Słowa nie mają zbyt wielkiej mocy sprawczej, mogą nas na chwilę zabawić, pochłonąć, lecz stają bezradne wobec ostateczności, np. ziemi, w której prędzej czy później spocznie twórca nawet najdłuższych słów i zdań. W tej ziemi spoczął, jak wynika z wiersza, nie tylko poeta (z całym bagażem niepotrzebnych już słów), lecz również ksiądz. Dąbrowski, uznawany za poetę religijnego, w wielu miejscach wikła ową religijność w następną paradoksalność. Podsumujmy pierwszą: jeden z najbardziej „reporterskich” i realistycznych twórców po całym szeregu obrazków z najbliższego otoczenia i dalszego świata podkreśla ich niepewną ontologię, zanurzenie w słowie niegwarantującym żadnej konsekwentnej pewności. Nie wiemy, czy tak było i po co było. Pokrzepiające pointy budowane są warunkowo i jakby na słowo honoru. Podobnie z religijnością. Określanie jej mianem „negatywnej”, budowanej z zaprzeczeń, byłoby przesadą, ale coś jest na rzeczy. Jeden z najbardziej wyrazistych obrazów tomu pokazuje niepełność Boga, podkreśla jego kalectwo. Pobrzmiewa w tym obrazie gnostyckie mniemanie o powinnościach człowieka dopełniającego swoim ludzkim wysiłkiem transcendentalny wymiar bóstwa.
Chłopiec bawi się rękawem kurtki. Owija
go sobie wokół szyi, przykłada do twarzy,
kładzie na ramieniu. Zagląda w niego jak
w lunetę. Próbuje go nadmuchać. Chłopiec
bawi się rękawem kurtki swojego bezrękiego
ojca. Wyglądają jak ja i mój Bóg.
Cóż ten chłopiec wyprawia z rękawem, pustką po Bogu, ileż jej przydaje znaczeń, ożywia na różne sposoby, żeby tylko udowodnić światu, że tam coś jest, i żeby zadać kłam nasuwającej się obserwacji, że oto między tym konkretnym człowiekiem a jego Bogiem stoi pustka. Znów Dąbrowski wychodzi poza plotki na temat jego rzekomej czytankowej prostoty. Nie jest ani prosty, ani dosłownie realistyczny, ani też, jak widzimy, nieskazitelnie ewangeliczny.
Światu spodobały się te jego nieoczywistości i wątpliwości, liczbą tłumaczeń bije wielu swoich rówieśników. Widocznie nie mieli szczęścia w sprytnej promocji albo też nie znaleźli języka, który tak umiejętnie trafiałby do przekonania i zrozumienia odbiorcy – kogoś oczytanego i inteligentnego, lecz niekoniecznie gustującego w hermetycznych łamigłówkach. W każdym pokoleniu rodzi się poeta wysoce zadowalający tych „pomiędzy”, na przykład pomiędzy odchodzącym do lamusa skostniałym modelem wrażliwości, a tym nadto pędzącym do przodu, gubiącym po drodze aktualną zrozumiałość. Nie dziwi więc wpis (być może ostatni w życiu tego poety blurb) Adama Zagajewskiego na ostatniej stronie okładki Scrabbli: „Dlaczego lubimy wiersze Tadeusza Dąbrowskiego? Lubimy jego wiersze, ponieważ są niezmiernie konkretne. Dlaczego podobają nam się wiersze bardzo konkretne? Podobają nam się, ponieważ w ich percepcji uczestniczą wszystkie władze umysłu”.
O nadmiarze słów pisze się tak:
Niebezpiecznie jest znać
zbyt wiele słów.
Każde z nich ma swoją
drugą stronę, która
ma także drugą stronę
i tak w nieskończoność.
Lustrzany gabinet słów.
Smutna strona radości
i smutna strona smutku.
Słowa z uszami
do wewnątrz.
Świat pokryty szczelnie
panelami słów
przeraża.
Nie wiesz, co się dzieje
za ścianą lub pod podłogą.
Dlatego śmiem twierdzić, że Scrabble to zbiór w dorobku Dąbrowskiego wyjątkowy, mocno godzący w powszechną o tej poezji opinię. Przeczytawszy tę książkę, nie mogę się zgodzić z błyskotliwą (ale już niewystarczającą i nieadekwatną) wypowiedzią Pawła Próchniaka (Rachunek strat. Poezja – krytyka – lektura, Kraków 2016, s. 99): „Persona wierszy Dąbrowskiego to trzeźwy, nieco zgryźliwy, ironista – kieszonkowy Eklezjasta, Kohelet komarów. Ale też znudzony swoją rolą urzędnik od wierszy, wieczny stypendysta poezji, umęczony niekończącą się podróżą donikąd. Zmieniają się miejsca, łóżka, kobiety, ale w istocie nic się nie zmienia, wszędzie jest tak samo”. Zmieniło się wiele, a przede wszystkim udało się określić swoje miejsce na ziemi. Bo jednak nie wszędzie jest tak samo. Ta „podróż donikąd” w świetle ostatnich wierszy Dąbrowskiego znalazła swój cel, na nowo określiła wartości i wszystkie podróżne zdobycze obróciła w coś trwałego. Na tym już można budować.