1.
Listopad, a przecież w listopadzie
dużo jest śmierci.
Zmierzch, a kiedy umierać,
jeśli nie o zmierzchu?
Droga, a gdzie, jeśli nie na drodze,
spotkać śmierć?
Powrót, a przecież śmierć
ma coś wspólnego z powrotem.
Powrót od ciebie, a wtedy
zawsze jestem najbliżej
śmierci.
2.
Szkodę wyceniono
na pięć tysięcy sześćset czterdzieści trzy złote.
Wgniecenia na masce,
zdarty lakier, stłuczona żarówka.
W pęknięciach plastiku
kępki sierści.
3.
Chwila, kiedy jeszcze można
zrezygnować, przełożyć, zmienić
trasę, zawrócić, choćby krzyknąć.
Chwila, kiedy jeszcze można.
4.
I chwila, kiedy już wiadomo,
nie można zrobić nic,
skręcić, zahamować, cofnąć.
Chwila, kiedy już wiadomo.
5.
Nikt nie jest gotowy
na odgłos uderzenia ciała
o maskę samochodu.
Nikt nie jest gotowy
na opowieść o nagłej śmierci,
ona się nie układa dobrze
na języku.
6.
Ciężar odpowiedzialności – śmierć
będzie odtąd taka, jak ją opiszę.
7.
A to wszystko w pół drogi – wokół pola, słońce
chowa się za linią drzew, nic szczególnego,
żadnych znaków, przeczuć. No może ten sen
poprzedniej nocy.
8.
To było jeszcze dziecko. Dziecko wskoczyło
wprost pod koła. Czy można się obwiniać?
Czy wolno się nie obwiniać? Czym są te pytania
wobec naprawdę ważnych pytań
o śmierć?
9.
Byłoby łatwiej, gdyby zginęła od razu.
Zadałam jej umieranie. Jeszcze wstała,
jeszcze pozwoliła przejrzeć się w swoich oczach,
odjechać, dzwonić po pomoc, nie uzyskać pomocy,
wrócić, podbiec do siebie, trzymać się za głowę,
znów patrzeć w oczy, które matowiały.
Zostawić swoje sarnie dziecięce ciało w rowie,
odjechać, śnić się, myśleć o sobie bez końca.