony w roku 1614. Jakby komu było mało, niech wróci jeszcze do zbioru manifestów Czym jest klasycyzm, a spotka się tam z Naborowskim nie tylko w szkicu zatytułowanym nomen omen Naborowski, ale także w innych, Idiom poety czy O jedności czasu.
W poszczególnych utworach składających się na Metempsychozę spotykamy ponadto – bezpośrednio lub pośrednio – Adama Mickiewicza i Marylę, Juliusza Słowackiego i Beniowskiego, Bolesława Leśmiana oraz zmarłego w roku 2015 Feliksa Netza, poetę, prozaika i tłumacza, a także Woltera i Fryderyka Nietzschego. Każdy z nich nie raz i nie dwa pojawił się w twórczości Rymkiewicza już wcześniej. Co ciekawe, mamy w tym zbiorku wiersz Słowacki metempsychiczny, a ponadto Metempsychiczny wierszyk dla kota Szaraka, ale aby wiersze te rozbłysły pełnym światłem, musimy znów wrócić do wierszy Metempsychoza oraz Teoria wiecznego powrotu (Metempsychoza 2), jakie ukazały się w Końcu lata w zdziczałym ogrodzie.
Wertuję wcześniejsze tomy Rymkiewicza. Poetów i filozofów w nich bez liku; W Metafizyce: Dante, Zbigniew Morsztyn i Rimbaud, w Anatomii: Wergili, Samuel Twardowski, Osip Mandelsztam, Andrzej Trzebiński, ponadto Parmenides i Heraklit, w Co to jest drozd ksiądz Józef Baka, który obok Heideggera pojawia się w Thema regium; w Moim dziele pośmiertnym – Szarzyński, Morsztyn oraz Platon, w Znaku niejasnym, baśni półżywej – Husserl; Pascal i znów Mandelsztam, a ponadto gruzińscy poeci Tabidze i Miciszwili w Zachodzie słońca w Milanówku; Mandelsztam ponownie w Do widzenia gawrony, gdzie także Achmatowa i Wittgenstein oraz Heraklit, w Pastuszku Chełmońskiego – Homer, Fet, Baudelaire, a w Końcu lata w zdziczałym ogrodzie – Mallarmé, Staff, Tetmajer. Ale to nie wszystko, bo uważna lektura Metempsychozy uzmysławia, że coraz większą rolę w świecie poetyckim Rymkiewicza odgrywa muzyka. Słyszymy tu, a raczej słuchamy razem z poetą, Haydna, Brahmsa, Liszta, Skriabina, Strawińskiego, ale także Arriagi i Piazzoli. Ale przede wszystkim Mozarta, którego dzieła zresztą rozbrzmiewają bodaj we wszystkich tomach poety. Co znamienne, słyszymy wszystkich tych kompozytorów nie tak w ogóle, lecz konkretne ich utwory, bywa, że nawet w konkretnych wykonaniach. A przecież przed chwilą, czyli w Końcu lata w zdziczałym ogrodzie, słuchaliśmy razem z poetą Händla, Pucciniego, Debussy’ego, Schumanna, w Pastuszku Chełmońskiego Beethovena, Chopina, Bartóka. A jeszcze we wcześniejszych zbiorach Schuberta, Mendelssohna-Bartoldy’ego, Dworzaka, Szostakowicza, Prokofiewa, Mahlera, Schnittkego, Saint-Saënsa. Tak, muzyka w poezji Rymkiewicza to temat na osobną, obszerną i zapewne pasjonującą rozprawę.
Świat opisany w tych wierszach to także, może nawet nade wszystko świat kotów, które w domu i w ogrodzie poety są u siebie. Gdzieś przemyka „kot zgłodniały”, „martwa Psotka po raz drugi kona” (Ktoś drapie do drzwi), poecie „Śni się Filek” wyznający: „Sam sobie jestem teraz i żaglem, i sterem” i dopytujący: „A ty tutaj po jaką męczysz się cholerę” (Kot Filemon), a w zamykającym książkę Metempsychicznym wierszyku dla kota Szaraka, opatrzonym mottem z Mickiewicza: „Pani Jesień przyszła do kota / – Wstawaj kocie jest dla ciebie robota”, ale kot – jak to kot – nie daje za wygraną, przekomarza się: „– Ta robota to gdzie i za ile / Daj mi jeszcze pospać przez chwilę”, a za chwilę pewnie ruszy swoją drogą, pobiegnie własną ścieżką w tylko sobie znane rejony.
Światem natury opisanej w dwu zbiorach oktostychów rządzi czerń, ale także ciemność i szarość. Ale czerń rządziła tym światem już wcześniej. Już w inicjalnym wersie pierwszego wiersza tomu Pastuszek Chełmońskiego – opatrzonym mottem z Iliady Homera, co nie bez znaczenia – pojawia się słowo ciemność, z którym zostało zrymowane słowo daremność. W wygłosie tego wiersza, zatytułowanego Wtedy Atena, mowa zaś o „daremności losu” i ta poetycka konstatacja towarzyszyła mojej lekturze każdego następnego zamieszczonego w tej książce utworu. Mowa w nich o „ciemności istnienia”, o „ciemnym bóstwie”, o „podziemnych ciemnościach”, o „głosie ciemności”, wreszcie o „ciemnych powieściach” i „ciemnej sile moich piosnek”. Przymiotnikowi ciemny wtóruje przymiotnik czarny. A zatem: „czarna słoma”, „czarny welon”, „czarny kamień”, „czarne suki” (milicyjne bądź policyjne), „czarny jedwab”, „czarny język”, „czarne stada”, czarne skrzydła”, „czarne pióra”, wreszcie najsugestywniejsze: „czarne oceany”, „czarna otchłań” i „czarna krew”. Ten ostatni obraz został przywołany w kilku wierszach Pastuszka Chełmońskiego, w Dzikim zapachu majowym, Ostatniej piosence nihilisty, Powtórnym przyjściu.
