03/2024

Kamila Dzika‑Jurek

Światło i kamienie

Poezję Rafała Rżanego z nowego tomu Koniec lata najchętniej nazwałabym poezją cichą, delikatną, a w środku upartą i religijnie żarliwą. Choć jest to żarliwość, która, jak się zdaje, nie bierze swojej siły z żadnego z wyznań, lecz z postawy człowieka dającego w swoim życiu pierwszeństwo ostrożnemu patrzeniu na świat. Poeta w swoich wierszach lustruje detale kamienic w rodzimym Rzeszowie, widząc na ich naruszonych przez czas tynkach i gzymsach tajemnicze pismo żywiołów („fantazyjne liszaje jak martwe języki ognia” [Kamienice]) albo, jak Herbert w swoim słynnym wierszu, bierze do ręki kamień i przyglądając mu się z uwagą, dostrzega w nim część nieodkrytego przez człowieka sekretu trwania. U Rżanego czas to żywioł, i to najważniejszy. Jego szara masa, która wypełnia ludzkie istnienia, jest tutaj jednocześnie czymś potężnym, odśrodkowo zmieniającym wszystko. Kształtującym powoli i po cichu świat wedle własnych zamiarów.

A zarazem przemijanie – wielki temat liryki autora Upływu – w nowej książce poetyckiej zostało złożone w dwóch osobnych „szufladach”. W jednej z nich jest gorycz starzejącego się mężczyzny, językiem poezji zachłannie utrwalającego obrazy młodych kobiecych ciał (W autobusach, Dziewczyny na rowerach), w drugiej – niewygasła nadzieja odnowy, którą niesie ze sobą odwieczny obrót pór roku i przenikanie się w nim żywiołów (Przeszło lato, Komu, Liście, Wciąż nie wiem, Popołudnia, Maj). Wiosna, lato, jesień, zima (choć właściwiej byłoby napisać: wiosna – lato – jesień – zima) to tutaj dobrze naoliwiony mechanizm, do którego odwołuje się poeta w obronie przed powracającą myślą, że coś może skończyć się ostatecznie i nieodwołalnie. Przybrać zwykłą, cyniczną postać śmierci, jakich niemało w ludzkim świecie.

Wydanie przez Rżanego dwóch nowych książek, którym chcę poświęcić tę jedną recenzję – wraz z Końcem lata wyszedł bowiem album fotograficzny poety Ptaki i kamienie z kilkoma jego wierszami w środku – można by w zasadzie nazwać wydarzeniem, skoro autor publikuje je po siedemnastu latach milczenia! Rzeszowski poeta wszedł na scenę literacką na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i trzeba przyznać, że zrobił to z dużym rozmachem. Jako zaledwie dwudziestopięciolatek był już autorem dwóch tomów poetyckich (debiutanckiego Upływu i wydanego dwa lata później tomu Wtedy nic jeszcze…), a także książki ze zbiorem swoich recenzji krytycznoliterackich Pozornie tak bardzo podzieleni. Nie tylko o młodej poezji. W 2006 roku wydał swój trzeci tom, Ruchome pole, z autorskimi fotografiami i tłumaczeniami wierszy dwudziestowiecznych poetów Dalekiego Wschodu. A później? Później, po tym wiele obiecującym początku, zamilkł, by odezwać się ponownie dopiero latem 2023 roku.

Pytanie więc, czy w ogóle coś ważnego łączy publikacje świeże z dawnymi oraz człowieka dwudziesto‑ i trzydziestoletniego z pięćdziesięcioletnim? Gdzie, z perspektywy nowych wierszy, wyznaczyć granicę między juweniliami a utworami dojrzałymi? Albo – jeśli nowa książka poetycka nie jest tylko kapryśnym zestawem zbieranych latami utworów, z których udało się złożyć przyzwoitą całość – czy w pierwszych tomikach autor Końca lata zdołał na tyle wypracować swój styl, że go teraz, w nowych wierszach, rozpoznajemy? Czy możemy, a nawet powinniśmy iść za jego śladem w lekturze nowych książek?

