Szedłem leśnym duktem
śnieg pomrukiwał pod butami
wiatr strząsał z sosen zimny pył
i kładł na mojej twarzy
byłem szczęśliwy
szedłem długo
środkiem drogi
potem usiadłem na sągu drewna
i oddychałem głęboko
ale to nie byłem ja
Ktoś inny już mnie opowiadał
idącego leśnym duktem
z zimnym pyłem na twarzy
zostawiłem za sobą ślady
zawiewane
coraz mniej wyraźne
nie do powtórzenia