ile to razy
wydaje się
że gramy kluczowe role
(w swoich, cudzych spektaklach)
gdzie
wchodzimy prawie w skórę Romea
Kleopatry
Ofelii
ach mój boże
co to było!
co to było!
jak się nam wyobrażało
majaczyło
rozdawało ukłony
na lewo i prawo
teatr widzieliśmy
ogromny
i wielkie powietrzne przestrzenie
a w uszach
dźwięczały
wyimaginowane oklaski
dopiero z latami
budzimy się zdumieni
że scenka tak mała
(czyżby z latami zmalała?)
rólka
mikroskopijna
z pospolitej opery mydlanej
zerżniętej
z innej opery mydlanej
nasza kwestia
ach jakaż kwestia
parę zdań
kto je usłyszał zauważył?
rozwiali się klakierzy
i wygwizdujący
a może ich nie było
dla kogo się tak staraliśmy
dla autora sztuczydła
podszepniętego przez duszka
minionej epoki
dla
reżysera
ze spalonego teatru cieni
sam spłonął ze wstydu
czy w ostatecznym rozrachunku
dla samego siebie
i dla tego
ostatniego widza naszej samotności:
wiernej halabardy
co wymknęła się po cichu z rąk
i osunęła z brzdękiem
na podłogę