Nie inaczej w Końcu lata w zdziczałym ogrodzie. Zasadniczą rolę odgrywają tu przymiotniki czarny i ciemny, a ponadto krwawy. Nad światem unoszą się „czarne skrzydła” (Upiorzyca tatrzańska), a nawet „czarne zakrwawione chmury”, zresztą „Krew jest wszędzie Krew kapie na polskie sztandary” (Pogrzeb generała Jaruzelskiego), przed nami „cała przyszłość jest teraz zakrwawioną ścianą” (Pled w kratkę), a za nami „ciemna przeszłość imperium” (Chan słucha Mozarta). W trakcie lektury poszczególnych wierszy wynotowuję tak charakterystyczne obrazy i metafory, jak „noc ciemna”, „czarny wieniec”, „czarny orzeł”, „czarne zwierzę”, „czarne łoże”, „czarny ocean”, „czarny port”, „czarny Paryż”, ponadto „słońce w zakrwawionych chmurach”, „słońce wschodzi jak krwawiąca głowa”, „krwawa gwiazda wschodzi” i jeszcze „widmowe mięso na krwawe kotlety”. Obrazowanie poety jest gęste, nieustannie się intensyfikuje, rozrasta się z wiersza na wiersz, lecz poeta panuje nad nim niezawodnie. Poezja to jego gospodarstwo.
Nie inaczej w Metempsychozie: „czarna skorupa”, „czarne żagle”, a jeśli „białe żagle”, to za to „płyną w mroku”, ponadto „czarne osy”, „czarna krew”, „czarne młyny”, „czarne jeziora”, „całuny szare”, „mgła szaroniebieska”, „oczy szare”, „coś ciemnego”. „Ciemność tańczy w ciemności ciemność cię obraca” – mówi poeta do siebie w wierszu Mefisto walc, a w Ślepym poecie – dodaje: „Ciemność jest ślepa – jak ja jak poezja”. Słuchając 23. Koncertu Fortepianowego Wolfganga Amadeusza trzyma egzemplarz Odysei Homera, akurat „Otwarty tam gdzie podróż w ciemność się zaczyna” (Adagio Mozarta).
Podmiot Metempsychozy znajduje się pomiędzy, w każdej chwili pomiędzy, cały jego świat wydaje się być pomiędzy: jest pomiędzy i porusza się pomiędzy, jak w wierszu Porteño:
Cóż, „Trochę jest się na górze a trochę na dole”, twierdzi poeta w Kawałkach mego ciała, a w Śnił mi się Arriaga: „Ocean spadał potem znów wzbijał się w górę”; natomiast w Pokrzywach na wiosnę przepowiada sobie: „Trochę umarły trochę jesteś żywy” i jeszcze w Modraszku: „Skąd idzie nie wiadomo i dokąd odchodzi”. Ba, nawet diabeł w tym świecie jest, a jakby go nie było, jest i nie jest: „To skoczy to zatańczy – to jest a to znika” (L’Histoire du soldat – ragtime), upiór zaś „W czterech deskach półpiaszczysty półtrumienny” (Upiór – pierwsza piosenka zaniemeńska); na dodatek „Świat we łzach tonie – nie wie – jest martwy czy żywy?” (Świat we łzach tonie). Wiek znaczy tutaj tyle co chwila (Patrzy w gaiku – druga piosenka zaniemeńska), a zatem „Jedną chwilę i lat tysiąc będziesz spała” (Kołysanka), tymczasem sam poeta zawieszony między pytaniem a odpowiedzią (Brahms – kwintet na klarnet i smyczki h-moll op. 115) i jakby tego było mało: „Prawy but mam za ciasny, w lewym stoi woda” (Jesienny wieczór na cmentarzu), „Wprzód szybko potem wolniej” (Mefisto walc). Nic nie jest ani pewne, ani oczywiste. Wszak „Nie wiadomo kto umarł a kto jeszcze żyje” (Daniel Naborowski umiera w Wilnie w roku 1640), wiadomo tylko, że nie wiadomo: „Ktoś mnie zawsze prowadził – nie wiem czyja ręka” (Papa Haydn – adagio cantabile). Wiadomo tylko tyle, ile nie wiadomo.
To się tylko tak mówi: wiemy tyle, ile nie wiemy. A jednak nie ma innej wiedzy ponad stwierdzenie niewiedzy. Pozostaje tylko nadzieja, bo właśnie o nadziei mówi Jarosław Marek Rymkiewicz, opowiadając nam swój sen ze zmarłym Feliksem Netzem w roli głównej:
Czy to nie Jarosław Marek Rymkiewicz przełożył sztukę Calderona de la Barki Życie jest snem? Życie, śmierć, wszystko. Żyjemy we śnie, umieramy we śnie.