Wiersz został zapisany na ostatniej, czystej stronie niewielkiego tomiku poetyckiego Andrzeja Partuma i opatrzony datą – 14 kwietnia 1965 roku1. Opis katalogowy tomu zawiera informację, że w książce jest rękopis wiersza Iwaszkiewicza, nie doszło jednak do jego publikacji. Nie został też nigdy włączony do żadnego wydanego zbioru. Dziś, w 130. rocznicę urodzin Jarosława Iwaszkiewicza, przyszedł czas, aby zaczął funkcjonować jako jego nowy wiersz.
Potencjalnie Iwaszkiewicz mógł go włączyć do tomu poetyckiego Krągły rok (1967) czy do tomu Mapa pogody (1977). Ich klimat jest mu najbliższy. Pasowałby również do tomów Xenie i elegie (1970), Śpiewnik włoski (1974) czy Album tatrzańskie (1976). Czy więc autor istotnie o nim zapomniał, a może uznał za niegodny publikacji? To ostatnie wydaje się mało prawdopodobne.
Mniej dziwi, że nie ma go w pośmiertnie opracowanym tomie poetyckim Muzyka wieczorem (1980) ani w książce Zbigniewa Chojnowskiego Poetycka wiara Jarosława Iwaszkiewicza (1999), w której znajdują się utwory rozproszone z archiwum rękopiśmiennego poety. Do wiersza nie miał również dostępu Piotr Mitzner, który w tomie Sprawy osobiste (2010) zebrał wiersze rozproszone Iwaszkiewicza.
Tom wierszy Andrzeja Partuma nie funkcjonował w obiegu księgarskim, autor opublikował go własnym sumptem. Iwaszkiewicz prawdopodobnie otrzymał go w prezencie. A ponieważ już go miał, to może zechciał wykorzystać „czystą” stronę do napisania własnego wiersza, a potem zarówno o książce, jak i o napisanym wierszu zapomniał. Najbliższa jest mi taka właśnie hipoteza.
O Kalniku wspominał wielokrotnie. W Książce moich wspomnień pisał, że „majątek” był zubożały, a dom niezwykle skromny w swej formie, niezamożny, choć nie ubogi. Ojciec był buchalterem w miejscowej cukrowni, matka dorabiała pracą w gospodarstwie. Te skromne środki pozwalały na rzecz dla nich ważną – na kształcenie dzieci. „To stare domostwo, niskie i o grubych murach, było zaczarowanym pałacem mego dzieciństwa. Wydawało mi się ogromne i miejscami tajemnicze”.
Również w Ogrodach opisywał dom, jego topografię, pisał o piwoniach w ogrodzie, starych gruszach, a także o „olbrzymich krzakach słodkiego agrestu”. „Były tak wielkie jak krzaki bzu, no, może trochę mniejsze, i także bardzo wcześnie zaczynały się pokrywać zieloną mgiełką listków”. Wspominał, że ogrodzenie było z chrustu plecionego w deseń. To miejsce znajdowało się pomiędzy krzakami a polanką, na której wymurowano piecyk do smażenia konfitur (zapach rozpalonej blachy, drzewa, przypalonych syropów i szumowin!). Mama spędzała tam „długie letnie dnie, przy czym towarzyszyliśmy z taką lubością” (Książka moich wspomnień).
W tej części ogrodu, gdzie był agrest, przebywano zwłaszcza latem. Była tam – jak pisał – „stara, kratkowana altana, cała zarośnięta dzikim winem, w altance tańczyły zawsze plamy słoneczne i pachniało wilgocią i jakimiś zapleśniałymi owocami” (Ogrody).
Iwaszkiewicz pisał we wspomnieniach, że jego życie toczyło się pod znakiem rodziny Szymanowskich, w świetle wielkiego talentu Karola.
Dobrze znał ogród w Tymoszówce. Przypominał go sobie jako ogród owocowy, choć były w nim i kwiaty: „Kwiaty rosły tylko na rantach, przy schodzących w dół drogach, a na tarasach stały same owocowe drzewa tak niezwykłych gatunków i zwykle latem osypane taką obfitością owoców…” (Ogrody).
W okresie szkolnym lubił u niego spędzać czas podczas „zimowych i jesiennych świąt”. Toczyli długie nocne dyskusje o życiu. Rozmowy z nim wywoływały u poety czasami wstrząsy: „…dla całej mojej istoty; przez słowa śmierci, które wychodziły z jego ust, poznałem, czym jest życie” – zapisał Iwaszkiewicz w Książce moich wspomnień.
Z opisów wynika, że dobrze znał jego dom: „…było to wielkie puste domisko z olbrzymimi pokojami, o wielkich oknach, mieszkanie bez dywanów i bez firanek, gołe, zimne, zarzucone od góry do dołu angielskimi, francuskimi i rosyjskimi książkami”. Panowała w nim wiejska, kawalerska atmosfera. Było pełno strzelb, rewolwerów, psów i fajkowego dymu. Iwaszkiewicz pozostawał pod wielkim wpływem Mikłucho‑Makłaja. Jego osoba została zegzemplifikowana w postaci takich bohaterów, jak książę Mawrickij w Zenobii Palmurze czy Knabe w powieści Księżyc wschodzi.
Iwaszkiewicz wspomina, że Jura był „frapującą postacią, zarazem człowiekiem, z którym mnie łączyła najgłębsza, choć krótka przyjaźń”. Zginął przedwcześnie. Tłum mieszkańców miasteczka wymordował całą jego rodzinę w 1918 roku, na progu domu w Malinie.
Poeta przypuszczał, że najpewniej tylko on pamięta jeszcze „tego niepospolitego chłopca”. We wspomnieniach snuł refleksję nad tym, że wiele „uczuć i myśli” zapada się „w nicość”. Nie „pozostawiają żadnych śladów”. Z nutą żalu stwierdza, że „nie zawsze przetwarzają się w dobroczynny ferment, na którym powstają nowe myśli i nowe uczucia”. „Opadają one jak liście na drzewach”.
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]