Znikłeś w tłumie i kurzu, więc podnieś dłoń w biegu
na znak, że bierzesz udział. Na dziś tyle trzeba,
liście opadłe depczesz, one cię ustrzegą
przed niebem w matniach kałuż. Już się nie spodziewaj,
że chór chrypłych oddechów cokolwiek zaśpiewa,
że będzie jakaś meta i fiesta za metą.
Wystarczy, że się skłonią ponad wami drzewa
I szmaty po rynsztokach deszczówką nacieką.
Ktoś się schylił i podniósł proroczy transparent.
Ktoś chorągiew odkopnął nazbyt ostrej barwy.
Nieważne, w pięść zaciśnij tych starych słów parę.
Trzymaj, złap ciszę w płuca i chodu do bramy.
Możesz mokrą samotność zapiąć jak czamarę.
I przeczekać epokę. Znak został ci dany.