04/2022

Przemysław Dakowicz

Sodalisi do piór!
Kilka uwag o wczesnych tekstach Tadeusza Różewicza

„Debiutowałem kilka razy. To tak jakbym się kilka razy rodził. Pierwszy raz przed wojną: w gazetkach i pismach szkolnych. Drugi raz w czasie okupacji konspiracyjnie wydanym tomikiem wspomnień z partyzantki. Trzeci raz, zaraz po wojnie, tomikiem satyr. Czwarty raz w roku 1947 tomem wierszy lirycznych Niepokój. Ten ostatni debiut uważam za najważniejszy dla mnie, choć i z tamtymi łączy się wiele wspomnień dobrych i złych”. Kiedy Tadeusz Różewicz zapisywał te słowa, miał trzydzieści siedem lat. Jego wypowiedź ukazała się w roku 1958 na łamach „Trybuny Robotniczej” – w ramach ankiety redakcyjnej Pisarze przy pracy. Różewicz był już wtedy – trudno w to uwierzyć – autorem czternastu książek: Ech leśnych, W łyżce wody, Niepokoju, Czerwonej rękawiczki, Pięciu poematów, Czasu który idzie, Wierszy i obrazów, Kartek z Węgier, Równiny, zbioru opowiadań Opadły liście z drzew, Srebrnego kłosa, Uśmiechów, Poematu otwartego Form. Przed rokiem ukazały się jego Poezje zebrane. Z takiej perspektywy czas „pierwszego debiutu”, pierwszych pisarskich narodzin, jawić się musiał jako przeszłość odległa, a nawet zamierzchła. Między chwilą teraźniejszą a bezpowrotnie zamkniętą epoką młodzieńczą leżały doniosłe wydarzenia historyczne – przełom październikowy roku 1956, stalinizm, pierwsze lata powojenne i, przede wszystkim, sześć długich lat niemieckiej okupacji. „Okres wojny – wyjaśniał pisarz w roku 1967 – wpłynął w ten sposób, że po prostu te treści jakby same zaczęły dopominać się o nowe formy i jakby zaczęły wytwarzać sobie nowe formy. To był już duży przeskok − przerwa lat okupacji. I potem ta druga młodość poetycka, która była już dojrzałą”1.

Przedmiotem mojego zainteresowania będzie tu kilka szczegółów „pierwszej młodości poetyckiej” – interesujących, gdy spojrzeć na nie z perspektywy socjologii czy psychologii, bo przyglądaniu się im towarzyszą następujące pytania (na które trudno udzielić odpowiedzi): Kiedy i jak zostaje się poetą? Które z doświadczeń decyduje? Przekroczenie której ze słabo widocznych granic ma charakter rozstrzygający?

Sam autor Niepokoju oceniał swoje literackie pierwociny surowo i bez sentymentu: „ta pierwsza młodość poetycka była podobna do wielu innych. Nie byłem cudownym dzieckiem, w żadnym wypadku”. W pełnej przekory rozmowie z Krystyną Nastulanką z 1965 roku, drwiąc ze społecznej roli poety („Poeci dzielą się na takich, którzy zawsze czują się poetami, i na takich, którzy nie zawsze się nimi czują. Tym pierwszym to uczucie towarzyszy we wszystkich okolicznościach życia. Nawet pewne czynności fizjologiczne odprawiają z tym przekonaniem, że są poetami”) Różewicz przyznaje: „Poetą czułem się w gimnazjum, nawet czułem się wtedy jakby wyróżniony. […] W szkole koledzy czekali, żebym napisał coś na przykład na andrzejki czy inną okazję… […] Ta świadomość opuściła mnie w czasie sporadycznego przebywania w tzw. «środowisku»”. I wyjaśnia w tej samej wypowiedzi, że jego młodość wyglądała „zupełnie przeciętnie. Bez odchyleń” – „Szkoła powszechna, harcerstwo, sodalicja… itd. […] Pierwszy mój wiersz ukazał się piśmie Sodalicji Mariańskiej, jego źródła były metafizyczne”2. Oto ów tekst:

Modlitwa


Nad łąką zieloną

płynie jej orszak błękitny,

skowronki radość dzwonią

kwiaty modlitwą kwitną.

Modlą się lilie niewinne

(ręce dzieci, myśli czyste) – 

niech ich prośby zmażą nam winy

bo tak nie mogą prosić grzeszne usta.

Niech słońce do Twej świętej głowy

za łask zdroje, w podzięce

przypnie wieniec kolorowy –

promienną tęczę3.


Podglebie owego debiutanckiego utworu poetyckiego jest nie tyle metafizyczne, co otwarcie religijne. Nie przez przypadek Modlitwa ukazała się w numerze majowym, miesiącu, w którym liturgia katolicka szczególną uwagę poświęca Matce Bożej. Sytuację liryczną i retoryczną ramę wypowiedzi przedstawił przed laty Tadeusz Kłak, szczególną uwagę zwracając na koncept organizujący semantyczną konstrukcję wiersza. Zostają tu sobie przeciwstawione świat roślinno‑zwierzęcy (łąka, skowronki, kwiaty, przede wszystkim lilie) i rzeczywistość ludzka. Przyroda wydaje się domeną niewinności. Jeśli prawidłowo rekonstruuję intencje niespełna siedemnastoletniego autora – warunkiem sine qua non owej naturalnej, pierwotnej nieskazitelności jest, podobnie jak w opowieści o upadku pierwszych rodziców, brak świadomości grzechu (stąd niemal znak równości między „liliami niewinnymi” a „rękami dzieci, myślami czystymi”). „Grzeszne” są usta tych, którzy wyszli już ze sfery wczesnodziecięcego zakorzenienia w świecie, którzy poznali grzech.

Modlitwy nie sposób interpretować, można ją zaledwie streścić – jak większość przedwojennych utworów Tadeusza Różewicza nie jest ona (i być nie może) niczym więcej niż próbą poetycką debiutującego autora, niezdolnego jeszcze do stworzenia odrębnej jakości artystycznej – raczej reprodukującego i powtarzającego to, co w obrębie tradycji poetyckiej zdołał dotychczas samodzielnie rozpoznać i przyswoić. Trudno rozeznać, czy widoczna nieregularność sylabiczna (od pięcio- do jedenastozgłoskowca), z zarysowującą się tendencją do wyrównywania rozmiaru wersów (na dwanaście linijek cztery ośmiozgłoskowe i trzy siedmiozgłoskowe) oraz wyraźna predylekcja do rymów niedokładnych (włącznie z tak oryginalnymi połączeniami konsonantycznymi, jak „czyste – usta”), są tu rezultatem świadomej decyzji czy raczej świadectwem niezbyt jeszcze wysokich umiejętności warsztatowych.

[…]

[Ciąg dalszy w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.