05/2022

Jan Tulik

Siódmy palec anioła

Bał się od urodzenia. Nad kołyską stał starszy brat Edek i piszczał. Gdy Boluś się rozryczał, matka waliła Edka ścierką. Przeważnie trafiała go w głowę tak, że mokra ścierka, wyjęta prosto z cebrzyka, owijała się wokół jego głowy i rąbek wpadał mu do ust. Wtedy Edek czmychał wściekły z domu, ale gdy płacz Bolka odleciał hen i matka mamrotała godzinki nad kuchenną blachą, Edek wracał i pluł na Bolka, wypluwał na niego mokre brudy ze ściery, której róg utkwił w jego gębie, jakby się mścił. Stawał w głowach i spluwał na jego przymknięte oczy. Gdy się budził i krzywił gębę do ryku, Edek krył się za zatyłek kołyski w głowach i czekał. Po chwili wyskakiwał jak odpustowy diabełek na sprężynce i wył, wprost ryczał jak zarzynane po partacku bydlę. A już wtedy zwykle matka nie nadążała z mokrą ścierą i rudemu Edkowi się upiekało. To przez to straszenie Boluś zrywał się po nocach, zrywał się i za dnia, gdy tylko coś stuknęło, nawet gdy matce wypadł z ręki choćby obierany ziemniak.

Tak więc Boluś był strachliwy od małego. Gdy już stał się Bolkiem, uważnie słuchał wszelkich opowieści o marach, mamunach, duchach. I był to czas, kiedy rudy Edek owijał się w prześcieradła o zmierzchu, właził do szafy, a gdy Boluś, już umyty, leżał w swoim większym łóżku, rudy łeb Edka świecił bielą prześcieradła i chrapliwym pomrukiem „du-chy-duchy-duchy” wyrywał z półsnu swego braciszka. Kiedyś ojciec przyłapał Edka przygłupa na takim straszeniu. Nagle wszedł do pokoju po portfel, który stale spoczywał w kieszeni płaszcza w szafie, i o mało nie pękło jego serce. Otworzył z całym rozmachem drzwi szafy fornirowanej orzechem i wypuścił z ręki szklaną lufkę z żarzącym się papierosem. Lufka wypadła z brzękiem i rozbiła się w drobny mak i zanim ojciec schylił się po ten żarzący się ciuk, ze strachu walnął czołem w białe czoło Edka, który chciał wyskoczyć spomiędzy ubrań. Ojciec odzyskał równowagę i rezon, w ostatnim momencie, na progu, dopadł swego pierworodnego, złapał biel prześcieradła w miejscu, gdzie drapował się kształt szyi.

– Jezu, Maryjo, Matko przenajświętsza – zaśpiewała na najwyższej oktawie matka; to była melorecytacja na górnym C, koloratura. – Franiu, ukręcisz mu łeb, Franiu, Jezus, Maryja, Franiu to nic, że rudy, on twój, na rany Jezusa twój, puść go, Jezu, Maryja, Matko Przenajświętsza.

I ten spektakl Boluś pamięta do dziś. Musi pamiętać. Bo wrzeszczał wtedy jeszcze głośniej, był przestraszony śmiertelnie, wrzeszczał głośniej niż matka, ale słyszał i tak ten jej wrzask. Wrzeszczał, bo był przekonany, że to właśnie najprawdziwszy duch ciągnie ojca za próg, w ciemną już noc, w lasy i pola. Tak jak miało być w opowieściach babki Karolki i ciotki Staszki.

A kiedy Bolesław kończył podstawówkę, kiedy każdego ranka służył do mszy i przystępował do komunii, dziękował Bogu za natchnienie, którym Bóg obdarzył jego ojców, że ochrzcili go właśnie Bolesław. Z Bolcia śmiali się w pierwszej, drugiej klasie, ale teraz pani od historii wykładała o historii Polski i że pierwszym królem był Bolesław Chrobry – Jezu, teraz pani uniosła jego podbródek wyżej kołnierzyka, zapadnięta, zamknięta między ramionami głowa wyrastała, garb spadał po kręgosłupie tak, że pomnażał pośladki.