Sprawa nie jest łatwa. Po pierwsze, w twórczości osoby, która poczynając od debiutanckich wierszy, w centrum swojej poezji stawia czas i jego upływ (taki tytuł – przypomnijmy – miał debiutancki tom Rżanego) i jako młody, nieopierzony jeszcze autor tematyzuje przemijanie, trudno jest tak po prostu zaznaczyć cezurę między twórczością juwenilną a dojrzałą. Zwłaszcza jeśli kolejne tomy dzieli kilkunastoletnie milczenie.

Trzeba przyznać, że już wczesne wiersze Rżanego zawierały rzeczy bardzo poważne. Od początku autor chętnie pisał o pamięci, o czasie. Antycypował starość, a nawet śmierć, nazywając ją „małą biologiczną bombą”, która „śpi” w jego młodym, dwudziestoletnim wówczas, ciele (Diagnoza z tomu Wtedy nic jeszcze…). Spacerował po cmentarzach, odwiedzając groby swoich mistrzów (jak choćby autora Ballady z tamtej strony), i budował z tego dojrzałe liryki. „Zapalam lampki na grobach / wszystkich poetów, / znanych i bezimiennych; niech czarna czcionka / ich nie napisanych wierszy / zmienia się / w żywy płomień znicza” – czytam w utworze Wieniec na grób Józefa Czechowicza w pierwszym tomie poety. Na dodatek okładkę debiutu Rżanego zdobi dość szczególna grafika: oto sędziwy Leonardo da Vinci patrzy przed siebie z melancholią w oczach.

Może to bagatelka, zwykły traf, wybór wydawcy tomu, ale wizerunek autora Mony Lisy koreluje z czymś ważnym w poezji autora Ruchomego pola. Sądzę bowiem, że w przypadku Rżanego mamy do czynienia z poetą, jak to się mówi, „starym” od początku. I że myśl Osipa Mandelsztama, który pisał o sobie: „Nigdy nie byłem niczyim rówieśnikiem”, moglibyśmy wyczytać również z wierszy Rżanego. Czas, który był zawsze najistotniejszym przedmiotem obserwacji poety, spaja wszystkie książki autora, sytuując w tym łańcuchu refleksji również nowy tom – jako jego kolejne, ważne ogniwo. Na czterdzieści jeden wierszy w tomie w jedenastu pojawia się słowo „czas”, w ośmiu – „wieczność” lub „wieczny”. A niemal w każdym Rżany tematyzuje przemijanie. Trzeci wiersz tomu zaczyna się z kolei od takiej refleksji:

Czas, ten solidny rzemieślnik,

Znów mówi do nas wyraźniej:

przyszła jesień, choć to połowa sierpnia

i liście jak latające obrazy


Koniec lata nie przynosi radykalnych zmian – ani w poetyce, ani w tematach. Jedynym novum jest wyraźna przewaga pisania o zmysłowym doświadczeniu czasu: na skórze, która jest najważniejszym świadkiem przemian w ludzkim życiu. Starzejące się ciało staje się tutaj jak tynki domów i miejskich kamienic, o których poeta pisze nie bez powodu z wielką czułością, „wiarygodnym / obrazem czasu” (Kamienice). Podobnie rzecz ma się z fotografią Rżanego. To nie przypadek, że album Ptaki i kamienie otwiera wspomniany wiersz o kamienicach. To on jest tutaj słowem wstępnym, objaśniającym, jak mamy patrzeć na te obrazy pozornie tylko ciche i puste: na wnętrza starych klatek schodowych, ciemne bramy, podwórka z trzepakami i wilgotnymi plamami na ścianach, na ruiny zamku, kamienne płyty nagrobne, po których ptaki spacerują na swoich kruchych i cienkich nóżkach. Wiersz ten oświetla ową relację łączącą na fotografiach poety sprawy ludzkie z czymś, co inne, nieznane, co ma swój ciężar, ale nie krąży w tym krew i nie przenika tego ciepło promieni słonecznych. Świat żywy z martwym (przedmiotowym, kamiennym), który jednak – jak ciało – istnieje w czasie, kruszeje, rozwarstwia się.

