po praskiej stronie bytu
w bramie
między jej zębami
jestem swojakiem
mnie brama nie zje
[…]
znikają ludzie
domy drzewa
Widoczne i odczuwalne są również pęknięcia wewnętrzne, „rozdwojenia w sobie” (celowo używam tu liczby mnogiej), które trudno zrozumieć i oswoić. Są rany trudne do zagojenia i takie, które pozostawiają trwałe ślady („ty Siostra / nie płacz / z taką szramą przecież / można żyć // można zamieszkać w zamieszaniu / na stromiźnie / w szumie”). Są przeżycia, które niełatwo zintegrować, są rany i urazy, które dotyczą i jednostek, i całych rodzin. Odpowiedzi na najważniejsze egzystencjalne pytania (kim jestem?, skąd pochodzę?, dokąd zmierzam? – by sparafrazować tytuł jednego z obrazów Gauguina), jak żyć (z dziedzictwem rodzinnym, a właściwie – z nawarstwiającym się dziedzictwem rodu i bagażem własnych nie-własnych doświadczeń, ze splotem jawnych i niejawnych, ale odczuwanych bądź przeczuwanych „prawd” wielopokoleniowego przekazu). Mitzner zderza ze sobą te dwa ciągi wiedzy o człowieku i życiu, wyzyskując podobieństwo brzmieniowe wyrazów wywodzących się z tego samego łacińskiego źródłosłowu, powtórzenia leksykalne, składniowe i – z poziomu wiersza – konstrukcyjne:
można przecież
owce strzyc
zbierać owoce
pisać długą powieść
o zbieraniu owoców
i strzyżeniu owiec
macica mówi:
z wielkiego ptaka
wylatują małe ptaszki
z kontrabasu skrzypeczki
synkowie i córki
Łacińskie mātrix odnosi się do ciężarnych zwierząt, spodziewających się potomstwa samic, oznacza także łono (i macicę), māter oznacza natomiast matkę, ale także źródło i początek. Matryca (łac. mātrix) to natomiast m.in. forma, która pozwala tworzyć przedmioty o tym samym kształcie, według tego samego wzorca (bez względu na przyjęty materiał). Niekiedy matryca utożsamiana bywa z wzorcem (którego istnienia nie musimy sobie w pełni uświadamiać). Macierze matematyczne również bywały opisywane jako „łono” (tablica), z którego mogą pochodzić różne układy wyznaczników (tak objaśniał macierz dziewiętnastowieczny matematyk, James Joseph Sylvester), a także wykorzystywane jako narzędzia opisu i modele w mechanice kwantowej oraz fizyce cząstek elementarnych (a stąd tylko krok do pytania o model bądź modele wszechświata i boską cząstkę…).
W wierszu Mitzera można jednak – jak mi się wydaje – znaleźć dość czytelne odwołanie się do jednego z najważniejszych przekazów w kulturze europejskiej: Biblii. Tu także znajdują się opowieści i przypowieści o rolnikach i pasterzach (co ciekawe – jedną z nich jest przecież znana ze Starego Testamentu, z Księgi Genesis [sic!] opowieść o Kainie i Ablu, o tym, który darował Bogu płody ziemi, i o tym, który złożył ofiarę zwierzęcą; to także opowieść o grzechu pierworodnym i jego konsekwencjach, o zawiści i rywalizacji, o dobru i złu, wreszcie – o współwinie i współodpowiedzialności; wszak Kain zapytany o Abla odpowiedział: „Czyż jestem stróżem brata mego?”, Gen. 4, 9). W wierszu Siostra pojawia się też zestawienie: mowa – pismo (ze znaczącym odwróceniem kolejności wersów), a także rzeczywistość – opis rzeczywistości. W tym wypadku pisanie także jest aktywnością (i twórczą, i wytwórczą), może też mieć walor mimetyczny bądź pełnić funkcję referencyjną, a więc odsyłać do wzorców znanych z realnego życia (zbieractwo, hodowla, pasterstwo). Na innym poziomie (teologicznym) matryca mieści w sobie i Słowo, i Pismo. Powtórzenie treści i układu wersów: „matryca mówi” – „macica mówi” umożliwia zderzenie dwóch porządków przekazu: narracyjnego (choć to drastyczne zawężenie!) i biologicznego (nota bene tu dodatkowo matrycą, owym matrix, będzie informacja genetyczna zawarta w DNA). Ich splot i nieustanne mediacje między nimi wciąż skłaniają do refleksji i nad biologicznym, i nad kulturowym dziedzictwem, nad dziedziczeniem, ale też nabywaniem, uczeniem się, powielaniem, naśladowaniem. Nad międzypokoleniowym przekazem, jego treścią, ale też nad formami transmisji, a także – sposobami przetrwania i nawarstwianiem się doświadczeń. Bo przecież
mości się rodzina
pieści się rodzina
na ruinie rodziny
piknikuje rodzina
a już nowa rodzina
na górę się wspina
szczyt
pachnie starcem
i niemowlakiem