Trudno się dziwić – wspomina do dziś Bolesław – sama pani podkreślała: Bolesław, chrobry – czyli dzielny; Bolesław, piękne historyczne imię, jakie nosi wasz dzielny Bolesław Panek. Boluś, wstań, mój Chrobry. I Boluś wstał. Ale to już był nie Boluś, ale Bolesław. I tak już pozostało.

Bolesław był na tyle chrobry, że już mniej bał się duchów. Myślał o nich jak sam katecheta – że to ludzka wieczność, człowiek może się bać drugiego człowieka, ale nie ducha, który zresztą obcuje z panem Bogiem w niebiesiech. Chyba że… Właśnie to chyba było piekielnie parzące, spędzało krew z policzków. Bo przecież nie dało się wykluczyć, że ludzka dusza mogła trafić do piekieł, a tam już mogła być przerobiona na sługę Lucypera.

Dlatego dzielny Bolesław nie bał się już duchów, przynajmniej za dnia, tak do pierwszej gwiazdy. Ale panicznie umykał przed diabłem. Przed możliwością napotkania go. Lecz zarazem pilnie słuchał opowieści o diabłach. Nieraz pytał babkę o to samo wydarzenie dwa, trzy razy z rzędu, albo podstępnie pytał o jakiś szczegół po jakimś czasie, sprawdzał, czy babka czegoś nie zmyśla, czy się nie myli. Jeśli mówiła o swym mężu, a jego dziadku, który spotkał diabła na wierzbie ostrzącego piłę, to on chciał wiedzieć, czy to na pewno był diabeł, i czy kazał dziadkowi zzuć buty i dziadek spod miasta wrócił boso w sam dzień Trzech Króli, w trzaskający rano mróz. – A miało być, że w Nowy Rok – podpuszczał Boluś babkę, a ta rozsierdzona podnosiła głos: – Jak powiadam, gówniarzu, że w Trzech Króli to w Trzech Króli! Na Nowy Rok tamtego roku był w domu. Jak wrócił z kościoła, tak pili do nocy z wujkiem Karasiem.

Więc Bolesław był pewien, że opowieści babki są także pewne. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie przekonanie wyssane z mlekiem tych bajań o przemianach… Otóż diabeł mógł przybierać różne formy. Mógł na przykład przemienić się w wilka. Albo w owcę. Podchodzisz do owieczki zaplątanej w cierniowym krzaku, jak na obrazku wetkniętym między kartki książeczki do pierwszej komunii, gdzie Jezus uwalnia owieczkę zaplątaną w ciernie, a tu cap!, z owieczki robi się wilczysko jak koń, błyskawica w twoich oczach to białe jak noc na biegunie kły. Idziesz w biały dzień spokojnie przez spokojne pola, widzisz sarenkę, próbujesz ją podejść, już, już stajesz koło jej kakaowego boku, już przeglądasz się w jej łagodnych, melancholijnych oczach, dziwisz się cudowi – bo sarenka nie tylko nie ucieka, ale wprost uśmiecha się do ciebie. Normalnie, ludzkim głosem przemawia, czujesz pod sercem jej uśmiech. I wpatrujesz się w te jej cudowne brązowo-śliwkowe źrenice, zależy jak łeb przechyli pod słońce, i widzisz swoje zdziwienie jak w lustrze. Dziwisz się, że widzisz swoje zdziwienie! I dziwisz się, że wcześniej nie było ci dane dziwić się wyrastającym ci z głowy rogom! Takim diabelskim różkom, wymulającym, wypychającym nad oczyma skórę, porośniętą płowym włosem.

[…]

[Ciąg dalszy w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.