12/2019

Robert Gawłowski

Świadectwo epigona

Chciał mówić o innych, a był wymyślony.

Nazbyt miękki, jak glina wabił cudze dłonie.

Lepiony przypadkiem, cytował, powtarzał;

widział wciąż onych, jakby lepsi byli.

I w sobie samym nie dostrzegał siebie.

Te twarze z wyboru stały się maskami.

Któraś z nich, myślał, będzie wreszcie moją.

Spragniony sławy naśladował gesty,

połykał słowa, żywił się mitami.

Lustro przejrzyste, bez cienia człowieka.

Unikał cichej ofiary cierpienia. Wabiły go

style i, umykając, drwiła zeń istota rzeczy.

Czego dotykał, stawało się frazesem.

Późno zrozumiał, że lepsze milczenie,

niż chora rzeźba; zimna, ciemna mowa.

Chciał być poetą, a nie kochał świata.

Ożył dopiero, gdy w strachu umierał.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.