Od tamtej pory widzę
Powie ktoś, że poszukiwanie motywującego poezję krajobrazu jest nadużyciem. Może, choć za większością nie najlepszych wykwitów lirycznych Młodej Polski stoi przecież widok tatrzańskich turni, a wychowany wśród jezior Mickiewicz miał wyobraźnię akwatyczną. Natomiast jestem pewien, że wiele wierszy Grzegorza Wróblewskiego tłumaczy morze. I nie ma w tym nic dziwnego: poeta urodził się w Gdańsku, a znaczną część życia spędził w Danii.
Tymczasem krwawy zachód słońca i wysuszona ryba
na brzegu. Życie jest dla tych, którzy dopiero
zaczynają żyć.
Nad morzem albo w jego okolicach rozgrywa się większość rozmów (a jakże, jest tu i latarnia morska, która każe pamiętać o Sienkiewiczu i Virginii Woolf) składających się na nieoczywiste erotyki. Nieoczywiste, bo podmiot tych wierszy, niczym And Stanisława Czycza, stylizuje się na Mistrza Cierpienia:
helikoptery?”. „Terror. Zacząć się mścić, egzekucja
za każdego zabitego słonia”. Siedzimy na północnych
mokradłach. Wśród koni i krów. Z dala od metropolii.
Tutaj każdego dnia o świcie morduje się wszystkie inne
możliwe gatunki. Popijamy herbatę i sennie śledzimy
wiadomości ze świata. W garnkach gotują się nasze
niedzielne kurczaki… Papież i marsjańskie mikroby.
„Pojadę do Afryki i zrobię z tym porządek!” „Najpierw
zrób coś z własną głową”.
I tak sobie ekologicznie dogadują (wspaniałych przykładów takich dialogów dostarcza Analiza biografii doktora Goebbelsa, drukowana w „Twórczości” 2018, nr 7–8), póki on na jej przyjście nie przygotuje miseczki ryżu, mango, talerza wiśni. Wówczas, choć jest w Bostonie, napisze najpiękniejszy erotyk:
Wiem, że nie wpadną w ręce cmentarnej hieny (samolot
może wpaść do Atlantyku). To lodowate łóżko
przeznaczone jest
dla dwóch osób.
To „lodowate łóżko” – morze obecne jest także w głębokiej strukturze tych wierszy. Jak człowiek wali głową w mur (i nieważne, czy z konieczności, czy się naoglądał marin Caspara Davida Friedricha), tak morze rozbija się o falochron. Odwiecznie, monotonnie, powtarzalnie. Może morze może, człowiek do pewnego momentu nie bardzo:
na księżycach Jowisza. Atrakcyjny jest
zwłaszcza Ganimedes. Woda i związki
organiczne! Powoli wypadają mi zęby…
Odpowiedź nadejdzie w 2030 roku.
Życie pozaziemskie! Będę już wtedy
wszystko dokładnie wiedział
Ale potem znów ktoś się urodzi, kto nic dokładnie nie wie. „Życie jest dla tych, którzy dopiero zaczynają żyć”.
Nie ma to nic wspólnego z powtarzalnością struktur u Tkaczyszyna-Dyckiego, stanowiącą rozpoznawalny znak jego poetyki. Ani z samooskarżaniem się poety:
zdradzany
łapie mnie
echolalia
dopiero za kilka sezonów”, mówi stary Jens,
rozgryzając powoli włoskie orzechy.
A one, te fale, wyrzucają na brzeg nie bursztyn, nie hanzeatyckie kwity, ale strzępki gazet. Zazwyczaj z durnowatymi reklamami i jeszcze bardziej głupimi wiadomościami:
poziom glukozy,
Nokia spełnia oczekiwania,
nerki, białkomocz,
strona używa cookies,
nie ma zgody na nacjonalizm,
minimum 4 małe posiłki,
pieczenie w naczyniu
żaroodpornym, unikaj pestek,
włochaty obiekt na Pacyfiku,
nie mówi się część,
mówi się dola,
kwas nasycony, strona używa
cookies, poziom glukozy i styl paryski,
nie ma zgody na nacjonalizm,
nerki, białkomocz, włochaty obiekt,
pieczenie tylko w żaroodpornym naczyniu
Pokawałkowane, ale rozpoznawalne fragmenty zdań, plemiennych zawołań i reklamowych inkantacji to les objets trouvés podczas przechadzek współczesnego Robinsona nadmorską plażą.
Wobec współczesnego Robinsona – z dawniejszym łączy go samotność – morze nie jest równie szczodre. Wyrzuca na brzeg różne strzępy, różne części, ale czy te części kiedykolwiek złożą się w całość?
„Nie mówi się «część», mówi się «dola»” – oto najosobliwsza refleksja antropologiczna, jaką da się wyczytać z tej książki.
Cóż, tak krawiec kraje, jak materii staje; taki wieszcz, jaki słuchacz.