Najważniejsi są starcy – depozytariusze wiedzy o przeszłości, mądrzy i doświadczeni, oraz najmłodsi potomkowie, zapewniający rodzinie (i szerzej – rodowi) biologiczne przetrwanie. Nie ma tu trzech etapów życia znanych z dzieł malarskich i literackich, nie ma cykli życia (chociażby w wersji Jungowskiej, od dziecka do starca), nie ma biegunowości, opozycji. Nie ma nadmiernej apoteozy młodości ani pochwały starości. Starzec i nowo narodzony znajdują się w tym samym punkcie – u kresu, a zarazem – na początku drogi, która jeszcze pozostała (każdemu z nich) do przebycia. Co więcej, jeśli potraktujemy ten fragment jako opis wertykalnego układu (rośnięcia, wspinania się), to szczyt będzie miejscem styku – spotkania tego, który zna najważniejsze opowieści, i tego, który jeszcze nie mówi, węzłem sekwencji, następstwa pokoleń. W to, co powstaje, „mości się” i rozwija, włączane są szczątki, pozostałości, owe remains; ruiny stają się podłożem (niezbywalnym), choć niekoniecznie fundamentem. Owo sadowienie się na ruinach może oznaczać zarówno kontynuację procesu niszczenia (w wymiarze horyzontalnym i w synchronii), jak i świadome odbudowywanie się na gruzach (w wymiarze diachronicznym). Najważniejsza umiejętność, a właściwie „sztuka powicia przewijania / i przemijania” jest rozciągnięta w czasie, a uczenie się jej trwa, a zarazem podlega zmianom, generowanym przez czynniki zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Ważne jest, kim jestem ja i kim się staję – nie jako odizolowana jednostka, ale jako osoba usieciowana – w rodzie, w rodzinie, we wspólnocie (a raczej we wspólnotach różnego typu). Ważne jest pokrewieństwo (w tym tomie – najważniejsze), ale także powinowactwo, w tym – powinowactwa „z wyboru” (choć w innym znaczeniu niż w słynnym utworze Goethego). W Domu zaginionych pada natomiast pytanie (i znacząca odpowiedź):
zaczynając życie?
że mieszka na skraju
sukcesji zbiorowisk
szuwarowo-turzycowych i mszarnych
gdzie występuje
jeżogłówka najmniejsza
to w zasadzie powinno wystarczyć
Pytanie o to, kim jest człowiek i jakie miejsce zajmuje we wszechświecie, zajmowało ludzi od czasów najdawniejszych, było też jednym z najważniejszych przedmiotów refleksji filozofów. W formie Was ist der Mensch? zadał je niegdyś Kant, powtórzył Buber, Foucault i inni. Kant stawiał pytania: „Co mogę wiedzieć? Co powinienem czynić? Czego mogę się spodziewać? Czym jest człowiek?”. Na pierwsze z nich miała odpowiadać metafizyka, na drugie – nauka o moralności, na trzecie – religia, na czwarte (właściwie zawierające w sobie wszystkie poprzednie) antropologia. W tomie Mitznera padają podobne, fundamentalne pytania: co powinienem wiedzieć?, skąd jestem?, skąd się wywodzę?, skąd pochodzę?, jakie są moje sukcesje?, jakie dziedzictwa?, czy i jak mogę je rozpoznać?, jak sobie z tym (i chcianym, i niechcianym) dziedzictwem poradzić? Brak natomiast jednoznacznych odpowiedzi. Sugestie przyjść mogą i na jawie, i we śnie, i w nagłym przebłysku, i we wspomnieniu (mimowolnym albo świadomie prowokowanym). Wiedza o człowieku (i samowiedza) są zawsze rozproszone i niepełne. Ustalenia nauk szczegółowych – aspektowe i nie wystarczające. Co więcej – Mitzner ukazuje w Siostrze nie tylko relacje niezwykle osobiste (aż chciałoby się napisać – intymne), zwraca również uwagę na takie zjawiska, jak rozpad wspólnot (co wiąże się także z odczuciem braku fundamentów, braku stałości, bezpieczeństwa i zakorzenienia – zadomowienia), uwikłanie człowieka w sieć otaczających go ekstensji (nie po raz pierwszy w twórczości autora Domu pod świadomością pojawiają się wątki związane z rozwojem najnowszych technologii, w omawianym tomie są one wyraźnie widoczne m.in. w wierszach Aplikacja, Posłuchaj czy Mail do Leopolda Staffa, a nawet – w liryku Okulary).
Dziedzictwo to także scheda poetycka – nie bez powodu więc znajdują się tu również liryki, w których pojawiają się nawiązania do znanych twórców (czasem są to polemiki, czasem rozliczenia, kiedy indziej – pytania o ciągłość – nie tyle o charakterze formalnym, co tematycznym; poszukuje się także podobieństw i różnic w odczuwaniu świata oraz sposobach ujęcia i wyrażenia go w słowie, słowie niekoniecznie przystawalnym do świata). Dziedzictwo to nie tylko częsta wspólnotowość losu, to także współodpowiedzialność: za siebie i innych. Dlatego też można wyznać: „siostro // szukam cię / żeby nie szukać siebie”.