Wiersz Wciąż nie wiem, który znajduje się również w albumie, kończy się słowami: „patrząc na twoje dłonie, wracam w tamto lato, gdy błądziłem wśród ruin, w umarłym szukałem przyszłości”. We wcześniejszej strofie utworu te same dłonie (dłonie kochanki?) będą miały ciepło i barwę piasku („Leżąc, / przyglądam się twoim dłoniom / ciepłym i złotym jak piasek snu”). W Końcu lata metaforyczne relacje łączą ciało i świat, który z pomocą tego ciała nabiera kształtów i znaczeń. Kamienie układane w budowle, szczegóły architektoniczne rzeźbione misternie czyjąś dłonią. Wielka, pusta przestrzeń, do której wdziera się ciepłe, złotawe światło słoneczne – niegdyś sala balowa zamku Krzyżtopór; znajdziemy ją na jednym ze zdjęć w Ptakach i kamieniach – robi podobne wrażenie co fotografie, które Wojciech Nowicki (pisarz, fotograf) komentuje w swoich esejach. U Nowickiego puste, wyludnione pola bitew dają wyobraźni ten sam asumpt do pracy co u rzeszowskiego fotografa, dzięki czemu martwe na moment zmienia się w żywe, w ciszę sal balowych wpuszczona zostaje muzyka, w bezruch i kurz wchodzą możliwe do pomyślenia obrazy z przeszłości. „Życie ruin: / drugie, / lepsze / życie / przedśmiertne” – napisze poeta w Wierszu niealternatywnym. Skłonność autora Ruchomego pola do dowartościowywania architektonicznego detalu, który pojawia się zarówno w tomiku, jak i w albumie, każe interpretować tę tematyczną predylekcję jako świadectwo czułej percepcji. Wydaje się, że Rżany stąpa po tym świecie najdelikatniej, jak potrafi. Wszak poeta to „ten który uczy się chodzić po wodzie” (fraza z wiersza Po wodzie, otwierającego nowy tom).

Tytułowy Koniec lata to co roku moment przełomowy w ludzkim życiu. „Przeszło tędy lato i gdzieniegdzie gra jeszcze / jego rdzewiejąca trąbka” – napisze Rżany w mocno melancholijnym wierszu Przeszło lato. Coś ważnego, mającego w sobie pełnię możliwości przyrody, potężny przybór rzeczy i zdarzeń, wielkie fale światła – to wszystko kończy się, odpływa, przemija. Z innej strony: nadchodzi wtedy czas jesiennego gromadzenia owoców tej pełni, ale i trudnej – zawsze trudnej – konfrontacji z naszym przemijaniem w czasie. Z melancholią, która jest ostatnim ze smaków tężejącego w jesień lata. Nigdy też świat nie bywa tak odsłonięty, tak bezbronnie obnażony przed nami jak w owym przejściu między porą letnią a jesienią. Nie ma więc chyba lepszego miejsca dla poety niż strefa na granicy obu tych światów. Najnowszy tom Rżanego świadomie się na tej granicy sytuuje, przynosząc wiersze rezonujące energią, biorące swoją moc z milczenia i wnikliwej obserwacji świata. Poważny, spokojny, ale dysponujący siłą ton tych utworów zmienia rzeczy pozornie statyczne w tętniące melodią życia. Prowadzą one czytelnika przez świat w naprzemiennym rytmie kamieni i światła.

Rafał Rżany: Koniec lata.
Wydawnictwo Pod Światło,
Rzeszów–Kraków 2023, s. 60. Rafał Rżany: Ptaki i kamienie.
Wydawnictwo Pod Światło,
Rzeszów–Kraków 2023, s. 50.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.